W pierwszą niedzielę września wybrzmiały ostatnie akordy tegorocznej edycji Legionowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej. Tego dnia melomani mieli przyjemność usłyszeć solo i w duecie instrumenty, jakich dotąd w goszczącej imprezę świątyni nie oglądano. Ich ciekawe możliwości ze smakiem zademonstrowali organista Jan Bokszczanin, na tę okoliczność wyposażony także w fisharmonię, oraz grający na altówce Krzysztof Komendarek-Tymendorf.

Finałowy koncert zapowiedział Zenon Durka, sam dyrektor współorganizującego festiwal Miejskiego Ośrodka Kultury. O szczegółach tego wydarzenia najwięcej, co zrozumiałe, wiedzieli jednak obaj wykonawcy. – Przygotowaliśmy specjalny program i bardzo się cieszę, że możemy tu popularyzować również altówkę, czyli instrument może mniej popularny, ale coraz bardziej znany w Polsce i na świecie. Wykonam dzisiaj dwie transkrypcje: Kaprys nr 2 Grażyny Bacewicz oraz Wariację Sacherowską Witolda Lutosławskiego – zapowiedział Krzysztof Komendarek-Tymendorf. – A na koniec zagramy razem z fisharmonią, czyli kolejnym instrumentem stanowiącym novum w tym kościele i podczas tego festiwalu. A właśnie na nim będę akompaniował w drugiej części programu – dodał Jan Bokszczanin.

W pierwszej zasiadł on jednak na kościelnym chórze, za swoim koronnym instrumentem. I na świetnie brzmiących organach z kościoła św. Ducha wykonał dwa utwory: Fantazję i fugę g-moll Jana Sebastiana Bacha oraz I Sonatę Organową kompozytora polskiego pochodzenia, Feliksa Borowskiego. Tak zróżnicowane pod względem stylu tudzież klimatu dzieła pozwoliły legionowskiemu wirtuozowi wydobyć imponującą paletę oferowanych przez największy z instrumentów dźwięków.

Tuż po organowym preludium melomani mogli posłuchać brzmienia wspomnianej już altówki. Przygotowując repertuar na niedzielny koncert, Krzysztof Komendarek-Tymendorf nie miał kłopotów w wybraniem wysokiej klasy dzieł, mogących pokazać słuchaczom szerokie możliwości większej siostry skrzypiec. – Wbrew pozorom jest bardzo dużo tej literatury i jest też bardzo bogata. Należy powiedzieć, że altówka – mówię tu o aspektach technicznych – niczym nie różni się względem skrzypiec czy wiolonczeli. W mojej opinii jest nawet trudniejszym instrumentem od skrzypiec, bo musimy mieć bardziej dociążoną prawą rękę i wydobywać dźwięk bliższy wiolonczeli. Tak więc literatury nie brakuje, a i też wielu młodych kompozytorów „płodzi” kompozycje na ten instrument – mówi absolwent gdańskiej Akademii Muzycznej. A pomysłodawca legionowskiego festiwalu organowego potwierdza: – Altówka jest taka troszeczkę zaniedbana, ale ja pokochałem ją, kiedy pierwszy raz usłyszałem jeden z koncertów w wykonaniu Jurija Baszmieta. I to było coś tak fenomenalnego, że ten instrument, o pięknej barwie, do mnie przemówił. A co do samej literatury, na organy oraz altówkę jest sporo utworów i ta literatura rośnie.

Urosła też, i to na oczach publiczności, anonsowana wcześniej, ukryta pod postacią walizki fisharmonia. Jan Bokszczanin najpierw ją przed melomanami rozłożył, a następnie pokrótce omówił szczegóły działania protoplastki akordeonu. – Kiedy się ją otworzy, ukazuje się klawiatura, a później pedały do pompowania. I właśnie w ten sposób będzie ten dźwięk wydobywany. Co prawda fisharmonia nie ma takich możliwości jak jakiś keyboard, ale zawsze to instrument żywy i można na nim uzyskać interesujące efekty, korzystając ze swoich umiejętności, a nie tylko elektroniki – uważa autor ponad dwudziestu płyt z muzyka organową. I tak właśnie, przy muzycznej współpracy ze znakomitym altowiolistą, Jan Bokszczanin w niedzielę uczynił. W należycie godny, a zarazem oryginalny sposób kończąc osiemnastą odsłonę Legionowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej.

Poprzedni artykułWjechał w autokar
Następny artykułPogonili naszych!
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.