Na rozpoczęcie artystycznej przygody nigdy nie jest za późno. Nawet jeśli ze sztuką nie tylko pragnie się obcować, lecz także ją tworzyć. Licznych tego dowodów, za sprawą wystawy swoich rysunków w legionowskiej Galerii Dworzec, dostarczył ostatnio Tomasz Stępniak, który zabrał gości wernisażu do obejrzenia „Osobliwości Beskidu Niskiego”. A przy okazji, wraz z nimi, wszystkich odwiedzających dworzec pasażerów.

Wspomniana Galeria Dworzec to nic innego, jak obszerny fragment pierwszej kondygnacji Centrum Komunikacyjnego, z którego korzystają dziennie tysiące osób. Otwarta w piątek (3 lutego) wystawa to kolejna podjęta przez Poczytalnię próba wyjścia do pasażerów z kulturą i sztuką. A zarazem sposób na przyjemne urozmaicenie ich podróży. – Miejska Biblioteka Publiczna, odkąd znalazła się na dworcu kolejowym w Legionowie, stara się, aby służył on nie tylko pasażerom, ale też był miejscem propagującym kulturę. W związku z tym od wielu lat – począwszy od samego otwarcia dworca, które również miało mocne akcenty kulturalne – organizujemy tam na parterze różne eventy czy spotkania. Dość powiedzieć, że w ciągu ostatnich siedmiu lat samych tylko wystaw odbyło się tam ponad dwadzieścia – mówi Tomasz Talarski, dyr. Miejskiej Biblioteki Publicznej w Legionowie.

Tę najnowszą dworcowa galeria zawdzięcza mieszkającemu w Legionowie od ponad trzydziestu lat Tomaszowie Stępniakowi. A właściwie jego o wiele młodszej pasji do przenoszenia swoich plastycznych wizji na papier. – Moja przygoda z rysowaniem rozpoczęła się dzięki panu… Macierowiczowi, który „z uwagi na potrzeby sił zbrojnych” zwolnił mnie do cywila. Wtedy pomyślałem sobie, że zacznę rysować i znalazłem informację, że w MOK-u na Targowej pani Basia Retmaniak prowadzi zajęcia plastyczne dla seniorów. No i od 2019 roku rysuję – wspomina artysta, z wykształcenia inżynier budowlany po Wojskowej Akademii Technicznej. Wcześniej, jeżeli już robił coś w tej dziedzinie, uwieczniał co najwyżej żelbetowe elementy jakichś konstrukcji. W końcu jednak uznał, że trzeba zacząć robić to nie zawodowo, lecz dla przyjemności. – Ale rysowanie, szkicowanie ołówkiem to zupełnie coś innego, niż dobieranie kolorów. I o tym nie miałem żadnego pojęcia, nawet zielonego. Pewna pani, która była na jednych z pierwszych zajęć, w których wziąłem udział, powiedziała mi, że jak wykonam dwieście rysunków, to będę wiedział, o co chodzi. Na razie jestem na poziomie 117 – śmieje się pan Tomasz. I zaraz dodaje: – Ponieważ lubię chodzić po górach, więc temat mojej debiutanckiej wystawy – bo wcześniej pokazywałem swoje rysunki tylko w klubie garnizonowym – był w pewnym sensie oczywisty. Stanowił on też dla mnie jak gdyby wyzwanie i sprawdzian, czy uda mi się dobrze narysować coś, co widzę i co tak mocno działa na moją wyobraźnię.

Sądząc po życzliwych reakcjach uczestników piątkowego wernisażu, jego bohaterowi chyba się powiodło. Utrwalone suchymi pastelami beskidzkie perły małej architektury, pomniki czy żołnierskie nekropolie zdradzały i duży talent, i wrażliwość autora prac. Jednocześnie zapowiadając jak gdyby kierunek jego kolejnych poszukiwań twórczych. W swoich planach artystycznych Tomasz Stępniak ma bowiem skupienie się na Legionowie oraz jego okolicach, ze szczególnym uwzględnieniem obiektów związanych z wojskowością. A że jest ich całkiem sporo, inspirującej „amunicji” rysownik będzie miał zapewne pod dostatkiem.

Poprzedni artykułKolej dużych wątpliwości
Następny artykułNachodził, więc posiedzi
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.