Obchody 60. urodzin Jeziora Zegrzyńskiego, połączone ze Świętem Gminy Nieporęt, miały różne oblicza. Jednym z takich, do którego warto na moment powrócić, była zorganizowana pod chmurką, w dawnym porcie Pilawa, konferencja z udziałem samorządowców, naukowców oraz osób ze świata polityki czy sportu. I to m.in. o nim w jej trakcie rozmawiano, głęboko zanurzając się w tematyce dyscyplin uprawianych na wodach czcigodnego jubilata.

W panelu dyskusyjnym, poprowadzonym przez Jarosława Górskiego, eksperta ds. rozwoju lokalnego i wykładowcy Uniwersytetu Warszawskiego, uczestniczyli czołowi światowi windsurferzy – Zofia Nocetti-Klepacka i Wojciech Brzozowski, a także Artur Magnuszewski, żeglarz oraz autor książki o 60-leciu zalewu. Znana zawodniczka, bywając tu od początku lat 90., mówi o nim krótko i wymownie: – To mój drugi dom, mogę śmiało powiedzieć. Tutaj stawiałam swoje pierwsze kroki, tutaj się rozwijała moja kariera. Oczywiście zawody są też nad morzem: w Gdańsku, Sopocie czy w Pucku, ale tutaj przyjeżdżałam w każdy weekend i szlifowałam swoją formę właśnie na Zalewie Zegrzyńskim. Zawsze jak opowiadam młodzieży o swojej drodze do zdobycia medalu olimpijskiego, podkreślam, że obojętnie, z jakiego miejsca się pochodzi, jeśli mamy marzenia i bardzo chcemy coś osiągnąć, postawimy sobie cel, jest to możliwe, tylko musi być poparte bardzo ciężką pracą – powiedziała sportsmenka. Miłość do jeziora pozostała i wielokrotna mistrzyni świata często odwiedza je nadal. Głównie w ramach działalności założonego przez siebie klubu Klepacka Team, za pośrednictwem którego rozbudowuje w gminie Nieporęt bazę do trenowania windsurfingu.

Swego czasu uprawiał go tam również jej utytułowany kolega po fachu. – Przez 10 lat miałem przyjemność być mieszkańcem gminy Nieporęt. Bardzo miło wspominam ten czas. Gmina bardzo sprawnie działała, doskonale mi się współpracowało z całym urzędem. Muszę też podziękować wójtowi Maciejowi Mazurowi za tak prężne trzymanie tego wszystkiego w kupie (śmiech). A Jezioro Zegrzyńskie to jest oczywiście wisienka na torcie, nie tylko tym lokalnym – uważa Wojciech Brzozowski, wielokrotny mistrz świata w windsurfingu. Swoje treningi nad zalewem rozpoczął on, bagatela, blisko 40 temu. – Windsurfing w tamtych czasach to było coś niewiarygodnego. Po półtora roku, trenując tutaj, wygrałem młodzieżowe mistrzostwa Polski. Później pojawiły się medale mistrzostw Europy, świata, puchary świata. Zjeździłem cały świat wzdłuż i wszerz, kilkadziesiąt państw, wszystkie kontynenty. Widziałem najpiękniejsze plaże świata i muszę wam powiedzieć, że większość z nich to jest pustynia. Natomiast my nie doceniamy i nie rozumiemy tego, jak wspaniałą perłą jest Jezioro Zegrzyńskie. Przyroda, jaka tutaj jest, jest niewyobrażalna.

