Pod koniec ubiegłego tygodnia w ratuszowej sali widowiskowej znowu dali jazzu! A to za sprawą kolejnej edycji organizowanego przez Miejski Ośrodek Kultury od 2016 roku festiwalu Mazowiecki Jazz Jam. Legionowo. Edycji wyjątkowo udanej, pełnej pięknych melodii, błyskotliwych improwizacji i entuzjazmu zachwyconej publiczności.

Dzisiaj niewielu już zapewne pamięta, ale muzyka improwizowana na dobre rozgościła się w mieście znacznie wcześniej niż przed siedmioma laty. O czym, rozpoczynając imprezę, przypomniał jej pomysłodawca. Opowiadając o pierwszym jazzowym koncercie, jaki zorganizował w małej sali MOK-u na Norwida, tuż obok działającego tam wtedy klimatycznego baru z piwem. Jazzowe szlaki przecierali wówczas saksofonista Zbigniew Namysłowski i klawiszowiec Janusz Skowron. – Grali na naszej salce w MOK-u, niedużej, na sześćdziesiąt miejsc, a w tej kawiarni osób było pewnie z pięćdziesiąt. A na sali dwie, trzy. Więc mówię: „Zabierać te kufle i szybko na salę koncertową!”. Dlatego, że jazz jest taką sztuką, że wręcz czasem wymaga wspomożenia w postaci drinka czy piwa. Tak wyglądają kluby festiwalowe, tak wyglądają kluby jazzowe. Społeczeństwo poszło i od tamtej pory nie można było pomieścić ludzi na MOK-owskiej sali koncertowej. Bywało ich sto, dwieście, a nawet trzysta, ustawiających się wokół MOK-u – wspominał Zenon Durka, dyr. Miejskiego Ośrodka Kultury w Legionowie.

Zagrały tam później bodaj wszystkie tuzy krajowego jazzu, czasem pojawiały się również te zagraniczne. Stanowiąc festiwalową filię warszawskiej „dżemborki”, legionowski ośrodek kultury mógł po nie sięgać dość łatwo i na preferencyjnych warunkach. – W 1993 roku w MOK-u na Norwida odbyła się pierwsza edycja festiwalu Jazz Jamboree. Tak się składało, że tego dnia swoje urodziny miał również dyrektor MOK-u Zenon Durka. Wczoraj wspominał, że były to 35. urodziny. Dzisiaj mamy 2023 rok, więc łatwo policzyć, które urodziny obchodzi w tym roku – zwrócił się do publiczności Andrzej Sobierajski, zastępca dyr. MOK-u. A następnie dokonał reszty jubileuszowych formalności. Oprócz kwiatów tudzież odśpiewanego gromko „Sto lat”, ówczesny i obecny szef placówki otrzymał też na scenie płynny, sprzedawany tylko osobom powyżej 18 roku życia upominek od konsumentów lokalnej kultury. Później zaś płynęła już tylko muzyka…

W piątek, pierwszego dnia festiwalu, legionowską scenę niepodzielnie wziął we władanie Artur Dutkiewicz Quartet, z koncertem zatytułowanym „Tomasz Szukalski Tribute”. Na ratuszowej antresoli otwarto natomiast towarzyszącą wydarzeniu wystawę obrazów Waldemara Kusala, zatytułowaną „Jazzobraz”. Jak co roku przed salą widowiskową działało też dobrze zaopatrzone stoisko z wydawnictwami fonograficznymi. Zawierającymi, jak łatwo zgadnąć, głównie muzykę jazzową. Drugiego dnia imprezy zagościły w ratuszu już nie jeden, a dwa, jak to się mawia w branży, podmioty artystyczne. Na pierwszy muzyczny ogień poszedł pianista Maciej Tubis. Zagrał on w Legionowie utwory ze swego albumu „Komeda: Reflections”. A właściwie spowił słuchaczy eteryczną mgiełką utkaną z doskonale się uzupełniających się dźwięków fortepianu i syntezatora. – Tak naprawdę ja gram aranżacje, impresje. Nie jest to Komeda jeden do jednego, tylko bardziej Maciej Tubis grający wokół tematów Krzysztofa Komedy – mówi artysta. Jak zdradza absolwent łódzkiej Akademii Muzycznej, gdzie obecnie wykłada na wydziale jazzu, pomysł nowego spojrzenia na dzieła zmarłego przedwcześnie kompozytora pojawił się całkiem przypadkiem. I stanowił miłą odskocznię od płyt nagrywanych z tradycyjnym jazzowym Tubis Trio. – Broniłem doktorat z wpływu estetyki muzyki klasycznej na improwizację. I wybrałem właśnie utwory Krzysztofa Komedy. Po obronie zagrałem koncert i pojawiły się pytania, gdzie płyta? Minęły dwa miesiące i nagrałem materiał „Komeda: Reflections”, gdzie obok fortepianu słychać także syntezator analogowy. To był taki impuls pod wpływem chwili. Czułem, że coś tutaj trzeba dodać, pokolorować. To była fajna zabawa, ukazały się też bardzo pozytywne recenzje, co przełożyło się na sporo koncertów. Jest to takie współczesne, trochę też filmowe ujęcie Komedy, który przecież pisał również do filmów, a za jego życia syntezatorów jeszcze za bardzo nie było.

