fot. Fb CKiCz w Serocku

Znają się od lat, bardzo lubią i po dłuższej przerwie postanowili w ubiegłym roku znowu wyjść na scenę. Z obawami, ale i ekscytacją towarzyszącą nowej artystycznej przygodzie aktorzy wieliszewskiego Teatru Muzycznego Pod Pretekstem zaproponowali publiczności swój czwarty już musical. I po raz kolejny okazała się to propozycja nie do odrzucenia.

fot. Fb CKiCz w Serocku

Najnowsza produkcja rozśpiewanego i roztańczonego teatru z Wieliszewa nosi tytuł „Uderz w stół, a rodzina się odezwie”, a powstała na podstawie scenariusza Natalii Bazela oraz Darii Czerwińskiej. – Pomysł na ten spektakl narodził się w głowach scenarzystek, a to, co z tego wyszło, wynika z naszej chęci tworzenia musicali. Dla nas to jest taka forma oderwania się od codzienności, bo każdy z naszych artystów prowadzi już swoje własne, dorosłe życie – mówi Karina Warnel, reżyserka i choreografka spektaklu. – Wciąż chcemy to robić i w trakcie wspólnych spotkań zastanawiamy się, co chcielibyśmy zrobić dalej i pokazać jeszcze coś innego. Zawsze staramy się, żeby spektakl na kolejny rok był trochę inaczej skonstruowany, opierał się na trochę innych schematach, żeby jednak, po pierwsze, rozwijać się, a po drugie, ludziom, którzy nas oglądają, pokazać coś innego, aby nie mieli wrażenia, że chociaż historia jest nieco inna, to cały czas oglądają to samo – dodaje Adrian Haraburda z Teatru Muzycznego Pod Pretekstem. Jego koleżanka potwierdza. – Sami się w pewnym momencie czymś nudzimy albo stwierdzamy, że nie zdaje to egzaminu na scenie i próbujemy to zmienić w kolejnym spektaklu.

fot. Fb CKiCz w Serocku

Tym razem autorzy położyli większy nacisk na stworzenie wyrazistych, zróżnicowanych postaci, a także na treściwą fabułę spektaklu. – Dużo bardziej stawiamy na emocje i nasze wypracowane przez lata umiejętności. Chcemy pokazać siebie bardziej jako postaci, osobowości, a nie bazować na tym, że dużo się dzieje i jest super, bo jest co oglądać. Chcemy, by było to nieco głębsze pod kątem treści, aby widz mógł się bardziej skupić na samym przekazie, aniżeli na wizualnym efekcie tego, co robimy – opowiada Adrian Haraburda. – Jest to bardzo wymagające od strony aktorskiej, bo „udźwignięcie sceny”, będąc non stop w jednym miejscu i z tymi samymi postaciami, jest naprawdę dużym wyzwaniem. I zrobienie tego tak, żeby nie zanudzić widzów – podkreśla Karina Warnel.

Po kilku pokazach musicalu śmiało można stwierdzić, że powyższy cel został osiągnięty. Przyczyniły się do tego zarówno wartka akcja sztuki, jak i jej oprawa muzyczna. Oparto ją na znanych polskich przebojach, czasem tylko nieco zmodyfikowanych pod kątem ich zgodności ze scenariuszem. – To spektakl o relacjach w rodzinie i o tym, że ostatecznie najlepiej wychodzi się z nią na zdjęciach. Taki jest morał z naszego spektaklu. Chodzi w nim o awanturę o dom, o spadek; o to, co wtedy wychodzi z ludzi i co przed innymi ukrywają – mówi reżyserka. A jej partner ze sceny dodaje: – Bój toczy się o to, kto z członków rodziny uszczknie dla siebie jak największą część pieniędzy po sprzedaży domu. Jest momentami śmiesznie, momentami dramatycznie, ale myślę, że każdy jest w stanie – mniej lub bardziej bezpośrednio – znaleźć coś dla siebie i kawałek swoich relacji w rodzinie. A być może też coś przemyśleć i dojść do wniosku, że nie wszystko, co robimy i w jaki sposób zachowujemy się wobec swoich bliskich, jest w porządku. Co do muzyki, wszystkie utwory są nagrane przez nas i dobrane w zależności od tego, który akurat najlepiej oddaje daną postać. Teksty są w większości oryginalne, natomiast miały one mieć przełożenie jeden do jednego na postaci, które je śpiewają i na sytuacje, w której się akurat znajdują.

