I bez aktów dewastacji koszty utrzymania parkingów przy legionowskim Centrum Komunikacyjnym byłyby niemałe. Ich notoryczne niszczenie sprawia jednak, że konieczne na ten cel wydatki rosną do ogromnych rozmiarów. Pracownicy zarządzającego obiektami konsorcjum miejskich spółek PEC oraz KZB Legionowo raz po raz odkrywają w nich nowe ślady aktywności wandali. Czasem wręcz porażające.
Mocne słowa wcale nie są w opisywanym przypadku na wyrost, zwłaszcza tuż po tym, kiedy na początku lipca – chcąc przywrócić mu pierwotny blask – umyto i pomalowano wszystkie trzy klatki schodowe na zajętym przez pięć dni w tygodniu do ostatniego miejsca wielopoziomowym parkingu przy ul. Kościuszki. – Ściany zostały oskrobane z wszelkich nieczystości, zagruntowane, a następnie przemalowane. Tak jak tutaj widać, są one w kolorze szarym, natomiast sufity pomalowano na biało – mówi Krzysztof Zieliński z KZB Legionowo. Niestety, rezultat blisko tygodniowego wysiłku czterech konserwatorów przetrwał zaledwie przez moment. Co zaskoczyło i zszokowało nawet, niestety, nawykłych do codziennego oglądania skutków dewastacji pracowników administratora obiektu. – Ładnie i czysto było raptem tylko do weekendu, w trakcie którego to wszystko znowu zostało zniszczone – dodaje pracownik miejskiej spółki. Po czym załamuje ręce, mając świadomość, ile pracy i środków poszło przez czyjąś głupotę na marne.
Jak wynika z poczynionych dotychczas obserwacji, wielogodzinnym przesiadywaniem na dworcowych parkingach zajmuje się głównie młodzież. I to prawdopodobnie ona, z trudnych do zrozumienia przyczyn, dokonuje tak spektakularnych aktów wandalizmu. Czyniąc to właściwie każdego dnia i bez najmniejszej zapewne refleksji nad skutkami swoich bezmyślnych występków. A chodzi przecież o zniszczenia, przy których szkaradne graffiti wydają się tylko niewinną igraszką. – Dziurawienie elementów konstrukcyjnych, zrywanie wszystkich kratek i innych tego rodzaju zabezpieczeń, kradzieże gaśnic, niszczenie oświetlenia i tak dalej, i tak dalej. Nie wiem, skąd to się bierze u młodych ludzi, ale generalnie wszystko im na tych parkingach przeszkadza. Tak więc spustoszenie robią tutaj potężne – narzeka Krzysztof Zieliński.
Lista przewinień sprawców dewastacji jest bardzo długa. Z parkingów regularnie znikają klamki, samozamykacze oraz uchwyty do okien. Niszczone są klosze lamp i plastikowe osłony czujników, często wylatują szyby. Uszkadzane, a tym samym unieruchamiane są windy. Powszechne jest również spożywanie alkoholu i załatwianie w tych obiektach potrzeb fizjologicznych. Wszelkie próby skłonienia młodych ludzi do zmiany zachowania lub znalezienia sobie innego miejsca spotkań nie przynoszą, póki co, skutku. Trudno jest też ująć, czujnych zazwyczaj, chuliganów na gorącym uczynku. Krótko mówiąc, powstał problem. I to bardzo duży, trudny do rozwiązania, a do tego kosztowny.
Wypada więc zadać w tym miejscu całkiem zasadne pytanie: czy warto płakać i płacić za naprawianie szkód, których być wcale nie musiało, czy lepiej się od tego powstrzymać i wandalom nowych okazji nie tworzyć? Jedno jest pewne: żadna z odpowiedzi nie będzie do końca satysfakcjonująca.