Jako muzyczne danie główne podano w sobotę koncert zadedykowany zmarłemu dwa lata temu Jerzemu „Dudusiowi” Matuszkiewiczowi. Wystąpili przyjaciele i współpracownicy artysty: Agnieszka Wilczyńska oraz kwartet pod kierownictwem Andrzeja Jagodzińskiego. Co ciekawe, idea uhonorowania jego dzieł pojawiła się jeszcze za życia kompozytora. – Mamy dosyć prężnie działającego menadżera, który wymyśla różne projekty, i kilka lat temu zaproponował nam, żebyśmy z Robertem Majewskim zaaranżowali na jazzowo jazzowe kompozycje „Dudusia” Matuszkiewicza. Przeboje z różnych filmów, do których napisał muzykę. I podjęliśmy się tego zadania – uśmiecha się Andrzej Jagodziński. A współpracująca z nim od 2004 roku wokalistka uzupełnia: – Ten program powstał na okoliczność 90. urodzin pana Jerzego, które wspólnie świętowaliśmy właśnie koncertem „Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz – 90 lat minęło”. W koncercie tym wzięli również udział, jako goście, Wojciech Karolak i Jan „Ptaszyn”” Wróblewski. Więc w 2018 roku świętowaliśmy te urodziny wspólnie. W 2021 roku, w wieku 93 lat, pan Jerzy niestety nas opuścił, natomiast została jego wspaniała muzyka, którą szczęśliwie możemy wykonywać.

Jerzy Matuszkiewicz stworzył ścieżkę dźwiękową do wielu popularnych filmów i kultowych już seriali, takich jak „Janosik”, „Czterdziestolatek”, „Wojna domowa” czy „Stawiam na Tolka Banana”. – Ta muzyka towarzyszyła mi od dziecka, więc z tym większą sympatią, ochotą i radością ją wykonuję. Śpiewam nie tylko utwory z tekstami, które zostały dopisane do tych kompozycji, ale również utwory instrumentalne, na przykład z filmów „Podróż za jeden uśmiech” czy „Stawka większa niż życie”. Niekoniecznie zatem muszą być słowa, aby te utwory mogły wokalnie zaistnieć – uważa pani Agnieszka, dla której słynny „Duduś”, do tekstu Wojciecha Młynarskiego, napisał na jej solową płytę utwór „Miłość jest impresjonistą”, wykonany także podczas koncertu w Legionowie. – Jego kompozycje są fantastyczne, bo to był jazzman, więc te wszystkie piosenki są po prostu jazzowe. I tak jak Agnieszka powiedziała, świetnie się to śpiewa i świetnie się to gra – dodaje Andrzej Jagodziński.

Świetnie też słucha się w sali widowiskowej ratusza jazzu. I choćby dlatego w legionowskiej kulturze zawsze powinno być dla niego miejsce. Póki co jest, głównie za sprawą festiwalu Mazowiecki Jazz Jam. Legionowo, wspieranego finansowo przez marszałka województwa, legionowskie starostwo i urząd miasta, które jako sponsorzy imprezy od lat stanowią świetnie brzmiące i zgrane trio.

Poprzedni artykułDwa razy jeden
Następny artykułPożar w ruinie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.