fot. Fb CKiCz w Serocku

Przykładem może tu służyć choćby przebój grupy Maanam, gdzie w refrenie padają słowa: „Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech, nie poganiaj mnie, bo gubię rytm”, ze śpiewem na ustach skierowane pod adresem jednego z aktorów. W trakcie występu zespół teatru Pod Pretekstem rytmu za to nie gubił, przez kilkadziesiąt minut przyciągając uwagę i wywołując aplauz publiczności. A to zawsze najlepszy dowód potwierdzający dobrą sceniczną robotę. Nic dziwnego, że wieliszewskich artystów nieraz kusiło wypłynięcie ze swoimi propozycjami na szersze wody. Z tą najnowszą również. – Chcieć to chcemy, zawsze chcieliśmy, ale okazuje się to nie być takie proste. Bo gdzieś się wkręcić, znaleźć salę, która będzie dopasowana do wymagań tego spektaklu – a gramy dwupoziomowo: na scenie i pod nią, wchodząc na nią z sześciu stron – nie jest łatwo – przyznaje Karina Warnel. – To na pewno od zawsze w nas siedziało: takie marzenie, żeby gdzieś z tym jeździć, grać i żeby to było ogromną częścią naszego życia, bardziej niż tak jak teraz – pasją czy hobby. Natomiast, nie oszukujmy się, w większości nie jesteśmy już młodzieżą, prowadzimy dorosłe życie i chcąc robić to choćby półzawodowo, każdy musiałby zrezygnować ze sporej jego części, żeby naprawdę w to wejść – mówi Adrian Haraburda.

Spośród kilkunastu członków grupy tylko Karina Warnel na stałe związała się ze sztuką. I z przyjemnością szlifuje na co dzień młode talenty wokalne i taneczne. Co oczywiście pozostaje bez wpływu na funkcjonowanie Teatru Pod Pretekstem, opartego na sile przyjaźni oraz pozytywnych emocjach, jakich dostarczają wspólne występy na scenie. – Nasza działalność artystyczna została przestrzenią czysto amatorską, pełną pasji, a nie zawodową. Z jednej strony fajnie, z drugiej źle, bo nie mamy z tego żadnych korzyści finansowych, a poświęcamy na to bardzo wiele czasu. Zarabiając, moglibyśmy jednak stracić tę miłość do grania, bo zaczęłoby ono wynikać z obowiązku, a nie z chęci spędzania czasu i tworzenia czegoś razem. Bo na ten moment to jest nasza jedyna motywacja: lubimy siebie, lubimy scenę, lubimy nasze projekty i się w tym realizujemy – zapewnia choreografka musicalu. Pan Adrian jest podobnego zdania. – Nawet gdybyśmy mieli mieć jakąś gratyfikację, to w momencie, kiedy przestalibyśmy kochać to robić, kiedy przestałoby to być naszą wielką pasją, to by nie wyszło. Oczywiście, przed spektaklami jest ciężko, miewamy siebie dosyć, spędzamy na sali mnóstwo czasu, ale mimo wszystko to jest odskocznia, bo można wylać z siebie wszystkie emocje i stresy. A przede wszystkim na moment stać się kimś innym i oderwać od szarej codzienności.

Oderwać, po czym, jak na przykład aktorzy z teatru Pod Pretekstem, razem z publicznością popłynąć „Parostatkiem w piękny rejs…”.

Poprzedni artykułZakaz za przemoc
Następny artykułOwidiusza love nie rusza
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.