Paka z warzywniaka

Człowiek, co nie stanowi przecież żadnej tajemnicy, to najokrutniejsza z ziemskich istot. Licznych w tej kwestii przykładów dostarczają nam ostatnio choćby prymitywni czerwonoarmiści Władimira Władimirowicza. Tak, człowiek to, gdy tak przyjrzeć się jego wojowniczej aktywności, nie brzmi dumnie. Zdarza mu się wszak, nawet bardzo często, krzywdzić – nie mając ku temu żadnego powodu – sąsiadów z planety, a nawet bez mrugnięcia okiem pozbawiać ich życia. Przy czym ofiarami bywają zarówno przedstawiciele innych gatunków, jak też jego własnego. Pod tym względem z pewnością jesteśmy niezagrożonymi przez rywali spod znaku fauny mistrzami świata. Ale i w dyscyplinach lżejszego kalibru bywamy bardzo mocni. Patrząc choćby na zachowania rodaków w popularnych, karmiących ich placówkach handlowych, można nabrać przekonania, że również w innej kategorii ludzie są nie do pokonania – w pociesznej, nieszkodliwej głupocie.

Zwierzę nie otacza się pierdołami. Kopie norkę, buduje gniazdo albo znajduje naturalne schronienie, przeprowadza się i ma wszystko, co mu do życia potrzeba. Dla człowieka to dopiero początek – on przecież musi własne (a częściej, zwłaszcza w kraju nad Wisłą, banku i pana Franka Szwajcarskiego) cztery kąty urządzić. Pół biedy, jeśli w grę wchodzą stół, szafa, łóżko lub ceramiczny tron – bez nich, wiadomo, ani rusz. Do mieszkalnego zestawu obowiązkowego dorzucamy jednak dziesiątki, ba, czasem setki przedmiotów, które ani psu na budę, ani kotu na kuwetę by się nie zdały. I tu pora nawiązać do przejawów rozpasanej żądzy kupowania widywanych od czasu do czasu w sklepach oplatającej kraj sieci złośliwie zwanej Stonką. Jej sprawnym marketingowcom w trymiga udało się wykreować potrzebę i sprawić, że dążący do zaspokojenia klienci zachowują się niczym palacz odstawiony od fajek. Posiadanie kompletu pluszowych, wypchanych gąbką „warzyw” tudzież innych parówek Patrycji albo rogali imieniem Radzio z dnia na dzień stało się racją konsumenckiego istnienia. Co tam chleb, mleko, kiełbasa, nawet piwo – gdzie są moje Świeżaki, gdzie Mocniaki?!

Czy jakiś dorosły nabywca zastanowił się kiedyś, po kiego mu toto potrzebne? Czy pomyślał: ku… motyla noga, przecież to nie uczyni mnie szczęśliwszym! No może dziecko lub też psiaka, na jakiś czas, owszem. Tylko czy ich pełnoletni posiadacze naprawdę muszą tak zaciekle walczyć o te rozmaite wypchane marketingiem pierdoły…? Cóż, chyba jednak muszą. Odpowiedź da się dostrzec w marketach. Stara to prawda, że tłum, w tym przypadku żądny skażonych biedronkowymi genami maskotek, jest głupszy od najgłupszej tworzącej go jednostki. Jeśli zwierzęta na nas patrzą, muszą mieć niezły ubaw. Nawet słynące z chomikowania chomiki. W końcu im te zapasy potrzebne są do życia. Ludziom zaś robią w nim tylko bałagan.

Poprzedni artykułPodsumowania i plany
Następny artykułEmocje bez punktów
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.