Olbrzymiej większości legionowian słowo „huta” kojarzyć się może głównie z Warszawą czy Katowicami. Rzadko który ma bowiem świadomość, że przed laty taki zakład działał również na terenie ich miasta. Zaczynając produkcję wtedy, gdy nie nosiło ono jeszcze swej nadanej przez generała Bolesława Roję nazwy. Chcąc ten stan rzeczy zmienić, pod koniec marca dyrektor miejskiego muzeum zaprosił mieszkańców na specjalny wykład.

Jego tytuł mówił sam za siebie i nie pozostawiał wątpliwości co do głównej bohaterki spotkania: „Historia huty szklanej w Legionowie”. – Temat ten nie pojawił się znikąd, bo już od wielu lat nad nim pracuję. Ale takim katalizatorem było spotkanie pewnego małżeństwa na jednej z ulic miasta, które w ogólne nie miało świadomości, że w Legionowie istniała huta szkła, powstała jeszcze w XIX wieku. Owszem, kojarzyli hutę, która w latach 90. i dwutysięcznych robiła bombki przy ulicy Jagiellońskiej, ale nikt nie pamiętał potężnego zakładu, który istniał przy stacji kolejowej, wytwarzał butelki i był podstawowym pracodawcą w międzywojennym Legionowie – tłumaczy dr hab. Jacek Szczepański, dyr. Muzeum Historycznego w Legionowie. Dla dociekliwego historyka taka konstatacja to zarazem zawodowe wyzwanie. A ponieważ Jacek Szczepański do takich badaczy należy, postanowił o hucie przypomnieć i zarazem wywołać dyskusję o tym, jak upamiętnić jej istnienie w przestrzeni miasta. – Lecz tu powstał problem, skąd wziąć źródła? Bo wspomnienia to jest jedna rzecz, kolekcja muzeum – głównie w postaci butelek, to inna rzecz, ale skąd czerpać wiedzę dotyczącą tego, kiedy powstała huta, kto nią kierował, jacy ludzie pracowali? I tu się kłaniają dwa państwowe archiwa: w Milanówku i w Grodzisku.

Jak łatwo zgadnąć, dr Szczepański gruntownie je pod kątem huty spenetrował. A pozyskane tam dokumenty, czyniąc to po raz pierwszy, pokazał właśnie w trakcie niedzielnego wykładu w głównej siedzibie Muzeum Historycznego. – Są to przeważnie sprawozdania z działalności gospodarczej. Wiemy już, ile butelek produkowano w okresie rosyjskim, wiemy jak były oznaczane, jak były przez hutę sygnowane, także w okresie międzywojennym, tym najpopularniejszym. Co zaskakujące, huta wysyłała butelki dla browarów w całej Polsce: i na dalekie Kresy, i do Kołomyi, i do Równego, I do Lwowa, ale również do Wielkopolski czy na Pomorze – wymienia regionalista. Dotychczas udało się ustalić ponad 80 odbiorców wyrobów działającej na terenie zajmowanym dziś przez główną siedzibę PWK huty. A przypuszczalnie jest to tylko wierzchołek tej lodowej, a właściwie szklanej góry.

Zatrudniając początkowo około 50 osób, w okresie swego rozkwitu legionowska huta miała ich na liście płac ponad 280. Szczególnie cenne miejsce pracy stanowiła w czasie okupacji niemieckiej, chroniąc ludzi przed aresztowaniem i wywózką na przymusowe roboty lub do obozu koncentracyjnego. – Członkowie konspiracji legionowskiej używali przepustek z huty, aby mieć możliwość przemieszczania się w nocy po Legionowie. Patrole żandarmerii niemieckiej respektowały bowiem dokumenty z huty – podkreśla dr Szczepański. Kres jej funkcjonowaniu, podobnie jak to było w przypadku wielu innych zakładów przemysłowych, położyła druga wojna światowa. – Huta została zniszczona jesienią 1944 roku. Do końca nie wiemy, kto to zrobił: czy spowodował to ostrzał artyleryjski Armii Czerwonej, czy też hutę, wycofując się, wysadzili Niemcy, tak jak wysadzili dworzec. To jeszcze wymaga badań, ale myślę, że w ciągu kilku lat uda się dotrzeć do dokumentów radzieckich, gdzie będą zawarte informacje o tych ostrzałach.

Tak czy inaczej na jednym wykładzie wspominanie huty się nie skończy. W opinii Jacka Szczepańskiego zasługuje ona na bardziej trwałe, książkowe upamiętnienie. – W przyszłości, może za rok, może za dwa, chciałbym ukończyć opracowanie poświęcone dziejom legionowskiej huty. Bo huta była podstawowym czynnikiem miastotwórczym, a istniała w mieście 50 lat. I nagle zniknęła z ludzkiej świadomości. Oczywiście starsi legionowianie ją pamiętają, zwłaszcza ci, którzy otrzymywali parcele w zamian za długi huty, natomiast większość osób już jej nie pamięta – stwierdza dyrektor muzeum. A skoro tak, pora im historyczną pamięć odświeżyć. Choćby po to, by przy rozmowie o przeszłości Legionowa nikomu nie udało się nabić ich w butelkę.

Poprzedni artykułRowery prima sort
Następny artykułŻabka z medalami
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj