Kiedy powstawał chór Belcanto, zapewne mało kto sądził, że będzie to miejski towar eksportowy. Tymczasem tak właśnie się stało. Zespół działający przy Legionowskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku dowiódł tego w samych Włoszech. A więc tam, skąd termin „bel canto”, oznaczający piękny śpiew, pochodzi.

Zaczęło się od stołecznych edycji Konkursów Piosenki Europejskiej, w których chór od sześciu lat brał udział. Zajmując tam zresztą zwykle wysokie lokaty. – Natomiast w grudniu ubiegłego roku okazało się, że zdobyliśmy główną nagrodę i dostaliśmy nominację na odbywający się w Wenecji ósmy światowy festiwal muzyczny pod nazwą „Orfeusz w Italii” – mówi Marek Pawłowicz, kierownik artystyczny i dyrygent chóru Belcanto. Zaskoczenie jego członków było równie wielkie jak ich radość. Później jeszcze mocniej wzięli się do roboty, a w drugim tygodniu września zawitali do słynnego „miasta na wodzie”. Znaleźli się tam wśród ponad 60 solistów, zespołów wokalnych i tanecznych z całego świata. Konkurencja była zatem spora.

W pięknej scenerii weneckiego amfiteatru skromni śpiewacy z Legionowa dali popis muzykalności nadwiślańskich seniorów. – Już samą nominację i wyjazd uważaliśmy za wyróżnienie i sukces, natomiast powalczyliśmy tam również o nagrody. Najwyższym trofeum w Wenecji jest tak zwana Korona Orfeusza. No i tak się złożyło, że udało nam się ją przywieźć do Legionowa – uśmiecha się pan Marek. Poza świetnym wykonaniem, międzynarodowe jury doceniło zróżnicowany repertuar oraz znakomite opanowanie przez Polaków tekstów włoskich pieśni. Inna sprawa, że pozostając jak gdyby w tradycji weneckiego karnawału, swój werdykt ukryło za maską lakonicznego zaproszenia. – Wyglądało to w ten sposób, że zostaliśmy zaproszeni na koncert galowy, co świadczyło o tym, że coś tam „ugraliśmy”. Ale nie wiedzieliśmy co. Dopiero gdy otrzymałem do ręki dyplom i spojrzałem, że jest to Diamentowa Korona Orfeusza, szepnąłem do chórzystów: – Zaraz wam powiem, co zdobyliście, bo ja w tej chwili jeszcze nie mogę w to uwierzyć.

Jakby tego było mało, Marek Pawłowicz musiał dać wiarę czemuś jeszcze: uznano go za najlepszego maestro weneckiej imprezy. Krótko mówiąc, chór Belcanto zdeklasował zagraniczną konkurencję. Tajemnicę sukcesu jego szef streszcza w kilku słowach: talent, pasja i ciężka praca.

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.