Wprawdzie wierszem na sesjach legionowskich samorządowców nikt raczej nie mawia (a jeśli już, to jeno pojedyncze strofy), ale między wierszami temu i owemu się zdarzy. Ba, gdzie tam „między”! Czasem nawet całkiem wprost, rozprawiając na inny temat, wtrąci ktoś coś, co nie powinno nikomu umknąć, lecz jednak umyka. A nie powinno.
Weźmy choćby ostatnią zdalną nasiadówkę bohaterów tej gazetowej opowiastki. Nawiasem pisząc, wyjątkowo ciekawą i wciągającą, zwłaszcza na początku. Wtedy to właśnie lokalny szef wszystkich szefów jął tłumaczyć zebranym (przed komputerami) słuchaczom, z jakiego powodu ma nastąpić rozstanie z dotychczasową strażniczką miejskiego skarbca. I przynajmniej na nasz gust, wytłumaczył to nader jasno. Jednak zapewne mało kto w trakcie tej wciągającej mowy odnotował jedno, tyczące się przyszłości zdanie. My zaś owszem. Śpieszymy przeto donieść, iż jedna z prezydenckich dygresji traktowała o planach dotyczących okresu zasiadania na najwyższym stopniu Fotelum Romanum. Planów obejmujących, uwaga, dokładnie 6,5 roku! Innymi słowy, patrząc w samorządowy kalendarz wyborczy, końcówkę aktualnej oraz całą następną kadencję.
A zatem wszystko jasne: teraz już i koalicyjni akolici, i mandatariusze z wrażych obozów wiedzą, co przy najbliższej elekcji może być grane. Grane i wybierane, oczywiście. Czy dla tych drugich to dobre wieści? Sądząc po efektach ich dotychczasowych starań w temacie detronizacji, nie za zbytnio. A czy to dobre wieści dla legionowian? Patrząc na rozwój ich grodu i to, z jaką gracją pokonuje on wiry tworzone przez ekonomiczną (nie)rzeczywistość – owszem, nawet bardzo. Pod jednym, ma się rozumieć, warunkiem: że kiedy przyjdzie pora na grę w kartkę i krzyżyk, mieszkańcy pozostawią stery we właściwych rękach.