Poniedziałkowe (19 lutego) posiedzenie legionowskiej Komisji Oświaty, Kultury i Sportu poświęcono głównie jednej sprawie: informacji o funkcjonowaniu Żłobka Miejskiego „Motylkowy Świat”. Trudno było jednak oprzeć się wrażeniu, że część jej członków wystarczającą wiedzę na temat wydarzeń oraz sytuacji w placówce już posiada. I tylko usiłują oni dowieść, że inni – zamiast na mocy swych uprawnień od razu podjąć skuteczne działania – zaliczali w tym czasie leżakowanie.

Choć trzej radni opozycji kilka razy podkreślali, że zwołanie komisji nastąpiło na ich wniosek, datę i porządek obrad spotkania wyznaczył jej szef. Inaczej zrobić zresztą nie mógł, przede wszystkim z powodu formalnej niezgodności wspomnianego wniosku ze statutem gminy. Ponadto złożono go zaledwie trzy dni przed proponowanym terminem zebrania, co mocno utrudniłoby zawiadomienie o nim oczekiwanych tam osób. Zaburzając nieco chronologię zdarzeń, dyrektorka żłobka na wstępie poinformowała, że o posiedzeniu komisji rodzice dowiedzieli się za pośrednictwem platformy służącej do tego typu komunikacji. Mimo to, być może z powodu rozczarowania, że nie przybyły na nie tłumy, kilkanaście minut później padło skierowane do przewodniczącego Janusza Klejmenta pytanie: – Czy po otrzymaniu naszego wniosku o zwołanie komisji wystosował pan prośbę do rodziców w żłobku i zaprosił ich na to spotkanie? – dociekał Mirosław Grabowski. Inny z kolei radny pytał, czy z dziećmi ze żłobka „wszystko jest w porządku?”. Chociaż takie zapewnienia – poparte opinią psychologów – obecni usłyszeli zaraz na początku.

Monika Poszytek dokładnie, dzień po dniu, zrelacjonowała też sekwencję przedstawianych szeroko w mediach (ich przedstawiciele dopisali, rzecz jasna, także w poniedziałek) zdarzeń w jej placówce. Nie ukrywając również skutków owych, niekiedy mało rzetelnych, podanych w sensacyjnym sosie informacji. – Baliśmy się, że ktoś wtargnie i zrobi nam krzywdę, a przy okazji również dzieciom. Dostaliśmy na mejla pogróżki, a na Messengerze – wiadomo, że istnieje tam fanpage żłobka – były różnego rodzaju informacje, wstawianie czarnych buziek pod postami, gdzie są dzieci, które na przykład biorą udział w balu karnawałowym. Jest to dla mnie, proszę państwa, niezrozumiałe – powiedziała dyrektorka „Motylkowego Świata”.

Brak akceptacji dla takich zachowań i obawę o dobro dzieci przejawia też część rodziców z feralnej grupy maluchów. Co wyrazili oni w skierowanym między innymi do prezydenta, odczytanym przez wiceprzewodniczącego komisji Mariusza Suwińskiego piśmie. „(…) Kolejne pojawiające się w mediach doniesienia nie zawsze mają związek z prawdą, a zarówno rodzice, jak i pracownicy żłobka są nieustannie nagabywani, często w sposób agresywny, przez dziennikarzy, którzy szukają wyłącznie sensacji. W związku z obecną nagonką medialną boimy się ujawnić jako rodzice z tej grupy, a także nie zgadzamy się na wykorzystywanie nas w politycznych zagrywkach. Zwracamy się w prośbą, zarówno do mediów, jak i do państwa, drodzy radni, o zaprzestanie medialnej nagonki i umożliwienie nam, rodzicom, oraz pracownikom żłobka zapewnienie naszym dzieciom spokoju, opieki i wsparcia, jakiego teraz potrzebują”.

