Pod koniec ubiegłego roku ukazała się książka Jacka Szczepańskiego „Peowiacy i ich losy (Jabłonna, Chotomów, Krubin, Wieliszew)”, wydana przez warszawskie Muzeum Niepodległości we współpracy z Muzeum Historycznym w Legionowie. Książka wyjątkowa, bo odkrywająca wiele nieznanych dotąd świadectw dotyczących lokalnej aktywności Polskiej Organizacji Wojskowej.

Kiedy wydawało się, że o niepodległościowej karcie POW miejscowi regionaliści wiedzą już niemal wszystko, Jacek Szczepański głębiej sięgnął do archiwów i mocno ten obowiązujący dotychczas pogląd zweryfikował. – W swojej książce przedstawiłem losy organizacji peowiackich w kilku miejscowościach wokół Legionowa. Organizacji, które miały bardzo duży, znaczący udział w odzyskaniu niepodległości na naszym terenie. Praca nad książką zbiegła się z setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości i stanowi efekt badań, które w mojej opinii powinny zainteresować wielu czytelników, bo często są naprawdę zaskakujące – uważa dr hab. Jacek Szczepański, dyrektor Muzeum Historycznego w Legionowie.

„Peowiacy i ich losy” to dwudziesta trzecia w ogóle, a czternasta samodzielna książka napisana przez szefa legionowskiego Muzeum Historycznego. Materiały do niej Jacek Szczepański zbierał przez ponad dwa lata. Ale fakty, które w tym czasie badaczowi udało się ustalić, sowicie mu ten trud wynagrodziły. – Do tej pory wiedzieliśmy, że silna organizacja peowiacka działała w Chotomowie. Jej komendantem, jak wiemy, był Polikarp Wróblewski. Ale w wyniku badań udało się ustalić, że równie silna organizacja, kierowana przez Apoloniusza Herbsta, znajdowała się też w Jabłonnie. Organizacje peowiackie działały też w Krubinie i w Wieliszewie. Ta ostatnia była mało znana, nie wiedzieliśmy o niej do tej pory, a okazuje się, że miała istotny wpływ na odzyskanie niepodległości. To właśnie wieliszewscy peowiacy zaatakowali 11 listopada 1918 roku garnizon niemiecki w Zegrzu Południowym i przyczynili się do jego rozbrojenia – przypomina autor książki.

Interesujący jest również wątek przywołanej już organizacji POW w Jabłonnie. – Jej komendant Herbst był jednocześnie zastępcą komendanta Ochotniczej Straży Pożarnej, był również członkiem straży obywatelskiej – osoba niezwykle wpływową. Zorganizował bardzo liczny, około 30-osobowy oddział, w którym działała między innymi sekcja żeńska. Przygotowywała ona na przykład przedstawienia teatralne, zajmowała się kolportażem tajnych broszur, jak również organizowała magazyny broni. Oddział Herbsta miał duże znaczenie w rozbrojeniu miejscowej komendantury niemieckiej, która liczyła około stu żołnierzy. Jedenastego listopada około godziny szesnastej oddział ten wkroczył na teren komendantury i rozbroił żołnierzy niemieckich, przejmując około setki karabinów. Posłużyły one później między innymi do wystawiania oddziałów wartowniczych, jak również do opanowania koszar w Jabłonnie. Wreszcie kolejna organizacja, ta chotomowska – Polikarpa Wróblewskiego, zajęła wraz z oddziałem z Jabłonny koszary w dzisiejszym Legionowie. Te dwie organizacje współdziałały ze sobą dosyć ściśle, o czym do tej pory mówiliśmy niewiele.

Do działających na terenie dzisiejszego powiatu legionowskiego peowiackich struktur należeli głównie młodzi ludzie. Wcześniej z reguły politycznie niezaangażowani, czasem tylko z doświadczeniem w harcerstwie. Mieli oni za zadanie militarnie przygotowywać się do odzyskania wolności, lecz także krzewić na lokalnym gruncie myśl niepodległościową. – Była to młodzież przepojona ideą odzyskania niepodległości poprzez czyn zbrojny, ale własny – bez oczekiwania pomocy z zewnątrz. Dlatego proces pracy ideowej był prowadzony równolegle ze szkoleniem militarnym. Punkty organizacyjne POW podlegały wówczas pod komendę obwodu praskiego. Przysyłano tu z niego kurierami rozkazy, ale również materiały propagandowe i instruktorów wojskowych oraz cywilnych, którzy później prowadzili na tym terenie odczyty – mówi dr Szczepański. Co ciekawe, nastawionym na czyn peowiakom zdarzało się niekiedy ścierać ze zwolennikami endecji, którzy niepodległość planowali odzyskać głównie dzięki dyplomacji. Zdaniem historyka takich incydentów nie było jednak dużo.

Znacznie więcej informacji na ten oraz inne tematy – choćby okoliczności śmierci Antoniego Gawryszewskiego – można znaleźć w solidnie wydanej, zawierającej wiele fotografii książce „Peowiacy i ich losy (Jabłonna, Chotomów, Krubin, Wieliszew)”. Na ponad trzystu stronach autor przedstawił najpełniejszy ze znanych dotąd obrazów miejscowej działalności Polskiej Organizacji Wojskowej. Pozycję, w cenie około 30 zł, można nabyć w legionowskich księgarniach, a także w muzealnym kiosku oraz za pośrednictwem internetu.

Poprzedni artykułZapaliły się sadze
Następny artykułWespół w zespół
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.