W piątek (27 stycznia) odbyło się kolejne spotkanie z mieszkańcami kontestującymi plany budowy w Legionowie przy ul. Sikorskiego stacji przeładunku odpadów. Kolejne, ale pierwsze z tak dużą frekwencją i zorganizowane przez jednego z miejskich radnych. Tym samym sprzeciw jego uczestników zabrzmiał wyjątkowo donośnie. Skupiając uwagę na domniemanych skutkach inwestycji, nie dowiedzieli się oni jednak o wszystkim.

Miejscem protestacyjnej zbiórki znów stała się sala gimnastyczna szkoły przy ul. Jana Pawła I. Lecz tym razem zapraszał na nią mieszkańców już nie potencjalny inwestor, czyli firma MS-EKO, lecz radny Sławomir Traczyk, który zorganizował spotkanie dotyczące, tu cytat, realizacji przedsięwzięcia polegającego na utworzeniu stacji „przeładunku śmieci” na działce położonej między ulicami Suwalną, Olszankową i Sikorskiego. Na wstępie – wypominając nieobecność innym stronom sporu – podkreślił, iż nie ma ono charakteru politycznego, lecz stanowi „wyraz sprzeciwu przeciwko planowanej inwestycji polegającej na przeładunku śmieci, która tak nie do końca wiadomo, jak właściwie może przebiec, bo sygnały dochodzące do nas, jako mieszkańców, są różne”. Co, nawiasem mówiąc, potwierdziła w trwającej niecałe dwie minuty relacji telewizyjnego Kuriera Mazowieckiego jedna z przeciwniczek inwestycji: „Tak zwany przeładunek odpadów, ale to będzie składowisko, z tego co się dowiedziałam”.

Huzia na Józia!

Sławomir Traczyk, powołując się na materiały medialne, usiłował podważyć wiarygodność prezesa MS-EKO, wspominając m.in. o złożonym przez jednego z udziałowców wniosku o upadłość firmy, zaznaczając również, że „radni nie zostali rzetelnie poinformowani o wszystkich aspektach sprawy”. Owa sprawa to, przypomnijmy, podjęta 30 listopada 2022 r. przez radę miasta uchwała w sprawie wyrażenia zgody Prezydentowi Miasta Legionowo na odstąpienie od obowiązku przetargowego trybu zawarcia umowy i na wydzierżawienie gminnej części nieruchomości firmie MS-EKO. „Na grudniowej sesji padło wyraźne stwierdzenie, że nie będą podjęte żadne decyzje przez władze miasta bez konsultacji z mieszkańcami. No i niestety to potoczyło się zupełnie inaczej” – powiedział radny Bogdan Kiełbasiński, przegrany kandydat na prezydenta miasta z 2018 roku. Później dając też zebranym pod rozwagę referendum w sprawie odwołania swego zwycięskiego rywala…

„Żebyście państwo dobrze rozumieli: chodziło o to, że rada miasta wyrażała zgodę. Prezydent nie musiał z tej zgody korzystać” – wyjaśniał inny z opozycyjnych radnych, Dariusz Petryka. I w duchu podobnej jak wyżej „apolityczności”, na prośbę jednego z mieszkańców, jednym tchem wyczytał listę posiadaczek i posiadaczy mandatów, którzy głosowali za wydzierżawieniem rzeczonej działki. Ponadto radny zarysował historię inwestycji oraz własnych działań na rzecz jej storpedowania. Wspomniał, że dzięki nim udało mu się na półtora roku ją zablokować. „Tutaj mamy do czynienia z sytuacją, kiedy prezydent, w mojej ocenie, faworyzuje jedną ze spółek. I niestety przeszłość tej firmy i jej właścicieli budzi poważne obawy”. Dariusz Petryka wyraził nadzieję, że ogłoszona zostanie upadłość MS-EKO i zawartą z tą firmą umowę prezydent będzie musiał rozwiązać. Zdaniem Sławomira Traczyka, „Miasto ani nie ma obowiązku, ani interesu w tym, aby taką przeładownię na swoim terenie posiadać. To firma, która startuje w przetargu, ona ma się martwić o to, gdzie będzie te śmieci składować, sortować, przeładowywać. Nam nic do tego”. Zacytował też fragment pisma, jakie otrzymał od jednej z mieszkanek: „Prezydent nie skorzystał z możliwości prawnej przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko tej inwestycji (…), tylko dał wiarę karcie informacyjnej przedsięwzięcia przygotowanej przez inwestora”.

W trakcie piątkowego spotkania obecni na nim radni odnieśli się do okoliczności poprzedzających dwa poprzednie, sugerując, że informacje o nich celowo nie były rozpowszechniane zbyt szeroko „Te spotkania tak chciano zorganizować, żeby nikt na nie przyszedł” – stwierdził Mirosław Grabowski. Zgodnie podkreślono rolę presji społecznej w powstrzymaniu kontrowersyjnego przedsięwzięcia. I fakt, że pod krążącymi w tej sprawie petycjami podpisało się już kilkaset osób.

