Z jednej strony można było się tego spodziewać, z drugiej jednak trudno przejść do porządku dziennego nad tym, że zarówno cała drużyna, jak też jej kibice zaliczyli serię zimnych, otrzeźwiających pryszniców. Mowa oczywiście o trudnym, naznaczonym porażkami powrocie legionowskich szczypiornistów do ORLEN Superligi. Lecz jak mówi prezes Zeptera KPR, drużyna zapłaciła już frycowe i teraz, z nowym, „szczelniejszym” golkiperem, beniaminek zamierza punktować znacznie częściej.

Wyniki rozstrzygniętych dotąd spotkań pokazują to jak na dłoni: zanim Zepter KPR wywalczył w Superlidze pierwsze punkty, wiele razy schodził z parkietu pokonany. Nawet jak na beniaminka rozgrywek – zbyt wiele. – Fakt, ciężko zaczęliśmy. Jak by nie patrzeć, to zderzenie z Superligą było dość brutalne, przez co nasza zdobycz punktowa jest na razie niezbyt okazała. Natomiast widziałem, że z każdym kolejnym meczem nasi zawodnicy, w większości debiutujący w najwyższej klasie rozgrywkowej, robią cały czas postępy. I wiedziałem, że prędzej czy później to my będziemy cieszyć się ze zwycięstw. A te niejednokrotnie wymykały nam się w ostatnich minutach meczów – żałuje Dominik Brinovec, prezes Zepter KPR Legionowo. Tak było na przykład, jak wspomina szef klubu, w wyjazdowych spotkaniach w Kaliszu i Tarnowie oraz w domowych meczach z Piotrkowianinem i Energą Wybrzeże Gdańsk. – Przegrywaliśmy nieznacznie, najczęściej w ostatnich pięciu minutach. Brakowało nam doświadczenia, no i tego, na co zwracało też uwagę całe środowisko: dobrej postawy w tym okresie naszych bramkarzy, którzy odbijali z najmniejszą skutecznością spośród wszystkich bramkarzy całej ligi.

Lekarstwem na tę dolegliwość miał być – i wiele wskazuje na to, że będzie – wykonany w trakcie sezonu transfer. Legionowscy działacze na cito ściągnęli do drużyny Caspera Liljestranda, mierzącego 198 cm wzrostu 23-latka, dobrze już znającego sportowe realia ORLEN Superligi. W poprzednim sezonie, aż do teraz, reprezentował on barwy Górnika Zabrze, brązowego medalisty mistrzostw Polski. Wcześniej występował natomiast w takich drużynach jak Energa MKS Kalisz i Grupa Azoty Unia Tarnów. – Sprowadziliśmy tutaj Szweda, który dość szybko zaaklimatyzował się w zespole. No i ta jego postawa plus napędzenie innych do jeszcze cięższej pracy i wynikająca z tego rywalizacja pozwoliły nam wygrać dwa mecze. I rzeczywiście pod koniec roku wyglądaliśmy bardzo dobrze. A grania pozostało nam jeszcze bardzo dużo. Łącznie z play-offami mamy do rozegrania ponad połowę tego, co już rozegraliśmy. W każdym meczu będziemy szukali punktów i myśląc o naszej postawie w dalszej części sezonu, jestem optymistyczny i spokojny – mówi Dominik Brinovec.

Znając profesjonalizm prezesa legionowskiego klubu, jego spokój musi być oparty na solidnych podstawach. Jak bardzo solidnych, kibice szczypiorniaka przekonają się już w pierwszy piątek lutego, gdy wznowiona zostanie rywalizacja w ORLEN Superlidze. Legionowianie rozegrają tego dnia wyjazdowy pojedynek ze wspomnianym wcześniej Górnikiem Zabrze. Później zaś gracze Zeptera KPR będą mieli okazję wziąć u siebie rewanż za porażkę z Grupą Azoty Unią Tarnów i poszukać punktów w Piotrkowie Trybunalskim. Aktualnie Zepter KPR ma ich na koncie sześć i zamyka ligową tabelę.

Poprzedni artykułSokół dziobnął punkty
Następny artykułWkopał się w kradzież
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.