Przepis na kłopoty

Na wieść o wynikach samorządowej elekcji w Legionowie aż chciałoby się zakrzyknąć: „Masz, babo, placek!”. Ponieważ jednak w dzisiejszych czasach panie mogą uznać taki tekst za stygmatyzującą kulinarnie zniewagę, pozwolę sobie jeno uprzejmie nadmienić, że głosujący lud z miasta L. najwyraźniej postanowił w minioną niedzielę przyrządzić bliźnim samorządowy bigos. Ewentualnie, jeśli ktoś woli, równie ciężkostrawny groch z kapustą. Taki wedle stosowanej teraz na wyżynach krajowej władzy receptury, której główne składniki, czyli prezydent oraz premier wraz z rządem, za cholerę do siebie nie pasują. I czego by jeden z nich nie zrobił, drugiemu zawsze będzie to nie w smak.

W gminach, rzecz jasna, prawo pichci się inaczej. Niemniej sytuacja w rodzaju tej znanej Polakom z początków III RP, czyli „wasz prezydent, nasz premier”, stanowi właściwie gwarancję pięciu lat lokalnej obstrukcji, w której ratuszowego gospodarza przeciwna mu większość radnych nieustannie będzie miała na widelcu. Czym to się w praktyce kończy, można było swego czasu obserwować w jednej z sąsiednich gmin, której młody wiekiem i doświadczeniem wójt długo wojował ze starymi mandatowymi wyjadaczami. Wciąż, niczym mityczny Syzyf, miał pod górkę. A ile te przepychanki kosztowały całą lokalną wspólnotę – i straconych pieniędzy, i niezrealizowanych, acz dobrych pomysłów – nikt się już nigdy nie dowie.

Czy Legionowo również czeka taki los, na dwoje babka (no i znów podpadłem paniom…) wróżyła. A właściwie na dwóch. O ile wiadomo już z całą pewnością, że radę miasta kolejny raz zdominują zwolennicy obecnego prezydenta, ich lider w drugiej rundzie musi wejść na ring z pretendentem. Pierwszą, owszem, wygrał, ale ponieważ tym razem nie posłał oponentów na deski, czeka go wkrótce ostatnie, decydujące starcie. Tyle że nie mamy tu do czynienia z boksem i to nie obaj rywale polecą na siebie z pięściami, lecz załatwią sprawę rękami wyborców. Kto wie, być może głównie tych od zabierania głosu dotąd raczej stroniących, a teraz skuszonych aromatem grillowanej wyborczej kiełbasy oraz szansą wzięcia udziału w emocjonującej dogrywce. Fakt, dla części z nich będzie to przysłowiowe wybieranie pomiędzy dżumą a cholerą, jednak w kontekście wspomnianego układu mandatowych sił jedną z tych „chorób” Legionowo zniesie bezobjawowo, drugą zaś okupi permanentną gorączką, która prawdopodobnie zwali je z nóg i rozłoży na łopatki. Każdy miłujący gród człek musi mieć tego świadomość, więc nawet jeżeli w jakichś sprawach miewa z babcią różne zdania, na złość jej nie powinien odmrażać sobie uszu. I także w demokracji zdać się na to, czym starsi górują nad młodymi – doświadczenie.

Poprzedni artykułZamiary poszły w las
Następny artykułDwóch na dwóch
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj