Jedną z cech Festiwalu Nauki jest jego tematyczna różnorodność. Trwająca przez cały weekend jabłonowska edycja imprezy znów tego dowiodła. A ponieważ w „pakiecie” organizatorzy dostarczyli też piękną aurę, w sobotę i niedzielę pałac przeżywał istne oblężenie.

Już tradycyjnie Festiwal zadbał o miłośników motoryzacji. Zarówno tych darzących sentymentem jej początki, jak i osoby ceniące futurystyczne kształty i ekologię. – Nasz pojazd cechuje się przede wszystkim bardzo niskim spalaniem. Przejeżdżamy nim 370 km na litrze paliwa. Testujemy różne innowacje, które mogą być w przyszłości wprowadzone do motoryzacji – mówi Krzysztof Banasik ze Studenckiego Koła Aerodynamiki Pojazdów PW.

I studenci Politechniki Warszawskiej, i znawcy tematu wiedzą jednak, że to nie takie proste. Szczególnie gdy owe innowacje idą w kierunku wysyłania silników na dietę. Dla firm paliwowych tego rodzaju „nowalijki” są wyjątkowo ciężkostrawne. – Jeżeli ktoś odkryje patent, który o ileś tam procent zmniejszy spalanie, duży koncern paliwowy szybko go podkupuje i trzyma. Oczywiście może też go sprzedać, ale po takiej cenie, że nikomu się to nie opłaca – dodaje student.

Opłacalne jest natomiast inwestowanie w nowoczesne technologie. Na własną, lokalną miarę czyni to Legionowskie Koło Robotyki Legrobot W Jabłonnie jego członkowie pokazali dwie różniące się poziomem zaawansowania drukarki 3D. – One drukują przedmioty. Można sobie wydrukować uszczelkę, kwiatek lub jakąś część do długopisu. Na dowód Robert Szymański demonstruje „bliźniaka” prawdziwego, leśnego grzyba. – Został zeskanowany przy pomocy skanera 3D, a później wydrukowany. To prawdziwa roślina, nie zaś wygenerowany komputerowo obraz. Ta technologia ma niesamowite możliwości, to jest na pewno przyszłość, zwłaszcza dla ludzi młodych – uważa jeden z twórców Koła. Pewną barierą mogą być dla nich pieniądze. Najprostsza drukarka 3D, w zestawie do samodzielnego montażu, kosztuje około 2 tys. zł. Na fabryczny sprzęt dobrej klasy trzeba wyłożyć trzy tysiące więcej. Tanio więc nie jest, choć bez wątpienia ta informatyczna przyszłość jest kusząca. Ale Festiwal Nauki równie często sięga wstecz, odkrywając przed uczestnikami sekrety techniki, czy pomagając im poznać i zdiagnozować własne ciało.

Obok od lat widywanych na Festiwalu stoisk pojawiły się też nowe. Choćby te przygotowane przez ambasady Gruzji i Bułgarii. Do serc gości próbowano tam dotrzeć również przez żołądek. Pomysł okazał się trafiony. Sporo uczestników przyciągnęła też prezentacja najnowszej publikacji Muzeum Historycznego w Legionowie. – Tym razem pokazujemy „Oficerską Szkołę Aeronautyczną” – książkę poświęconą kształceniu baloniarzy w Polsce. Baloniarzy legionowskich, bo trzeba dodać, że oficerowie wojsk balonowych, którzy stacjonowali w Legionowie: Hynek, Pomaski, Burzyński, Sielewicz – oni wszyscy ukończyli tę szkołę – mówi Jacek Szczepański, współautor książki. Nad udokumentowaniem dziejów placówki autorski tercet pracował aż 12 lat. Mimo wątłej i rozproszonej bazy źródłowej, z końcowego efektu Jacek Szczepański jest zadowolony. Za to śladów balonowej chwały widziałby w Legionowie znacznie więcej. – Myślę, że jest przed nami ogromna praca, polegająca na utrwaleniu pamięci w przestrzeni, głównie poprzez nazewnictwo ulic, miejsc, placów. Jeśli tego nie uczynimy, ta historia odejdzie w niepamięć – kończy dyrektor miejskiego muzeum.

Poprzedni artykułMarek mistrz
Następny artykułPodpisy za 5 milionów
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.