Zanim władza ludowa zafundowała obywatelom zegrzyński akwen, stołeczne kluby żeglarskie miały do dyspozycji tylko Wisłę. Lecz począwszy od 1963 roku większość działalności mogły już przenieść nad zalew. Odbywały się tam również zgrupowania kadry narodowej żeglarzy, przeprowadzono też mistrzostwa świata w klasie hornet. Tam także nastąpiła krajowa prezentacja czegoś na kształt deski windsurfingowej. – Właśnie nad Jeziorem Zegrzyńskim, w pobliskim klubie Wodnik, w latach 70. miała miejsce premiera deski windsurfingowej. To był prototyp wykonany ze sklejki. W prasie zachodniej podpatrzono, jak to ma wyglądać i jak działać. I ta deska otworzyła potem całą długą historię sukcesów żeglarskich. Wtedy też zastanawiano się, jak to się powinno nazywać. No bo „windsurfing” to nie jest polskie słowo. Został więc ogłoszony konkurs dla językoznawców, dla polonistów, no i powstał taki pomysł, żeby to był „ślizg” – żartował dr hab. Artur Magnuszewski z Uniwersytetu Warszawskiego. Tym samym uprawiająca go zawodniczka byłaby ślizgarką, a zawodnik – ślizgaczem… Do tego jednak nie doszło, co akurat pozostało bez wpływu na rolę i popularność jeziora. – To jest bardzo ciekawy akwen, który ma też potencjał do odbywania rejsów turystycznych. Do takiego żeglarstwa, że się gdzieś wybieramy, mieszkamy na łódce i zwiedzamy. To potężny potencjał, bo to jest Bug, to jest Narew, możemy też popłynąć stąd na Kanał Augustowski, no i oczywiście w dół Wisły, do Bałtyku. A i sam akwen jest bardzo ciekawy – dodał autor książki o jego historii.

Uczestnikom dyskusji zadano też pytanie, czy taki ciekawy i uczęszczany zalew pozostanie? I jaki może on być za kolejnych 60 lat? – Technologia żeglarstwa idzie w tym kierunku, że raczej lecimy nad wodą, niż pływamy. To widać już na całym świecie. Ale musimy skupić się na czymś innym. Dzieci i młodzież odchodzą od sportu. To jest poważny problem, także jeśli chodzi o lekcje wuefu w szkole podstawowej czy potem w szkole średniej. Bardzo bym chciała, aby jednak skupić się na aktywizowaniu dzieci i młodzieży, aby powstawało więcej klubów sportowych i aby więcej promocji sportu było w szkołach – powiedziała Zofia Nocetti-Klepacka. Przy czym nie chodzi tu już tylko o sam rozwój sportu, lecz o kondycję i zdrowie młodych przedstawicieli „pokolenia smartfonów”. A nie wyglądają one, niestety, najlepiej. – Jest duża szansa, że nasze dzieci nie będą szczęśliwe. Ja widzę to po moim środowisku. Widzę, że te dzieci, dorastając, nie dość, że są zagubione, niezdolne do funkcjonowania w społeczeństwie, zupełnie nie radzą sobie z codziennymi wyzwaniami, to jeszcze nie są szczęśliwe. Widzę natomiast, że młodzież, która uprawia sporty wodne, nie dość, że jest samodzielna i bardzo zorganizowana, to te dzieci są uśmiechnięte i radosne. Dzieci, które spędzają czas na powietrzu, są radosne i są zdrowe – stwierdził Wojciech Brzozowski.

W opinii reprezentanta świata nauki sporty wodne motywują również do głębszego zanurkowania po przydatną do ich uprawiania wiedzę. – Jeżeli pływamy, to w pewnym momencie trzeba się zainteresować na przykład hydrodynamiką, fizyką atmosfery, trzeba wejść trochę w zagadnienia bezpieczeństwa na wodzie. Jest to więc niesamowicie wszechstronny zakres wiedzy, którą trzeba mieć, jeżeli ktoś zaczyna się tym interesować. Żeglarstwo to także takie poczucie wolności, swobody. Pozwala nam przepłynąć z jednego brzegu na drugi i popłynąć sobie gdzieś za horyzont, gdzie nas wyobraźnia poprowadzi. I to jest ten niesamowity atut, plus żeglarstwa – ocenił Artur Magnuszewski. A ponieważ takich plusów jest całe mnóstwo, warto je – także nad Jeziorem Zegrzyńskim – uprawiać. Albo po prostu przyjeżdżać tu w celach rekreacyjnych i cieszyć się tą znaną mazowiecką namiastką Warmii i Mazur.

Poprzedni artykułOdpowie za trawkę
Następny artykułNowy rok, stare błędy
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.