Część radnych potrzebowała jednak widać czegoś innego. Czemu szybko dali wyraz. – Ja chciałbym podziękować panu prezydentowi za te słowa ubolewania, które wyraził, że ta sytuacja miała miejsce. Zabrakło tylko według mnie jeszcze słowa „przepraszam” dla rodziców za tą zaistniałą sytuację – stwierdził Bogdan Kiełbasiński. – Po pierwsze, o tych działaniach, które zostaną podjęte, już mówiłem. Szkoda, że pan nie słuchał. To jest jedna rzecz. A druga rzecz: ja rodziców kilkakrotnie przepraszałem za pośrednictwem mediów, w stacjach telewizyjnych, a także osobiście, na spotkaniu z Radą Rodziców 14 lutego – odrzekł, odnosząc się od razu do dwóch kwestii, Piotr Zadrożny. Pozostając przy zastępcy prezydenta miasta, było do niego więcej pytań. – Czy nie uważa pan, że szybsza reakcja, taka naprawdę natychmiastowa reakcja i poinformowanie rodziców, mediów o swoich działaniach, o tych zwolnieniach, o tym, co się wydarzyło, czy nie sądzi pan, że oszczędziłoby całego takiego zamieszania, tego domniemywania, co się wydarzyło? – sugerował Sławomir Traczyk. Tu już riposta adresata pytania zabrzmiała bardziej dobitnie. – W tej sprawie nie było ważne, czy my podamy przez media i panu radnemu Traczykowi na tacy taki fajny temat, tylko ważne było, żeby odsunąć sprawców przemocy od dzieci. I to jest istotne, i to zrobiliśmy natychmiast. Po południu, jak wpłynęła skarga, to pierwszego roboczego dnia te panie już nie pracowały z dziećmi. I to jest istota tej sprawy, a nie to, czy media się dowiedzą. Ja nie jestem od informowania mediów, panie radny!

Skoro już mowa o podawaniu na tacy „fajnego tematu”, akurat w tym przypadku wydaje się to zbędne. Już bowiem 10 lutego, poprzez swój profil na Facebooku, Sławomir Traczyk wieszczył nadciągającą burzę. Tu cytat (pisownia oryginalna – red.): „Na horyzoncie kolejna ogólnopolska afera z naszym pięknym miastem w tle. Niestety. Nie pytajcie bo nie odpowiem, nie chce być z tym w żaden sposób kojarzony”. Zerkającemu na kalendarium wydarzeń radnemu nie przeszkodziło to jednak insynuować braku pośpiechu dyrekcji żłobka. – Czy teraz, wiedząc to wszystko i widząc, jak to się skończyło, czy pani by od razu pierwszego dnia zawiadomiła policję, czy też by pani czekała ten tydzień do spotkania z rodzicami? – Zawiadomiłabym policję, ale, jak już powiedziałam, musiałam zgromadzić do tego materiał. Nie były to tylko nagrania i skarga rodzica. Były to też inne dokumenty, które do dziś dnia jeszcze uzupełniam – odpowiedziała Monika Poszytek.

Tak czy inaczej, swoją reakcję na całą sprawę kierownictwo żłobka i jego organ prowadzący uważają za prawidłową. – Ani przez chwilę niczego nie ukrywaliśmy, nie chowaliśmy pod dywan. Nasze działania były skuteczne i natychmiastowe. W pierwszej kolejności odsunęliśmy od dzieci sprawców przemocy, co było najważniejsze. Postąpiliśmy zgodnie z prawem i obowiązującymi procedurami – zaznaczył Piotr Zadrożny. Dzieciom i rodzicom zapewniono też m.in. bezpłatną pomoc psychologiczną. A w ramach tzw. kontroli zarządczej odbędzie się dodatkowa, zlecona przez prezydenta weryfikacja prawidłowości nadzoru dyrektora żłobka nad pracą zatrudnionych tam opiekunów. – Chcę też podkreślić, że sprawowanie nadzoru nad żłobkami było w 2023 roku jednym z obszarów kontroli Najwyższej Izby Kontroli w naszej gminie. I uwag co do zakresu prowadzonych przez nas kontroli nie stwierdzono. Nie wpłynęły też do Urzędu Miasta Legionowo żadne skargi rodziców na działalność Żłobka Miejskiego w Legionowie. Nigdy – dodała Anna Łasińska, naczelniczka miejskiego wydziału edukacji.

I oby trwało to jak najdłużej. Zaś podgrzewanie żłobkowego incydentu – wręcz przeciwnie. – Chciałabym, żeby ci państwo, którzy tu są i chcą mówić, zastanowili się, czy trzeba podsycać tą atmosferę, czy trzeba jeszcze tworzyć jakieś nowe problemy, których nie ma – komentując całe zdarzenie, powiedziała radna Małgorzata Luzak. Szkoda tylko, że ten apel przez wielu spośród obecnych został puszczony mimo uszu.

Poprzedni artykułNiezły kFIATek
Następny artykułTrenowanie, sparowanie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.