Obcy język polityki

Kiedy media donoszą o sukcesach polityków na scenie międzynarodowej, opatrują te niusy zdjęciami z sali obrad. Sugerując, że to właśnie tam wzorowo odegrali oni swą rolę. I wszystko by się zgadzało, poza pewnym „szczegółem” – z reguły to bzdura. Bo tak naprawdę politykę robi się za kulisami, gdy nikt postronny aktorów nie widzi, a tym bardziej, uchowaj Boże, nie słucha. Ponieważ jednak od czasów wieży Babel ziemska komunikacja została mocno utrudniona, są z takimi ustaleniami problemy. Najczęściej wtedy, kiedy dany kraj deleguje za granicę męża stanu, który jest w stanie gadać tylko we własnym narzeczu. Czasami, nawiasem pisząc, niezrozumiałym nawet dla jego rodaków.

Przed obiektywami kamer i w błyskach fleszy bywa drętwo. Dlatego tam możni tego świata tylko oznajmiają to, co ustalili wcześniej. Gdzie? To mało istotne. Można, jak nasz Kwach z Bushem, na polu golfowym, ale równie dobra jest prywatna chałupa albo knajpa. Byle nie u Sowy… Grunt, żeby mówiąc jednym językiem, w końcu znaleźć ten drugi – wspólny. Akurat tu nasi w świecie nie błyszczą. Wśród rodzimych ministrów, premierów i prezydentów sztuka swobodnej konwersacji w „lenłidżu” to wciąż bardziej rzadkość niż norma. A takie kalectwo kosztuje. Jeśli polityk pewnym krokiem nie wejdzie za kulisy teatru władzy, pozostanie dla reszty trupy klasowym pierdołą, którą – choć skończyła naście lat – rodzice wciąż  odprowadzają do szkoły. Z tym, że w roli starych występuje jego tłumacz. Owszem, podczas oficjałki zamienią z taką sierotą kilka słów, nawet protekcjonalnie poklepią po ramieniu, lecz wieczorem pójdą na wódkę już bez niej. Z jednej strony, to zrozumiałe. Z drugiej, trochę jednak szkoda, wszak nie od dziś wiadomo, że w alkoholu potrafimy rozpuścić każdy komunikacyjny zator. Problemem jest dawka: po tej optymalnej dla Słowian, nikt przy stole słowem już się nie odezwie.

Poprzedni artykułSamochód ciężarowy zablokował DW 633
Następny artykuł13 kwietnia 2017
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.