Opinie o roli historii w kształtowaniu przyszłości są rozmaite. Jedni, za Cyceronem, twierdzą, że jest ona nauczycielką życia, inni zaś, cytując Napoleona, uważają ją za zestaw uzgodnionych kłamstw. A są też tacy, co zgadzają się z autorem powiedzenia, jakoby historia uczyła tylko tego, że ludzie niczego się z niej nie uczą. Jedno wydaje się pewne: jej znajomość – także w lokalnym wydaniu – bywa nader przydatna.

W opinii szefa miejskiego muzeum w Legionowie oraz powiecie jest pod tym względem coraz lepiej. To ważne, ponieważ pomaga to mieszkańcom tworzyć prawdziwą samorządową wspólnotę. – Widać chęć poznawania przez mieszkańców historii, chęć uczestniczenia w miejskich obchodach. Ostatnio wiele osób wzięło na przykład udział w uroczystościach pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego. Być może jest to objaw pewnego ożywienia po pandemii albo jakaś inna potrzeba, ale obserwujemy rodzaj przebudzenia historycznego – uważa dr hab. Jacek Szczepański. Miejscowi popularyzatorzy przeszłości zamierzają z tego trendu skorzystać i przekazać ludziom na jej temat możliwie najwięcej wiedzy.

Wiedzy, której zdobywanie nigdy się zresztą dla historyków nie kończy. I dobrze, bo jak pokazała pamiętna wyprawa, która ponad dwie dekady temu wyruszyła z miasta na Kresy, często bywa ono wprawdzie trudną, lecz niesamowitą przygodą. – W maju 2001 roku, m.in. z członkami Towarzystwa Przyjaciół Legionowa, udaliśmy się na wyprawę w poszukiwaniu śladów po osadzie polowej, która znajdowała się między Styrem a Stochodem, gdzie w 1916 roku spotkali się legioniści z trzech brygad. W tamtym Legionowie mieściła się komenda Legionów, natomiast na wysuniętych pozycjach toczone były walki. I dzięki pomocy miejscowego gajowego udało nam się odnaleźć to miejsce – wspomina dyr. Muzeum Historycznego w Legionowie. Dla badaczy dziejów miasta było to, rzecz jasna, niezapomniane przeżycie. – Uświadomiło nam, jak bardzo to jest istotne w tym sensie, że śladów po tamtym Legionowie pozostało już niewiele. Praktycznie nic się nie zachowało. Zostały tylko – i to nie wszystkie – kamienne, bazaltowe słupy, które ustawiono w okresie międzywojennym, a które już wtedy były przewrócone. Ponieważ były przewrócone napisami do ziemi, nawet nie wiedzieliśmy, co na niektórych z nich jest. To uczyniono w okresie powojennym, jeszcze jak na tych terenach funkcjonował Związek Radziecki, kiedy zacierano tą pamięć. I stwierdziliśmy, że trzeba ją przypomnieć, bo często mieszkańcy nie wiedzą, skąd wzięła się nazwa Legionowo.
Wśród wielu osób wciąż pokutuje przekonanie, że nazwa ich miasta pochodzi od stacjonujących w nim przed ponad wiekiem Legionów. Przekonanie, o czym po raz kolejny przypominają znawcy tematu, całkowicie błędne. – U nas Legionów nie było, ponieważ Legiony, o których myślimy, funkcjonowały w latach 1914-1917. Po kryzysie przysięgowym zostały rozwiązane. Natomiast w koszarach przy stacji Jabłonna w 1919 roku odtwarzano pamięć o Legionach, odtwarzano jednostki Wojska Polskiego, pułki piechoty, którym nadawano imię Legionów Polskich. W skrócie mówiono o nich „piechota legionowa”, bo rzeczywiście wielu oficerów i żołnierzy z tych pułków służyło wcześniej w Legionach. Oni przenieśli tę tradycję i z tego powodu generał Bolesław Roja na początku 1919 roku nadał koszarom nazwę Legionowo – wyjaśnia Jacek Szczepański.

O jej pochodzeniu i ważnych dla miasta datach warto pamiętać. Szczególnie że nie ma już wśród nas świadków tamtych zdarzeń. I coraz mniej jest także ludzi pamiętających Legionowo z czasów II wojny światowej. Co najwyraźniej widać w trakcie miejskich uroczystości patriotycznych. – Kiedyś, w latach 90., brało w nich udział wielu kombatantów. To było środowisko Armii Krajowej, byli też jeszcze żołnierze z 1920 roku. Jak w 1999 roku rozpoczynałem swoją pracę w Legionowie, w wydziale kultury, to święto 11 listopada odbywało się na rynku, czasami pod pomnikiem Polski Walczącej. I pamiętam, że moim zadaniem było zakupienie szabli dla ppłk. Edwarda Dietricha, którą wręczał wtedy prezydent Andrzej Kicman. Te uroczystości były niezwykłe także dlatego, że było bardzo dużo wojska. W Legionowie stacjonował batalion dowodzenia i zawsze bardzo szeroko uczestniczył w tych uroczystościach. Później, w latach dwutysięcznych, też były liczne uroczystości, ale zauważyłem pewne odejście od nich społeczeństwa. Tak jakby już mniej interesowało się ono tematami historyczno-patriotycznymi, a może po prostu taką formą czczenia niepodległości – zastanawia się główny miejski muzealnik.

Tym bardziej więc docenia on zdjęcie z dawnych wydarzeń warstwy patyny i zmiękczenie należnej im powagi sporą porcją zabawy i radości. Jako przykład podaje dobrze już w Legionowie znany i lubiany Festiwal Gęsiny. – Pamiętam, że to budziło kontrowersje: „Gęsina? Przecież to Poznań, a nie Legionowo, całkiem inna tradycja!”. Ale to było błędne myślenie, bo ona przyjęła się w Legionowie. Zmiana formuły obchodów święta niepodległości to był pomysł niezwykle ważny, tak jak i ważne było to, że społeczny komitet wykonał pomnik Józefa Piłsudskiego. Bo z tym świętem nikt nie wiąże się tak jak on. W mieście Legionów to było bardzo istotne, ponieważ teraz to święto może odbywać się pod pomnikiem jednego z twórców niepodległości – dodaje Jacek Szczepański. I odbywać się będzie zapewne jeszcze długo. Czas pokaże, przy jak dużej obecności tych, którzy nie będą musieli uczestniczyć w nich z racji zawodowego obowiązku.

Poprzedni artykułEmocje bez punktów
Następny artykułKrótkie ostatki
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.