Jak to bywa od blisko dwóch dekad, początek kolejnej edycji Legionowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej zabrzmiał w mieście bardzo donośnie. A stało się to w ostatnią niedzielę lipca, oczywiście w gościnnych wnętrzach kościoła św. Ducha, który od lat przyciąga w trakcie wakacji lokalnych melomanów.

– Tegoroczny festiwal składa się z sześciu koncertów, z czego jeden to będzie mój recital. Pozostałe zaś to koncerty kameralne. Myślę, że jednym z ciekawszych będzie występ duetu AerOphonic, bo zestawu akordeonu i organów jeszcze w Legionowie nie mieliśmy. To może być bardzo ciekawe. Reszta zaś to składy bardzo tradycyjne, niewybiegające poza typowy schemat sakralny. Co do mojego recitalu, zdecydowałem się na niego, ponieważ tuż po jego zagraniu jadę do Zamościa nagrywać płytę z tym programem. W związku z tym pozwoliłem sobie na nieco prywaty. Ale mam nadzieję, że zaowocuje ona tym, że ta płyta będzie odrobinę lepsza – uśmiecha się prof. dr. hab. Jan Bokszczanin, dyr. artystyczny LFMKiO.

Zanim w niedzielę do głosu doszli wykonawcy, zabrał go na chwilę prezydent Roman Smogorzewski. Również po to, aby wspomnieć o narodzinach imprezy, która w tym roku odbywa się już po raz siedemnasty. A gdyby nie dwuletnia pauza na pandemię, wkrótce świętowałaby dwudziestkę. Zarówno gospodarz ratusza, jak i pomysłodawca festiwalu byli przy nim, co zrozumiałe, od samego początku. – Doskonale pamiętam te nasze pierwsze spotkania. To rzeczywiście była dosyć dziwna propozycja, bo Legionowo – jedno z najmłodszych miast, same młode kościoły, a muzyka organowa kojarzy się z czymś starym, pełnym barokowych ornamentów, których próżno szukać w tej nowoczesnej świątyni. Ale jak widać, to pan profesor, a nie ja, miał rację. Skoro już siedemnasty raz państwo tutaj przychodzą i chcą wspólnie, w naszym młodym mieście Legionowie, koić swojego ducha i chłonąć te przepiękne dźwięki, to znaczy, że on miał rację, a ten festiwal to był bardzo dobry pomysł – zwrócił się do zebranych prezydent Smogorzewski.

Zaszczyt muzycznego otwarcia tegorocznego święta muzyki poważnej przypadł w udziale Katarzynie Olszewskiej. Choć na co dzień artystka grywa na słynnych zabytkowych organach z katedry w Gdańsku-Oliwie, doceniła też klasę i uniwersalność legionowskiego instrumentu. Pozwoliło jej to bowiem w pełni zrealizować koncertowe plany. – Ułożyłam sobie program w ten sposób, żeby pokazać całe spektrum możliwości instrumentu: od baroku, czyli od wspaniałego kompozytora Jana Sebastiana Bacha, poprzez utwór Alessandro Marcello, znanego ze swoich koncertów obojowych. Postanowiłam tu również zaprezentować utwór mało znanego niemieckiego kompozytora epoki klasycyzmu – Isfrida Kayser, a na zakończenie przywiozłam z domu troszkę morza, czyli Pieśń Morską i Toccatę G-dur francuskiego kompozytora Theodore’a Dubois – mówiła Katarzyna Olszewska.

Jako artystka, która sama również organizuje na własnym terenie festiwal organowy, docenia ona popularyzatorską rolę tego rodzaju imprez. Ważnych nie tylko dla wytrawnych melomanów albo ludzi, którzy wcześniej mieli do czynienia z muzyczną klasyką. – Dla melomanów stałych to jest święto i radość, natomiast dla osób, które przychodzą pierwszy raz, to ciekawostka, czasami nawet turystyczna. Takie koncerty pełnią też, jak sądzę, rolę edukacyjną. Naprawdę warto przyjść i posłuchać, czy to komuś pasuje, czy nie. Łatwo powiedzieć, że się czegoś nie lubi, jeśli się tego nie zna. Dlatego należy samemu się o tym przekonać – radzi organistka z Wybrzeża.

Minionej niedzieli do legionowskiej świątyni wybrało się z takim zamiarem około stu osób. W dalszej części koncertu wystąpiło dla nich Rodzinne Trio Wiolonczelowe, złożone z członków znanej muzycznej familii mieszkającej na terenie powiatu legionowskiego. – Trio wiolonczelowe jest zapewne znane publiczności z Legionowa i powiatu. Między innymi dzięki osobie profesora Andrzeja Wróbla, który gra i prowadzi zespół Camerata Vistula. A więc od wielu, wielu lat odkrywa polską muzykę i taką też między innymi muzykę dziś usłyszymy. Będzie u nas uwieczniona 150. rocznica śmierci Stanisława Moniuszki – Polonezem z opery „Hrabina”. Takim akcentem rozpoczniemy drugą część programu – zapowiadał Jan Bokszczanin.

Sądząc po liście wykonawców, w tych trudnych czasach, trudnych także dla artystów, Legionowski Festiwal Muzyki Kameralnej i Organowej wciąż trzyma wysoki poziom. Jego ojca chrzestnego to oczywiście bardzo cieszy. Niemniej jednak, wraz z organizującym imprezę Miejskim Ośrodkiem Kultury, myśli on o jego kontynuacji i rozwoju. – Marzenia i oczekiwania są duże, aczkolwiek finanse powodują, że jednak trzeba ograniczać się do jakiegoś kompromisu. Ale mam nadzieję, że z roku na rok udaje mi się go osiągać i że program jest atrakcyjny dla publiczności – dodaje spiritus movens całej imprezy. Biorąc pod uwagę liczbę oraz reakcję słuchaczy, pierwszy z sześciu tegorocznych koncertów raczej ich nie zawiódł. Krótko mówiąc, dosłownie i w przenośni, wszystko grało.

Poprzedni artykułTreningi czas zacząć
Następny artykułNowa linia za friko
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.