Kiedy oddano głos mieszkańcom, ci – niezależnie od wątpliwości dotyczących charakteru planowanej tam działalności – potwierdzili artykułowane wcześniej obawy związane z przeładownią śmieci. Boją się smrodu, szczurów, insektów i chorób. Padł m.in. przykład inwestycji MS-EKO w Kotuniu, gdzie rzekomo miała być przeładownia, a powstało wysypisko. Jeden z mówców przekonywał, że nawet gdy skończy się tylko na przeładowywaniu śmieci, to i tak zasmrodzą one okolicę. „Bo jeśli czas rozładunku będzie nawet 24 godziny, prawda, ale te śmieci w lato leżą u nas dwa tygodnie, bo my mamy odbierane śmieci co dwa tygodnie, więc te śmieci po dwóch tygodniach będą po prostu cuchnąć”. Inny z kolej dodał: „Żadnej obniżki za śmieci nie będzie, to jest fikcja!”. Podczas dyskusji pojawiła się kwestia utraconej wartości okolicznych nieruchomości. Padły też sugestie dotyczące przejrzenia zawartych już umów przez prawników, żeby sprawdzili, „czy tam nie ma jakichś szwindli”, oraz nękania ratusza wnioskami o odszkodowanie. Niezależnie od tego mieszkańcy złożyli skargę w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego, powiadomili też Rzecznika Praw Obywatelskich. Na razie nie dostali jednak żadnej odpowiedzi. Jak zadeklarowała ich przedstawicielka: „Nie odpuścimy! Niech to dojdzie do prezydenta, do reszty tych radnych, którzy tak lekką ręką sobie to podpisali!”.

Słysząc o przypisywanych włodarzom ratusza mniejszych i większych grzeszkach w rzeczonej sprawie, jeden z uczestników zadał organizatorom pytanie dotyczące ewentualnych uchybień oraz postępowania władzy w złej wierze „Skoro od kilku lat wiecie o różnych rzeczach, czy zostało złożone zawiadomienie do prokuratury o takich rzeczach? (…) Bo nawet jeżeli nie ma dowodów, to takie postępowanie prokuratura i tak powinna rozpocząć”. Sławomir Traczyk odrzekł: „No jest wątpliwe, ale jak nie mamy dostępu do umowy, no to nawet nie wiemy, co tam jest zawarte. No i co tu skarżyć i na co się powoływać?”. Zaś Mirosław Grabowski dodał: „Trzeba mieć na to dowody i dokumenty, a tych dokumentów na chwilę obecną my do końca nie mamy”. Zaapelował też o danie prezydentowi czasu i szansy na wykonanie satysfakcjonującego protestujących ruchu, licząc, że na lutowej sesji przedstawi on „możliwość wyjścia z tej umowy za porozumieniem stron”. I dodał: „Tak naprawdę 8 lutego powinniście państwo usłyszeć, że nasza uchwała została przyjęta, czyli że rada anulowała podjętą w listopadzie uchwałę o zgodzie na bezprzetargowe wydzierżawienie tego terenu. A prezydent jednocześnie rozwiązał umowę za porozumieniem z firmą MS-EKO i inwestycja na razie nie będzie realizowana”. „Na razie” – ten zwrot wydaje się w tej sprawie kluczowy.

Czego nie powiedziano

We wtorek (7 lutego) na posiedzeniu Komisji Rozwoju Miasta (zapewne przy udziale wielu mieszkańców), poprzedzającym wyznaczoną na następny dzień sesję rady, samorządowcy będą opiniować – złożony przez Mirosława Grabowskiego, Bogdana Kiełbasińskiego i Dariusza Petrykę – projekt uchwały w sprawie uchylenia wspomnianej wcześniej listopadowej decyzji rady. Jego treść brzmi następująco: „Uchyla się uchwałę Nr XLVII/689/2022 Rady Miasta Legionowo z dnia 30 listopada 2022 r. w sprawie wyrażenia zgody Prezydentowi Miasta Legionowo na odstąpienie od obowiązku przetargowego trybu zawarcia umowy i na wydzierżawienie części nieruchomości stanowiących własność Gminy Miejskiej Legionowo”. Krótko i zwięźle. Najciekawsze jest jednak dołączone do projektu lakoniczne uzasadnienie. Jego zasadniczy fragment wydaje się mocno kolidować z uspokajającymi wizjami przyszłości spornego terenu po rozwiązaniu umowy z MS-EKO: „(…) W grudniu 2022 inny podmiot gospodarczy zajmujący się gospodarką odpadami skierował do KZB Legionowo Sp. z o.o. pismo, w którym wyraził zainteresowanie nieruchomością, której dotyczy uchwała XLVII/689/2022 Rady Miasta Legionowo z dnia 30 listopada 2022 r. Mając na uwadze możliwość osiągnięcia większych dochodów z dzierżawy nieruchomości, Rada Miasta Legionowo stoi na stanowisku, że nieruchomość powinna być wydzierżawiona po przeprowadzeniu przetargu”.

Co z takiego uzasadnienia wynika? Otóż nie ma w nim ani słowa o lękach mieszkańców czy też ekologiczno-środowiskowym aspekcie problemu. Stojąc, zdaje się, na straży gospodarczej transparentności działań miasta, autorzy postulują dzierżawę bezprzetargową zamienić na taką poprzedzoną przetargiem. Łatwo sobie zatem wyobrazić, że jego zwycięzcą może zostać firma… MS-EKO. Albo inne przedsiębiorstwo zajmujące się odbiorem odpadów, które postanowi prowadzić na tym terenie działania związane z ich przetwarzaniem. I w odróżnieniu od MS-EKO, będzie ściągać śmieci nie tylko z Legionowa. Jeśli tak, stanowiłoby to doskonałą ilustrację znanego porzekadła: zamienił stryjek siekierkę na kijek. Pomijając już przytaczany przez prezydenta na styczniowej sesji argument podważający sens wojowania przez kilku radnych o będącą ostatnio na ustach wszystkich działkę w części przemysłowej miasta, skoro cały okoliczny teren jest tak duży, że w razie potrzeby pomieści kilka innych firm ze śmieciowej branży. Chociaż, jak widać, sąsiedzi nie powitają ich tam z otwartymi rękami.

Poprzedni artykułBardzo wKoło jest wesoło
Następny artykułPowiat sparuje
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.