Na przełomie października i listopada, podczas krótkiej przerwy w rozgrywkach drugiej ligi, od meczów odpoczywają też siłą rzeczy koszykarze Legionu Legionowo. Korzystając z tego pierwszego w bieżącym sezonie świątecznego „time outu”, powrócimy więc na chwilę do tego poprzedniego. I z perspektywy trenera drużyny z Areny spojrzymy na kluczowych dla jej wyników graczy.

Podsumowując z Antonio Daykolą poprzednie zmagania drugoligowca z Legionowa, zapytaliśmy go o to, kto z jego drużyny najbardziej go w ich trakcie zaskoczył. Zaskoczył, rzecz jasna, pozytywnie. Trener legionowian nie musiał długo się zastanawiać, aby celnie rzucić dwa kluczowe w tym kontekście nazwiska. I dwa takie same imiona. – Trudno powiedzieć, że stanowiło to jakieś wielkie zaskoczenie, ale chciałbym podkreślić postawę Przemka Słoniewskiego, którego znam jeszcze z czasów, kiedy chodził do gimnazjum, z UKS Jagiellonka Warszawa, gdzie byłem trenerem. Przez pewien czas prowadziłem go też w rozgrywkach młodzieżowych. Początek minionego sezonu był dla niego niezbyt udany, natomiast z kolejnymi rozegranymi meczami jego forma się stabilizowała i naprawdę grał na wysokim, swoim poziomie. Miłym akcentem była też forma Przemka Lewandowskiego, który według mnie również rozegrał bardzo dobry sezon. Na początku rozmawialiśmy, że będzie wchodził na piętnaście, może dwadzieścia minut i będzie raczej zmiennikiem, a tak naprawdę okazał się jednym z pierwszoplanowych graczy i robił naprawdę kawał dobrej roboty.

Bieżący sezon, a zwłaszcza liczba zdobywanych punktów, jasno dowodzi, że najbardziej doświadczony gracz Legionu z powodzeniem wykonuje ją nadal. Ciepłych słów trener Daykola nie szczędził też jedynemu z barwach legionowian zawodnikowi z dalekiej Turcji. Jak wielu kibiców zapewne pamięta, do składu ekipy z Areny Çağlar Çalişkan dołączył w poprzedniej ligowej batalii. – Ściągnęliśmy go po meczu z Ochotą. Stwierdziliśmy, że brakuje nam takiego koszykarza, który będzie grał na penetracji, będzie próbował wymuszać faule i biegać do szybkiego ataku, zdobywać punkty. I popularny „Charlie” nam to robił. Oczywiście nie zawsze w takim wymiarze, jak to wyglądało w Ochocie, ponieważ tutaj było więcej graczy, którzy mogli i chcieli zdobywać punkty oraz lubili grać „na piłce”. Natomiast uważam jego dołączenie do drużyny za doskonałe posunięcie. Dało nam ono dużo ożywienia w ataku, a w pewnym momencie prowadził też naszą grę jako rozgrywający. I wyglądało to naprawdę bardzo fajnie.

Nieco gorzej natomiast, zdaniem szkoleniowca Legionu, spisywała się w minionym sezonie koszykarska młodzież. A już z całą pewnością, w przekroju całej ligowej rywalizacji, zagrała poniżej swoich sportowych możliwości. Co z drugiej strony zawsze rodzi jednak nadzieję, że z biegiem czasu zacznie ona pokazywać na parkiecie wszystko, co potrafi. – Liczyłem w dużej mierze na braci Benigni. Początek sezonu pokazywał, że możemy mieć naprawdę dwa mocne punkty w postaci Patryka i Doriana, lecz poukładało się to później nie do końca tak jak oczekiwałem – przyznaje trener.

Na ocenę rozpoczętych pod koniec września rozgrywek przyjdzie pora za kilka miesięcy. Oby dla Legionu jak najbardziej udanych. Przed inauguracyjnym spotkaniem Antonio Daykola z optymizmem w każdym razie nie przesadzał. I tyleż ostrożnie, co realnie oceniał aktualny potencjał swoich podopiecznych. Główny nacisk kładąc na ich cechy wolicjonalne, a więc boiskową ambicję oraz wolę zwycięstwa. – My chcemy każdy mecz grać jak najlepiej, wygrywać i krok po kroku iść do przodu. Nie chcemy natomiast mówić o dalekosiężnych planach, ponieważ wiemy, że czasami nie udaje się ich później zrealizować. Bo dzieje się coś takiego, że chociaż mamy szansę na lepszą grę, to coś zawodzi – mówił legionowski szkoleniowiec.

W sporcie takie rzeczy się, oczywiście, zdarzają. Nawet najlepszym. Póki co, po ośmiu kolejkach i siedmiu rozegranych meczach, w szesnastoosobowej grupie B Legion jest czternasty. Wystartował więc raczej kiepsko. Drużyna ma jednak i chęci, i możliwości, aby stracony do wielu rywali dystans w następnych meczach odrobić.

Poprzedni artykułOdświętne poświęcenie
Następny artykułWalczący z metrykami
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.