Tanecznym krokiem i ze śpiewem na ustach członkowie senioralnego zespołu Na Luzie wkroczyli właśnie w drugie dziesięciolecie swej ożywionej aktywności scenicznej. I jak na jubileusz przystało, podkreślili ten fakt zaserwowaniem swoim oddanym fanom specjalnego, urodzinowego przedstawienia. A ponieważ wejściówki tradycyjnie rozeszły się błyskawicznie, tym razem pokaz nowego show zaplanowano wedle zasady: do trzech razy sztuka!
![](https://i0.wp.com/www.miejscowa.pl/wp-content/uploads/2024/01/na-luzie03.jpg?resize=696%2C392&ssl=1)
Zadedykowano je, co zrozumiałe, głównie Małgorzacie Luzak, czyli osobie, która przed ponad dziesięcioma laty wpadła na pomysł artystycznego uaktywnienia legionowian po sześćdziesiątce. – Ja jakoś tak mam, że od zawsze lubiłam działać i coś robić. Najpierw był szkolny, później miejski Festiwal Młodych Talentów, więc doszłam do wniosku, że skoro młodzi ludzie mają talenty, to ci starsi też będą je mieli. I dałam ogłoszenie do gazet w sprawie naboru seniorów do tworzonego od podstaw zespołu – wspomina była nauczycielka i długoletnia legionowska radna. Niedługo później pani Małgorzata mocno się zdziwiła, bo na zamieszczony przez nią anons pozytywnie odpowiedziało aż 20 osób. A więc ponad połowa wszystkich ludzi, którzy przewinęli się przez zespół w trakcie całego okresu jego działalności. – Jedni bywają utalentowani muzycznie, drudzy w innym kierunku, na przykład są lepsi aktorsko, więc dla każdego coś się znalazło. Ci, którzy nieczysto śpiewali, dostawali po prostu inne zadania, tak żeby każdy miał jakąś rolę – tłumaczy Marek Pawłowicz, opiekun wokalny grupy Na Luzie.
![](https://i0.wp.com/www.miejscowa.pl/wp-content/uploads/2024/01/na-luzie01.jpg?resize=696%2C392&ssl=1)
Droga na scenę, nawet tą amatorską, bywa jednak wyboista. Co wyszło na jaw choćby wtedy, gdy seniorzy zaczęli śpiewać nie z akompaniamentem na żywo, lecz do przygotowanych dla nich podkładów muzycznych. – Na początku to była duża trudność, głównie przez ograniczone umiejętności rytmiczne naszych wokalistów. Mimo to powoli, powoli, stosując różnego rodzaju ćwiczenia i wybiegi – na przykład rytmiczne rozśpiewanie, ludzie stopniowo się tego nauczyli. Ale to było trudne – nie ukrywa legionowski śpiewak. Z drugiej strony, jak ktoś kiedyś trafnie zauważył, wszystko jest trudne, nim stanie się proste. Wcześniej jednak, zanim to wreszcie nastąpiło, wielu legionowskim „luzakom” nieraz towarzyszyła duża trema. – Pierwszy program był naprawdę wyzwaniem, natomiast później, spektakl po spektaklu, nasza „młodzież” się rozwijała i dzisiaj śpiewa już właściwie wszystko – mówi Marek Pawłowicz. – Jest kilka osób ewidentnie uzdolnionych. One mają po prostu dar od Boga oraz potrzebę występowania. I wtedy tak naprawdę niewiele trzeba z nimi robić. Są też osoby, którym idzie gorzej, albo bardzo by chciały, a nie mają tej iskry bożej. Ale z tego też da się jakoś wybrnąć, bo jeżeli ludzie chcą, to zawsze można coś zrobić, aby odpowiednio wykorzystać ich umiejętności – dodaje Ilona Kucińska, opiekunka teatralna zespołu.
![](https://i0.wp.com/www.miejscowa.pl/wp-content/uploads/2024/01/na-luzie05.jpg?resize=696%2C392&ssl=1)
Można i sądząc po efektach pracy grupy, naprawdę warto: dla dobra wykonawców oraz przyjemności ludzi, którzy ich później słuchają i oglądają. – Czasami samouk może swoimi umiejętnościami zadziwić mistrza. Ale jak go się zajdzie z drugiej strony, okazuje się, że w pewnych sytuacjach potrafi być na scenie bezradny. I my musimy to wyrównać. Ktoś, kto ma zawodowe wykształcenie artystyczne, wie jak się zachować w każdych okolicznościach, natomiast naszym podopiecznym trzeba w takich sytuacjach pomóc – mówi pan Marek. A jego koleżanka po instruktorskim fachu zapewnia: – Wielu z nich bardzo się dzięki temu rozwinęło. Są osoby, które były kompletnie zamknięte i miały problem z tym, żeby w ogóle wyjść na scenę, a teraz na niej skaczą i śpiewają.
