W epoce internetu przepis na medialne zamieszanie jest prosty: kontrowersyjna fotka, krótki opis i już po chwili można robić za mistrza sieciowej kuchni. Tak właśnie inna kuchnia, ta prawdziwa – w legionowskim przedszkolu nr 7, wzięta została ostatnio na widelec. Smakiem opartej na tendencyjnych zdjęciach „afery” autorzy receptury delektowali się jednak bardzo krótko.

W połowie marca jedna z mam, zadając pod swoim postem pytanie: „Ciekawe, czy pani dyrektor robi takie jedzenie swoim domownikom?”, wrzuciła internautom na talerz parę fotek. Przedstawiały fragmenty dań serwowanych maluchom z PM nr 7. A ponieważ, zwłaszcza jedna kanapka, nie wyglądały one zbyt okazale, zatroskani losem dzieci pismacy rzucili się do konsumpcji tematu, nie wnikając, skąd się te zdjęcia wzięły i co tak naprawdę przedstawiają. Zatroskana, choć dla odmiany szczerze, była też część rodziców. Jak szybko wyszło na jaw, niepotrzebnie, ale mleko się wylało i trzeba je było sprzątnąć. Mleko, jak wynika z komentarza, dyrektorki „siódemki, mocno nieświeże. – To było wycinkowe zdjęcie, nie oddawało całego serwowanego w danym dniu menu. Sama kanapka była dodatkiem do zupy mlecznej. Wyrwana z kontekstu i pokazana jako pełne śniadanie jest manipulacją – komentuje wpis Dorota Stankiewicz, dyr. PM nr 7. – To nie jest na pewno całość żywienia i myślę, że wyrabianie sobie po kilku zdjęciach opinii na temat jadłospisu jest mocno zakłamane. Na pewno te zdjęcia nie przedstawiają posiłków, które powinny dostawać przedszkolaki, ale wierzę, że to nie jest całość tego, co dostawały nasze dzieci – dodaje Amelia Kornwalewska, przewodnicząca rady rodziców.

Zgodnie z przepisami przedszkole na osiedlu Sobieskiego zapewnia im 75 proc. dobowego zapotrzebowania na kalorie. W „siódemce” już od ponad dekady robią to w przemyślany sposób, na pierwszym miejscu, obok smaku, stawiając zdrowie maluchów. – Dotychczas rodzice nie zgłaszali żadnych zastrzeżeń, jeżeli chodzi o żywienie dzieci. Nasze dania zawierają różnorodność produktów z wielu grup spożywczych. Są bez konserwantów, wykorzystujemy sezonowe i mrożone warzywa, ograniczamy ilość cukru i soli. Przygotowujemy dania z naturalnych składników – zapewnia Dorota Stankiewicz. W reakcji na ciężkostrawne oskarżenia naturalne dla dyrekcji placówki stało się coś jeszcze: powrót do cyklicznych, trwających kilka dni z rzędu degustacji dla rodziców. Aby osobiście, tak jak przed tygodniem, mogli posmakować tego, co jedzą ich dzieci. – Rada rodziców i wszyscy rodzice są zaalarmowani sytuacją, która się wydarzyła i teraz wszystkimi siłami staramy się wyprowadzić ją na prostą. Nie skupiamy się na tym, dlaczego to się wydarzyło, ponieważ ciężko znaleźć winnych po czasie. Naszym zadaniem jest teraz zorganizowanie wszystkiego tak, żeby nie dopuścić do powtórzenia się takiej sytuacji – uważa szefowa rady rodziców.

Sama jej ocena bywa wśród rodziców dzieci z „siódemki” rozmaita. Wydaje się jednak, że im dłużej mieli oni z nią kontakt, tym mniej się kilkoma przypadkowymi zdjęciami przejęli. – Szczerze mówiąc, dla mnie to jest „gównoburza” zrobiona z niczego. Moje dzieci chodzą do tego przedszkola od lat. Syn już je skończył i nigdy nie narzekał na jedzenie, a dziewczynki teraz są przedszkolakami. Jedzenie jest jak jedzenie: kolorowe kanapeczki na śniadanie i na podwieczorek, a dzieci – jak to one – raz je zjedzą, raz nie. Ale nie wynika to z tego, że ono uchybia czemukolwiek, tylko po prostu dzieci miewają swoje grymasy – mówi Joanna Węgiel. Zasadność artykułowanych w sieci obaw sprawdził także szef miejskiej Komisji Oświaty, Kultury i Sportu. Z organoleptycznej kontroli wyszedł syty i spokojny. – Potrawy, których tu spróbowałem, są nad wyraz smaczne. Obyśmy takie posiłki jedli w legionowskich restauracjach czy gdziekolwiek indziej. Są wręcz pyszne – ocenia Janusz Klejment.

Ani jego, ani dzieci czy rodziców, szukający sensacji dziennikarze, także z centralnych mediów, o zdanie jednak nie pytali. Nie interesowało ich też to, co stało za przyrządzeniem tego całego pasztetu. – Dziwnym trafem takie problemy pojawiają się wtedy, jak ktoś chce zabłysnąć. Myślę, że przedszkole robi wszystko w tym kierunku, w jakim w tej chwili zmierza żywienie dzieci. To, czy my żywimy tak samo w domu, to inna rzecz. Natomiast przedszkole robi to, co może, żeby dostosować się do standardów żywienia dzieci – mówi pani Joanna. A przewodniczący miejskiej komisji dodaje: – Dla mnie to jest wymysł paru osób, które chcą się pokazać, zaskoczyć nas. Ja uważam, że to przedszkole pod każdym względem jest super.

Jest i ma być tak w „siódemce” nadal. Choć, głównie dla uspokojenia informowanych na bieżąco rodziców, z jeszcze większą otwartością drzwi do przedszkolnej kuchni. Aby w przyszłości nikt już nie musiał krztusić się wyssanymi z palca zarzutami. – Został opracowany nowy jadłospis, lepiej uwzględniający preferencje żywieniowe dzieci. Dodaliśmy do niego gramatury, żeby był bardziej przejrzysty i czytelny dla rodziców. Dołożymy też wszelkich starań, żeby potrawy były bardziej kolorowe, podane bardziej estetyczne, aby zachęcały dzieci do jedzenia. Wprowadzimy również dokładki, troszcząc się głównie o dzieci z wybiórczością pokarmową – zapowiada dyr. Stankiewicz. Zdecydowano też o zmianie godziny serwowania bukietu warzyw i owoców. Z 16.30 przesunięto ją na 16.00, skracając tym samym odstęp między posiłkami. Niezależnie od tego zaplanowano szkolenie dla personelu całego bloku żywieniowego. – Chcielibyśmy mieć większą kontrolę nad tym, w jaki sposób to wygląda. Zostały już wprowadzone zmiany, które są bardzo pozytywnie odbierane przez rodziców. Chociażby codzienne zdjęcia jadłospisu i poszczególnych posiłków, które pokazują nam jak wygląda to jedzenie. I z tego, co mówią rodzice, w tym momencie wszystko wygląda absolutnie bez zastrzeżeń, dlatego jesteśmy zadowoleni z tego, w jaki sposób jest rozwiązywana ta sytuacja – podsumowuje Amelia Kornwalewska.

Wygląda więc na to, że tym, co ją zgotowali, wypadałoby teraz podać czarną polewkę. Oczywiście, jak to w „siódemce”, bez konserwantów i dodatków słodzących

Poprzedni artykułZwycięski finisz
Następny artykułBez testosteronu nie ma tronu
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj