Tegoroczne obchody Dni Legionowa co najmniej pod jednym względem były inne niż wszystkie poprzednie. A to dlatego, że do nieskrępowanej, ogólnomiejskiej zabawy wmieszała się też lokalna polityka. I podczas gdy jedni, stanowiący przeważającą większość, poszukiwali rozrywki i relaksu, inni szukali… dziury w całym.

Początki Dni Legionowa, jak wspomina dyrektor organizującego je od dekad Miejskiego Ośrodka Kultury, były raczej skromne – ot, scena i kilka stoisk. Zero tłumów, ochroniarzy oraz gwiazd. Sobotnia, 43. edycja tej imprezy wyglądała już zupełnie inaczej. Trudno zresztą było tego nie dostrzec, skoro pod Areną wyrosło jak gdyby drugie miasto. A właściwie miasteczko. – „Legionowo w miniaturze” prezentuje się wspaniale, bo są tu ludzie, którzy na co dzień w różnych dziedzinach ciężko pracują na rzecz drugiego człowieka – w sporcie, w pomocy społecznej, w pomaganiu niepełnosprawnym. Raz w roku mają tutaj okazję się zaprezentować i być może znaleźć współpracowników. Jest to bardzo fajna płaszczyzna wymiany doświadczeń i cieszę się, że taka tradycja w Legionowie funkcjonuje – mówi prezydent Roman Smogorzewski. – Stowarzyszenia, organizacje społeczne, szkoły, partie polityczne – wszyscy chcą się pokazać, a przy okazji nęcą jakimś lizakiem, ciastkiem, dobrym słowem albo czymś pożytecznym, typu nauka udzielania pierwszej pomocy. I to jest bardzo fajne – dodaje Zenon Durka, dyr. Miejskiego Ośrodka Kultury w Legionowie.

Skoro już mowa o nęceniu, bodaj najbardziej aromatyczne stoisko przygotowała miejska spółka KZB Legionowo. Kuszący z daleka zapach bazylii, majeranku, tymianku czy mięty przyciągnął tam przez kilka godzin mnóstwo mieszkańców. I trzeba przyznać, mieli oni nosa, ponieważ sadzonki tych ziół dostawali w sobotę od KZB w prezencie. W nieco inne rejony smaku postanowili udać się działacze PO, którzy pod szyldem „Platforma na słodko” częstowali gości smacznymi ciastami. Chwaląc się przy okazji, i słusznie, młodymi kadrami, które dołączyły niedawno do lokalnych struktur PO. – To już jest trzeci festyn, gdzie zapraszamy ludzi, zmieniając trochę wizerunek Platformy, często przedstawianej jako zgorzkniałą, na taki bardziej słodki. Jak widać, cieszy się to dużym powodzeniem i uznaniem mieszkańców. A my możemy pokazać się trochę z innej strony, nie tylko z tej typowo politycznej, lecz bardziej luźnej, bardziej przyjaznej i bardziej samorządowej i legionowskiej, takiej bliżej mieszkańców – cieszy się Andrzej Piętka, wiceprzewodniczący Koła Powiatowego Platformy Obywatelskiej.

Pozostając w rozgorączkowanym ostatnio światku lokalnej polityki, całkiem inną drogę do bliskości z wyborcami obrała miejska opozycja. Zamiast na rozdawaniu, skupiła się ona na zbieraniu. Chociaż akurat nie haków, lecz podpisów. – W tym święcie miasta ludzie robią też politykę. Zbierają podpisy pod bezsensownym referendum, które wszystkich nas będzie kosztowało 200 tys. zł i może spowodować tylko tyle, że nie będzie wyboru nowego prezydenta, za to na kilka miesięcy przyjdzie komisarz z Prawa i Sprawiedliwości, który wszystko zacznie pewnie wywracać do góry nogami – przestrzega prezydent Legionowa. Na szczęście jest to jeszcze perspektywa i dość odległa, i mało realna. Tu i teraz, jego zdaniem, ważne było to, że w sobotę mieszkańcy znów mogli i chcieli spotkać się, no i pobyć razem. Czy to w rozbudowanej strefie kulinarnej, czy na rozległym placu zabaw, czy pośród wspomnianych wcześniej stoisk oraz czekających tam działaczy lokalnych instytucji i organizacji pozarządowych. – Ludzie dzisiaj są pozamykani w swoich mieszkaniach, przed ekranami telewizorów, a człowiek mentalnie i psychologicznie to istota stadna. Dlatego zadaniem miasta jest stworzenie im takiej przestrzeni i czasu, żeby mogli się poznać, zintegrować i być może wspólnie, poprzez promujące się tu dziś organizacje, zrobić coś na rzecz drugiego człowieka.

MOK, czyli główny organizator Dni Legionowa, od lat czyni to na miarę swoich zadań oraz możliwości. Szczególną wagę przykładając do tego, kto występuje w trakcie imprezy na scenie. O ile jednak z pokazywaniem miejscowych talentów nie ma większego problemu, przy angażowaniu artystów z uznanymi nazwiskami przydaje się już trochę wprawy. – Trzeba zakontraktować wykonawcę jeszcze na jesieni, bo im robi się to później, tym mniej zostaje do wyboru tych dobrych. A jest ich na rynku, jak tak na szybko oceniam, około 30-40. A organizujących takie święta gmin są setki – mówi Zenon Durka.

W tym roku główną gwiazdą Dni Legionowa była występująca jako ostatnia Sylwia Grzeszczak. Tuż przed nią zwiększającą się z piosenki na piosenkę publiczność skutecznie rozgrzał szalejący na scenie ze swoim zespołem Michał Szczygieł. – Jesteśmy w połowie sezonu, już i zahartowani, i rozegrani. I tak naprawdę cały tydzień czekamy na weekend, żeby można było zagrać koncert. Właśnie taki jak dzisiaj – mówi młody, acz doświadczony już wokalista. Mimo zaledwie kilku lat na profesjonalnej scenie finalista programu The Voice of Poland czuję się na niej doskonale. W sobotę jego pogodny nastrój, poprzez ciekawe aranżacje i teksty, szybko udzielił się – w większości młodej – publiczności. – Jak gram koncerty w miejscach, gdzie nie wiem, jaka będzie publika i jak duża ona będzie, zawsze towarzyszy temu dreszczyk emocji. Nie ma się co oszukiwać, czasem bywa kiepsko, ale zazwyczaj to są pozytywne zaskoczenia. Bo ja nie nastawiam się na jakieś super sztuki, tylko staram się wychodzić na scenę i tym, co jest, łapać tych słuchaczy, którzy chcą się bawić. Ale takich koncertów, gdzie jest niewiele osób, mamy coraz mniej. Chociaż, z drugiej strony, uczą one szacunku do tego, co się robi.

W Legionowie na frekwencję pod sceną Michał Szczygieł akurat nie narzekał. Za to w kontekście całej imprezy miał do niej zastrzeżenia gospodarz miasta. Dobrze przecież pamiętający, że na głównym legionowskim święcie bywały większe tłumy. Ale też z pokorą przyjmujący zachodzące w upodobaniach mieszkańców zmiany. – Taka jest rzeczywistość i trzeba będzie zastanowić się, czy może nie zmienić trochę formuły tej imprezy. A być może przyjdą takie czasy, że nie będzie pieniędzy na dni miasta i problem sam się rozwiąże…? – gorzko uśmiecha się prezydent. Pozostaje mieć nadzieję, że aż takie cięcia w imprezowym budżecie miasta nie będą konieczne. A 43-letniej tradycji Dni Legionowa wypada życzyć co najmniej stu lat!

Poprzedni artykułPoczytalnia z atu
Następny artykułPosiedzi za włamanie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.