Kupowanie na kupę

Istnieją ludziska uwielbiający brać, są też tacy, co wolą dawać. Profesjonalistów, czyli komorników lub na przykład dam (swoją drogą, ciekawa, semantyczna zbieżność formy i treści) nieobyczajnych obyczajów nie liczę. Najlepiej te skrajne skłonności widać w okolicach imienin Adama i Ewy, kiedy to zgodnie z odwieczną tradycją większość z nas zamienia się w podarkofilów, którzy o niczym innym nie marzą, jak tylko o zostaniu świątecznymi pośrednikami pomiędzy sklepem a paczkobiorcą. Słodkie i wzruszające. Problem w tym, że przygotowane w tych okolicznościach pudło – choć w naszym mniemaniu zawartością powinno z miejsca obdarowanego uszczęśliwić – często nijak się ma do jego oczekiwań. I nie chodzi tu wcale o złą wolę naśladowców odświętnego Mikołaja. Po prostu tacy egoprezentryczni jesteśmy.

Zamontowane gdzieś pod czaszką blokady powstrzymują homo sklepicusa przed kupowaniem rzeczy, które mu się nie podobają. A stąd już tylko krok do tego, aby sporządzony według tej recepty gift smakował głównie darczyńcy. Nieprzypadkowo duzi faceci fundują małym facetom cacka, o których sami przed laty marzyli (z nadzieją, że pod pozorem tatusiowania sami się nimi czasem pobawią). Jasne, nie wyklucza to wcale dziecięcej radości, gdyż chłopców od mężczyzn różnią głównie zarost i – w przypadku tych bardziej pożądających życiowych atrakcji – konieczność płacenia alimentów. Jednak łatwo w ten sposób o podchoinkową porażkę. Na linii dziewczęco-kobiecej bywa zresztą podobnie. Kobieco-kobiecej, także. Bo cóż powiedzieć o dziejącej się na łonie pewnej zacnej rodziny sytuacji, gdy (autentyk!) jedna pani przez całe lata otrzymuje od drugiej pani pokaźny zestaw rozmaitych rajstop, podczas kiedy nawet krzesła w owej familii wiedzą, że ów element garderoby kojarzy się tej pierwszej nie z rajem, lecz z najgorętszym piekłem. Cóż, życie. Poza tym, liczą się przecież intencje, a te są bez wątpienia dobre i szczere. A że, jak wyżej, wybrukowano nimi odzieżowe piekło…

Tak, drodzy nabywcy cudzego szczęście, pora na spojrzenie prawdzie w oczy: kupować prezenty trzeba umieć. Na szczęście (albo i na nieszczęście) nie uczą tego w szkołach. Informacje dotyczące oczekiwań naszych najbliższych mamy każdego dnia na wyciągnięcie ręki. Są przekazywane w ich słowach, spojrzeniach, gestach, czy też reakcjach na sklepowe ekspozycje. Wystarczy tylko spróbować to wszystko w porę odczytać i zinterpretować. Później pozostaje nam jedynie sięgnąć do kieszeni. I to, wbrew poglądom miłośników gwiazdkowego przepychu, niekoniecznie głęboko.

Poprzedni artykułFiskus zarzuca sieci
Następny artykułPoMOCne wsparcie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.