Ostatni w tym sezonie ligowy występ siatkarek IŁ Capital Legionovii był ostatnim meczem także dla długoletniego kierownika drużyny, Zbigniewa Madejskiego. Po dwóch dekadach pełnienia tej ważnej, choć często niedocenianej funkcji postanowił on, dosłownie i w przenośni, opuścić parkiet.

Charakterystyczną sylwetkę Zbigniewa Madejskiego znają i kojarzą wszyscy legionowscy (i nie tylko) kibice siatkówki. Był i jest on z nią związany od ponad dwudziestu lat, należy zatem do wąskiego grona osób, które pomogły wypłynąć jej z miasta na szerokie, krajowe, lecz także międzynarodowe wody. Łatwo zatem zrozumieć jego wzruszenie, kiedy po niedzielnym meczu wziął do ręki mikrofon, aby oficjalnie pożegnać się z kibicami oraz drużyną. W podziękowaniu otrzymując od klubu okazały puchar, od dziewczyn zaś okolicznościowy torcik. A po tych „ceremoniach” siatkarki wespół z zebranymi w IŁ Capital Arenie kibicami zaserwowali Zbigniewowi Madejskiemu gorące, okraszone gromkimi brawami pożegnanie.

Na koniec warto tylko wspomnieć, że może to jednak wcale nie… koniec. Wielu obecnych w hali kibiców mogłoby bowiem przysiąc, że kiedy pan Zbyszek informował o rozstaniu z klubem, użył gdzież między wierszami słowa „prawdopodobnie”. Tak więc dopóki piłka w grze…

Poprzedni artykułHop do historii
Następny artykułBadanie na zawołanie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.