Choć nie działa w ekonomicznej próżni i w ograniczonym stopniu odpowiada za wysokość opłat związanych z eksploatacją lokali, gdy tylko rozesłała do mieszkańców rozliczenia za ciepło, legionowska spółdzielnia natychmiast została głównym chłopcem, czy raczej dziewczynką do bicia. Również politycznej piany. Nie od rzeczy będzie zatem przeanalizować, dlaczego tak się stało i kto naprawdę zasłużył na lanie.

Przed kilkoma tygodniami, korzystając m.in. z lokalnych mediów, SMLW informowała mieszkańców o nadchodzącym wzroście cen ciepła. Mającym wpływ zarówno na wysokość pobieranych w związku z tym zaliczek, jak też na sposób ich rozliczania. Mimo to, gdy lokatorzy otrzymali do rąk konkretne, wyliczone dla każdej nieruchomości kalkulacje, u wielu osób wzbudziły one wątpliwości. – Sporo mieszkańców dzwoni czy przychodzi do nas, nie bardzo rozumiejąc i nie bardzo akceptując te rozliczenia, które dostali z tytułu zużycia zimnej i ciepłej wody, tak więc myślę, że warto powiedzieć na ten temat parę słów – uważa Marek Petrykowski, wiceprezes SMLW ds. ekonomicznych. Powiedzieć i odeprzeć przy okazji część najbardziej absurdalnych zarzutów, jakie pojawiły się wobec spółdzielni w internecie.

Jeden z nich sugerował, że ostatnie podwyżki wynikają z chęci powiększenia jej dochodów, oczywiście kosztem mieszkańców. Tymczasem, co wielokrotnie przy podobnych okazjach padało, nie działa ona dla zysku. – Głównym celem spółdzielni jest opłacanie rachunków za dostawy mediów i rozliczanie tego na poszczególne lokale. Całe założenie w rozliczeniu polega na tym, że musimy na pewien okres wyznaczyć zaliczki, które pobieramy od mieszkańców. I staramy się, żeby te zaliczki były jak najbardziej zbliżone do faktycznego zużycia i cen, aby mieszkańcy nie mieli zbyt dużych dopłat. Tym razem, wbrew krążącej w sieci opinii, że spółdzielnia coś w tej sprawie „nabroiła”, poprosiłem nasze służby o porównanie, oczywiście w skali całej spółdzielni, jakie kwoty zostały naliczone i jakie ponieśliśmy koszty. Okazało się, że w wielkościach zagregowanych, przy ponad 8,5 tys. lokali, pomyliliśmy się o 11 tys zł. Więc wydaje nam się, że kalkulacja tych zaliczek nie była zła – ocenia wiceszef SMLW.

Z perspektywy części lokatorów wyglądało to jednak inaczej. Otrzymawszy zawiadomienia o konieczności dopłat, uznali oni, że zaliczek za ciepło spółdzielnia im nie doszacowała. Lecz wobec posiadanych wcześniej danych inaczej zrobić po prostu nie mogła. – Okazuje się, że jest szereg lokali, których właściciele, mając informacje, że mogą w trakcie okresu rozliczeniowego wnosić o zmianę wysokości poboru wody, takich zmian nie dokonali. No i te wartości się skumulowały. Z jednej strony o blisko 7 zł wzrosły ceny podgrzewu, a z drugiej ktoś przez sześć miesięcy płacił np. za 3 m3 ciepłej wody, a zużywał 6-7, a czasem nawet 10 m3. Efekt jest taki, że teraz spływa sporo korespondencji dotyczącej wnoszenia tych korekt. Wspomniana kumulacja sprawiła jednak, że te dopłaty są czasami znaczne. Widać to najlepiej po zimnej wodzie. Jej ceny zmieniły się dosłownie o kilka groszy, natomiast szereg osób z tytułu jej poboru ma do dopłacenia nawet 400 zł. To znaczy, że miały one niedoszacowane zaliczki. Tak więc mamy prośbę, aby każdy mieszkaniec spojrzał na te rozliczenia, wczytał się i zobaczył, czy te zaliczki nie powinny trochę wzrosnąć? Wtedy te dopłaty będą mniejsze – zwraca uwagę Marek Petrykowski. Skoro przy tak dobrze oszacowanych przez spółdzielnię zaliczkach są osoby, które muszą coś dopłacić, jest też wiele takich z mniejszą lub większą nadpłatą. One jednak żadnych uwag do otrzymanych z administracji zawiadomień nie mają.

Jeśli chodzi o drugą, obok zaliczek, kwestię rzutującą na wzrost opłat za ciepło, jest to po prostu jego wyższy koszt. – Wzrost cen za podgrzew wody i ogrzewanie wynikał głównie ze zmiany VAT-u. Z 5 proc. wrócił on na 23 proc., co oznacza wzrost o 18 proc. – niezależny ani od spółdzielni, ani od Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Wynika on po prostu z podatkowej polityki państwa. Trzeba to brać pod uwagę i uwzględniać, z czego bierze się ten cały wzrost – mówi wiceszef SMLW. I dodaje: – Przy okazji chciałbym wspomnieć o innej sprawie. Pojawiają się głosy, że wcześniej informowaliśmy, że cena podgrzewu wody wyniesie 39,58 zł. Należy jednak wyjaśnić, że to nie jest cena. Na wydrukach z opłatami, które mieszkańcy powinni wnosić, jest wyraźnie napisane, że to opłata zaliczkowa. Cena, którą my potem ponosimy w kosztach, jest rozliczana w okresie późniejszym. Myślę, że warto też przypomnieć, w jaki sposób i skąd ta wartość, ta cena się bierze. Ona wynika z przyjętych regulaminów, które obowiązują od lat i w zasadzie się nie zmieniały. Zgodnie z tym cena podgrzewu to współczynnik 0,32 mnożony przez cenę gigadżula. Skąd właśnie 0,32? Lata temu mądrzy ludzie wymyślili, że aby podgrzać metr sześcienny wody do temperatury wymaganej w sieci, należy zużyć właśnie 0,32 gigadżula. Z prostej matematyki wynika więc, że jeżeli zmienia się jego cena, to zmienia się również cena podgrzewu wody.