![](https://i0.wp.com/www.miejscowa.pl/wp-content/uploads/2024/01/na-luzie07.jpg?resize=696%2C392&ssl=1)
Jubileuszowe przedstawienie, zatytułowane „X lat minęło”, w stu procentach potwierdziło słowa opiekunów grupy. Zanim jednak w pierwszy piątek stycznia się ono zaczęło, przyszedł czas na podziękowania, życzenia i gratulacje. Ich wyrazicielem, w imieniu mieszkańców miasta i animatorów jego życia kulturalnego, stał się prezydent Legionowa. – Dosyć często bywam na tej sali, ale nieczęsto zdarza się, że jest ona wypełniona po brzegi i są jeszcze dostawki. Myślę, że państwa obecność jest chyba największą nagrodą i ukoronowaniem tego, że mamy taki fantastyczny i cudowny zespół Na Luzie. Bo w dzisiejszych czasach tego luzu nam brakuje i dobrze, że wy nam go tak dużo dostarczacie. (…) Bardzo wam dziękuję, że jesteście: i dla tej widowni, i dla nas i dla całego miasta. Ale też, że jesteście dla siebie, bo to jest ogromna wartość – podkreślił Roman Smogorzewski, wręczając założycielce zespołu okazały bukiet kwiatów.
![](https://i0.wp.com/www.miejscowa.pl/wp-content/uploads/2024/01/na-luzie15.jpg?resize=696%2C392&ssl=1)
Na urodzinowy show zespołu Na Luzie złożyły się, jak to w takich przypadkach bywa, jego najlepsze skecze i piosenki. Dobrze wprawdzie znane z wcześniejszych, oryginalnych wykonań, ale podane w inny, odświeżony senioralną inwencją sposób. Pokrzepieni żywiołową reakcją publiczności, artystki i artyści starali się widzom dać ze sceny wszystko to, po co tak tłumnie przyszli do sali widowiskowej ratusza. – Największą dla nas frajdą jest chyba to, że przychodzimy, dajemy spektakl, a sala jest pełna. Okazało się, że jedno przedstawienie premierowe to za mało. Teraz robimy trzy i na wszystkich mamy komplet. I oczywiście miłe jest również to, że publiczność się razem z nami bawi, śpiewa i klaszcze. A przecież nasze programy nie są krótkie, bo zawsze trwają około dwóch godzin. I jakoś nikt z nich nie wychodzi – śmieje się Marek Pawłowicz. Zaś Ilona Kucińska dodaje: – Przychodzi taki czas w życiu człowieka, że najtrudniejszym aspektem tego życia jest samotność. A to, że wokół ciebie są ludzie, że co tydzień mobilizujesz się, żeby wyjść na próbę, żeby co tydzień spotkać się z innymi ludźmi – ludźmi, którzy się tobą interesują i są na ciebie wrażliwi, jest według mnie podstawowym walorem takich zajęć. Po to się to robi, żeby mieć wokół siebie ludzi.
![](https://i0.wp.com/www.miejscowa.pl/wp-content/uploads/2024/01/na-luzie11.jpg?resize=696%2C392&ssl=1)
Dlatego właśnie odpowiedź na zadane Małgorzacie Luzak pytanie, czy kiedykolwiek nie żałowała czasu i wysiłku włożonego w stworzenie oraz prowadzenie zespołu, mogła być tylko jedna. – Warto było, jest satysfakcja. Myślę, że to, co osiągnęliśmy przez te 10 lat, warte było wszelkich trudów. Nasi artyści są i myślę, że będą coraz lepsi. Chociaż jak sobie oglądamy album, który im dałam z okazji tej rocznicy, to widać, że się zmieniamy. Wydaje nam się, że wciąż mamy dużo siły, ale… mamy! I dzisiaj widownia się przekona, że jeszcze dużo możemy. Myślę, że każda z osób kiedykolwiek występujących w zespole Na Luzie odczuwa z tego powodu jakąś satysfakcję. Bo każda dostała mniejszą lub większą rolę, ale była na scenie. I chyba właśnie to liczy się najbardziej.