W zeszłym tygodniu piłkarze Legionovii KZB Legionowo rozegrali dwa ligowe mecze. Oba przed własną publicznością. W środę (4 kwietnia) podopieczni Roberta Pevnika zmierzyli się z Wisłą Puławy, a w sobotę (7 kwietnia) z GKS Bełchatów. Oba spotkania zakończyły się podziałem punktów. Niestety nie poprawiło to sytuacji Legionovii w tabeli. Zajmuje ona bowiem obecnie ostatnie miejsce.

Od pierwszych minut środowego spotkania legionowianie prezentowali się znacznie lepiej niż w poprzednim meczu z Rozwojem Katowice. Grali co prawda ambitniej i agresywniej, ale nie przekładało się to na sytuacje podbramkowe. To co nie udawało się gospodarzom, gościom wyszłoby już w ich  pierwszej groźnej akcji. W siódmej minucie, po dobitce Tomasza Sedlewskiego piłka znalazła się w bramce Legionovii. Na szczęście gol dla Wisły nie został uznany. Sędzia dopatrzył się bowiem u strzelca pozycji spalonej. Gdy w 23 minucie Kacper Szymankiewicz potężnym strzałem z blisko 30 metrów pokonał bramkarza Legionovii, arbiter nie miał już żadnych wątpliwości. Wisła Puławy wyszła na prowadzenia 0:1.

Siedmiominutowe prowadzenie

Goście tym korzystnym wynikiem nie cieszyli się jednak zbyt długo. Już w 30 minucie groźnie sprzed pola karnego strzelił Wojciech Szumilas, bramkarz Wisły sparował piłkę, do której natychmiast dobiegł Grzegorz Mazurek. Po jego strzale już niemal spod linii bocznej, piłka tak niefortunnie ugrzęzła między nogami obrońcy gości, że ten skierował ją do własnej bramki. Przy Parkowej mieliśmy więc remis 1:1. W pierwszej połowie spotkania Wisła Puławy stworzyła jeszcze jedną bardzo groźną sytuację, w której przyjezdni przeprowadzili prawdziwą kanonadę na bramkę strzeżoną przez Mateusza Kochalskiego. Futbolówka padła jednak ostatecznie łupem bramkarza Legionovii.

Druga odsłona meczu była już bardziej zachowawcza. Goście stworzyli co prawda kilka groźnych akcji podbramkowych jednak ich strzały były wyjątkowo niecelne. Z kolei Legionovia nie potrafiła znaleźć sposobu na rozmontowanie defensywy puławian. Mecz zakończył się więc – chyba sprawiedliwym – podziałem punktów. – W pierwszej połowie Wisła Puławy miała więcej sytuacji do strzelenia bramki. Druga była już bardziej wyrównana. My mamy młody zespół i gdyby nasi zawodnicy grali tak jak na treningach, to wszystkie trzy dotychczasowe mecze byśmy wygrali. Bardzo dziękuje moim piłkarzom za walkę. Oni na boisku zostawili serce. Musimy jednak zacząć wygrywać mecze. Od kiedy jestem trenerem zdobyliśmy tylko jeden punkt. Ja wiem, że to mało. W sobotę gramy z Bełchatowem i musimy się do tego meczu solidnie przygotować, żeby go wygrać – powiedział trener Legionovii KZB Legionowo, Robert Pevnik.

45 minut dla gości

Zwycięstwo w sobotnim spotkaniu na pewno nie było łatwym zadaniem. GKS Bełchatów do niedawna grał bowiem jeszcze w ekstraklasie, a w 2007 roku zdobył nawet wicemistrzostwo kraju. Legionovia wielokrotnie pokazywała jednak, ze potrafi sobie radzić z potencjalnie lepszym rywalem. I faktycznie początek sobotniego meczu należał do gospodarzy. W ciągu trzech minut Legionovia zdołała stworzyć trzy groźne sytuacja. Żadna nie zakończyła się jednak celnym strzałem.

Goście za to szybko przejęli inicjatywę i już w 5 minucie meczu byli bliscy zdobycia gola. Po uderzeniu z rzutu wolnego piłka uderzyła jednak w boczną siatkę bramki Legionovii. W kolejnych minutach rosła przewaga drużyny przyjezdnej. GKS atakował, ale jednak czystych sytuacji podbramkowych nie stwarzał. Gdy drużyna dochodziła do sytuacji strzeleckich, na wysokości zadania stawał golkiper Legionovii, Mateusz Kochalski. Najgroźniejszy były akcje, które „górnicy” prowadził po swoim lewym skrzydle. Często kończyły się one groźnymi dośrodkowaniami. Z kolei Legionovia, poza kilkoma szybkimi kontrami, nie potrafiła stworzyć żadnego zagrożenia pod bramką gości.

W 40 minucie meczu po fatalnej stracie w środku boiska ruszyła szybka akcja Bełchatowa, którą na gola po pięknym strzale w okienko bramki zamienił Patryk Rachwał.
Pierwsza połowa spotkania zakończyła się jednobramkowym prowadzeniem gości.

Odmieniona Legionovia

Na drugie 45 minut podopieczni Roberta Pevnika wyszli zupełnie odmienieni. Piłkarze Legionovii pokazali, że chcą, a przede wszystkim potrafią grać w piłkę. Ambitna gra się opłaciła. W 63 minucie Legionovia doprowadziła bowiem do remisu. W pole karne celnie dośrodkował Mikołaj Grzelak, podanie przedłużył Grzegorz Mazurek, a piłkę w siatce umieścił Eryk Więdłocha. Odpowiedź bełchatowian była błyskawiczna. Już trzy minuty później Bartłomiej Bartosiak znów wyprowadził GKS na prowadzenie.

Po stracie drugiej bramki Legionovia się nie podłamała. Podopieczni trenera Pevnika ruszyli odrabiać straty, chcąc doprowadzić do drugiego już w tym meczu remisu. Choć trzeba przyznać, że to gospodarze byli w 73 minucie spotkania bliscy podwyższenia wyniku. Dwie minuty później również i Legionovia miała swoją „setkę”. To co nie udało się w 75 minucie, perfekcyjnie wyszło w minucie 87. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Mateusza Leleno, piłkę – po raz drugi w tym meczu – w siatce umieścił Eryk Więdłocha.

Mecz z GKS Bełchateów, podobnie jak ten z Wisłą Puławy zakończył się remisem. – Na pewno nie jesteśmy zadowoleni jeśli chodzi o zdobycz punktową. Myślę, że z naszej strony to był dobry mecz. Stworzyliśmy sobie dużo sytuacji, ale jeśli nie wykorzystujemy tych stuprocentowych, to niestety mamy tylko punkt –powiedział Mariusz Pawlak, trener GKS-u. Robert Pevnik jest przede wszystkim zadowolony z postawy swojej drużyny w drugiej połowie spotkania. – Następne mecze musimy zagrać tak jak drugą połowę tego. To samo mówiłem już drużynie w szatni. Zostawiła ona po sobie pozytywne wrażenie, bo było w niej dużo dobrej gry – powiedział trener gospodarzy.

Trudna sytuacja w tabeli

Punkt zdobyty w spotkaniu z Bełchatowem na wiele się jednak nie zdał. Po wygranej Gwardii Koszalin nad Siarką Tarnobrzeg, drużyna trenera Pivnika spadła na ostatnie miejsce w tabeli. Do wyjścia z grupy spadkowej brakuje jej czterech punktów. Następny mecz Legionovia rozegra w sobotę 14 kwietnia. Na wyjeździe zmierzy się z KS ROW 1964 Rybnik.

fot. Bartłomiej Bator