W ostatnią środę marca miejscy radni znów musieli zająć się prezydenckim mandatem. Tym razem być może po raz ostatni. Rozpętana przez mieszkańca stolicy pseudo afera oparta na oświadczeniach majątkowych znalazła swój finał w 18 punkcie sesji. Jak należało oczekiwać, korzystny dla Romana Smogorzewskiego.
Na te słowa i wielu samorządowców, i mieszkańców czekało od dawna. Nie tylko z ciekawości. – Rozpatrzenie projektu uchwały w sprawie odmowy stwierdzenia wygaśnięcia mandatu Prezydenta Miasta Legionowo. Projekt uchwały został przygotowany na podstawie wniosku komisji rewizyjnej, która na zlecenie rady miasta rozpatrywała przedmiotową sprawę – zagaił kluczowy tego dnia punkt porządku obrad Janusz Klejment, przewodniczący Rady Miasta Legionowo.
24 stycznia br. do Rady Miasta Legionowo wpłynął wniosek dotyczący wygaszenia mandatu prezydenta w związku z rzekomym prowadzeniem przez niego w latach 2014-2017 działalności gospodarczej. Miała ona dotyczyć najmu, dzierżawy oraz obrotu nieruchomościami i nie być zgłoszona do stosownej ewidencji. Miejska komisja rewizyjna zajmowała się sprawą w lutym i marcu. W obszernym uzasadnieniu jej przewodniczący wyjaśnił, dlaczego zawarte we wniosku zarzuty są bezpodstawne. – Nabycia i zbycia nieruchomości odbywały się w ramach zarządu majątkiem prywatnym prezydenta, w związku z czym w takiej sytuacji działania te są związane ze zwykłym wykonywaniem prawa własności. Czynniki związane ze zwykłym wykonywaniem prawa własności nie mogą same z siebie być uznawane za prowadzenie działalności gospodarczej – odczytał fragment dokumentu Kazimierz Zieliński.
Za taką interpretacją przemawiają też liczba i zakres przeprowadzonych transakcji. Lecz gdy Janusz Klejment otworzył dyskusję, wyszło na jaw, że dwójki radnych raport komisji nie zadowolił. – Brak mi w tym uzasadnieniu odniesień do wyjaśnień prezydenta. Tak naprawdę, oprócz dwóch zdań na koniec, nie wiemy, co prezydent powiedział, jak argumentował tą kwestię i jakie w ogóle zadawaliście państwo pytania prezydentowi? – dociekał Mirosław Grabowski. Na przygotowaną przez radnego listę wątpliwości Kazimierz Zieliński miał jedną odpowiedź. A właściwie zakamuflowane zaproszenie na kolejne spotkania komisji rewizyjnej. – Posiedzenia komisji nie są tajemnicą, jest informacja w Biuletynie Informacji Publicznej. A poza tym, gdyby pan chciał zapoznać się szczegółowo, nie ma żadnego problemu. Może pan przyjść do biura rady i zajrzeć do dokumentacji. Kwestia zadawanych szefowi ratusza pytań wróciła jednak po chwili raz jeszcze. – Prezydent został poproszony o złożenie wyjaśnień na piśmie, a nie były mu zadane żadne pytania – sugerował małą dociekliwość komisji Andrzej Kalinowski. – Zgadza się, pan prezydent miał ustosunkować się pisemnie do pisma wnioskodawcy. I to zrobił. Odpowiedź prezydenta była zadowalająca komisję rewizyjną – odrzekł mu Adam Aksamit.
Nadal szukając słabych punktów w jej uzasadnieniu, radny PiS skierował uwagę gdzie indziej. Tym razem w stronę autora jednej z dwóch korzystnych dla prezydenta ekspertyz prawnych. I wezwał do odpowiedzi przewodniczącego rady miasta. – Jaką zasadą i na jakiej podstawie kierował pan się przy wyborze biegłego, któremu została zlecona opinia prawna zewnętrzna? Jak wyjaśnił Janusz Klejment, rynek prawniczy nie cierpi na nadmiar autorytetów mogących wypowiedzieć się w tak ważnej sprawie. Dlatego gdy wysunięto kandydaturę związanego z Uniwersytetem Warszawskim prof. Jacka Jagielskiego, chętnie z niej skorzystano. Wbrew pojawiającym się między wierszami sugestiom, posiadacz kluczowego w mieście mandatu nie miał z tym nic wspólnego. – Pan prezydent uprzejmie pana informuje, że pan prezydent Smogorzewski nie brał w jakikolwiek sposób udziału w wybieraniu, szukaniu kancelarii prawnej – zaczął nieco ironicznie Roman Smogorzewski, nawiązując do formuły używanej wcześniej przez swego oponenta. – Obawiam się jednak, że jakakolwiek ta kancelaria i jakikolwiek profesor nie byłby wybrany, jeżeli opinia jest nie po pana myśli, to zawsze będzie kwestionowane.
Choć nic na to nie wskazywało, stanowisko komisji rewizyjnej podzieliła częściowo także dwójka niechętnych prezydentowi radnych. Gdy przyszło podnieść w górę mandaty, wstrzymali się od głosu. Dwudziestu innych projekt uchwały poparło. – Zarzuty były absurdalne. Szkoda pieniędzy publicznych i pracy komisji rewizyjnej na wielu posiedzeniach. Radni powinni zajmować się pozytywnymi rzeczami, zmianą naszej rzeczywistości, a nie uzasadnianiem i odpieraniem nonsensownych zarzutów. Szkoda czasu, szkoda nerwów i szkoda też pewnego fermentu i niepewności wśród pracowników oraz partnerów gminy – komentuje całe zamieszanie prezydent Roman Smogorzewski.
Na razie sprawa wydaje się zakończona. Jest jednak możliwość, że wykorzystując swe kompetencje, wmiesza się do niej związany z obozem władzy mazowiecki wojewoda. A wtedy wszystko trzeba będzie przerabiać od początku…