Fakt, że w chwili naliczania zaliczek podgrzew wody był wyceniony na ponad 39 zł, a na rozliczeniach pojawiła się kwota 47 zł, taki prosty już dla wielu osób nie był. Z tego też zapewne powodu powstała inna krążąca po sieci teoria: o rzekomym manipulowaniu administracji przy cenach. Teoria tyleż nośna, co pozbawiona jakichkolwiek ekonomicznych podstaw. – My nie możemy podać ceny, jaka będzie obowiązywała za miesiąc, dwa czy pół roku. A przypomnę, że rozliczenie następuje co sześć miesięcy. Szacujemy tą wartość na podstawie wcześniejszych informacji, które uzyskaliśmy w poprzednim okresie rozliczeniowym. I przez lata wszystko było bardzo dobrze, bo cena ciepła czy też cena wody zmieniała się sporadycznie, nie częściej niż raz w roku. A czasami, jeżeli chodzi o ciepło, to nawet raz na półtora roku. Czyli w momencie, kiedy prowadziliśmy rozliczenia, tej różnicy specjalnie nie było.

W ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy ta cenowa stabilizacja odeszła jednak w niebyt. Stąd, zrozumiały skądinąd, gniew wielu osób wywołany wzrostem opłat. Paradoks polega na tym, że pretensje kierują one do PEC-u czy SMLW, ignorując wspomniane już, stojące za podwyżkami działania rządu. Działania często nielogiczne i zaskakujące, co powoduje też problemy z odpowiednio wczesnym docieraniem do lokatorów z komunikatami o istotnych dla nich zmianach. – Bardzo chętnie byśmy o wszystkim informowali, ale mieliśmy taką sytuację, że z jednej strony zmieniała się taryfa, za chwilę dostaliśmy informację, że rząd wprowadza ograniczenia i że np. wartość gigadżula nie może przekroczyć jakiejś tam kwoty. I efekt był taki, że do faktur, które wcześniej otrzymywaliśmy, dostawaliśmy faktury korygujące. Nie było też wiadomo, do kiedy będzie obowiązywał ten obniżony z 23 do 5 proc. VAT. Nakłada się na to jeszcze sytuacja, że – przynajmniej jeśli chodzi o ceny ciepła, mające istotne znaczenie w przypadku podgrzewu wody – została wymyślona formuła rekompensaty. Część lokali ją ma, inne zaś nie. To wszystko spowodowało, że nie mogliśmy z dnia na dzień informować mieszkańców o tym, jaka jest rzeczywista cena. Obserwowaliśmy to, co powinniśmy obserwować: czy zaliczki, które wnoszą mieszkańcy, pokrywają koszty – bo to jest nasze podstawowe zadanie. I one pokrywały te koszty – podkreśla prezes Petrykowski. – Ponadto trzeba pamiętać o tym, że to wszystko zmienia się w czasie. Jeżeli pojawia się informacja o zmianie taryfy czy zmianie ceny, to fakturę, na podstawie której my potem prowadzimy rozliczenia, dostajemy z opóźnieniem. Często są to dwa, a nawet trzy miesiące. W przypadku podgrzewu wody w ostatnim rozliczeniu, proszę zwrócić uwagę, są dwie pozycje rozliczeniowe. Najpierw zmieniła się cena i podgrzew jest liczony powyżej 45 zł, a w kolejnych miesiącach znowu są podane wielkości zużycia i jest uwzględniona już ta rzeczywista cena, czyli 47 zł.

Wśród komentujących ostatnią podwyżkę spółdzielców pojawiają się czasem głosy w rodzaju: „inni w mieście za ciepło płacą taniej”. I to być może prawda. Sięgając jednak po konkrety, widać, że wielu legionowian kosztuje ono więcej. W dwóch przykładowych wspólnotach na osiedlu Piaski cena podgrzewu wody waha się od 60 do 63 zł za m3. Jest też w Legionowie wspólnota, gdzie kosztuje to aż 84 zł. Przyczyna tych różnic leży z reguły w regulaminie danej wspólnoty, jasno określającym zasady kształtowania poszczególnych opłat.

Tak czy inaczej, o czym już donosiliśmy, warto mieć na uwadze coś jeszcze. Tuż po wyborach obecna władza chce zafundować obywatelom zmianę, od której na widok rachunków za ciepło większości z nich zrobi się naprawdę gorąco. – Od nowego roku system rozliczania będzie się zmieniał, bo ustawodawca nałożył na nas obowiązek rozliczania podgrzewu ciepłej wody w każdym budynku indywidualnie, przez co w każdym budynku ta cena będzie wychodziła zupełnie inaczej. Będą również wprowadzone opłaty stałe – zapowiada Marek Petrykowski. To jednak, póki co, pieśń przyszłości. Szkoda tylko, że nie zapowiada się ona wesoło.

Poprzedni artykułWarto zaKASAć rękawy
Następny artykułPiekło matki
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.