Lud zasadniczo nie lubi reform. Siłą rzeczy, nie przepada też za reformatorami. Bo przychodzi taki jeden z drugim, sieje ferment i zmienia zastaną rzeczywistość. To nic, że często na lepsze. Bo robiąc społeczeństwu dobrze, jednocześnie burzy dotychczasowy porządek (czytaj: bałagan), z którym obywatele zdążyli się już oswoić. Był przecież ich własny, tutejszy. Później, gdy miną lata, przełomowe dokonania kontestatorzy z reguły łaskawie doceniają. I taktownie zapominają o tym, jak to drzewiej strzykali na nie jadem.

Weźmy legionowski ratusz. Pamięć mam kiepską, a jednak trudno mi zapomnieć gardłowanie przeciwników „rozpasanego widzimisię” tudzież „przejawu arogancji i ekonomicznej krótkowzroczności” tego, pożali się Boże, prezydencika. Co bardziej obdarzeni zdolnością predestynacji wieszczyli nawet rychły upadek miasta i jego zlicytowanie z powodu zaciągniętego na owy pałac kredytu. No i co? No i nic. Budyneczek jakoś powstał i teraz nikt nie wyobraża sobie miasta bez (docenianej też przez odwiedzające ją gwiazdy) sali widowiskowej czy miejsca, w którym można konferować bez obawy, że na łeb spadnie mówcy kawałek azbestu. Fakt, inicjatorowi budowy obiektu – słusznie, acz prześmiewczo zwanego Forum Romanum – sprzyjała bogini Fortuna. Gdyby prace biegły podobnym torem jak przy wykolejonym dworcu, kto wie, czy pomysłodawca inwestycji nie przypłaciłby tego zszarpanymi nerwami i zjazdem na bocznicę? Ale ocalał. I nałogowym ryzykantem będąc, naraził się oponentom powtórnie, stawiając na postawienie w mieście hali sportowej. Jakoś nie słyszałem, żeby któremuś z ujadających wtedy kundelków Arena teraz wadziła. Już jest cacy. Tak więc w pojedynku wizjonerstwo vs. zachowawczość 2:0 dla prezydenta.

Pomny być może doświadczeń wodza, inny z lokalnych innowatorów, obywatel G.G., ze swoim dziełem zszedł do podziemia. Tym chętniej, że w sferze zawodowej to jego naturalne środowisko. Ponieważ zastał Legionowo szambiane, a chciał zostawić skanalizowane, od razu wziął się za wykopki. Wykopując przy okazji z firmy relikty poprzedniego ustroju, z wodą mające jeno tyle wspólnego, że koncertowo olewały, a czasem wręcz sabotowały robotę. Tak napytał sobie pierwszych wrogów. Później dołączyli do nich ci, którzy wcześniej przez lata na lewo wzbogacali miejską kanalizację produktami swej niestrawionej oszczędności. Na końcu w pochodzie protestantów maszerują wrogowie wzrostu cen usług PWK, przekonani, że dobro tak oczywiste jak woda powinno być za friko. A i dochodów z odchodów przedsiębiorstwu czerpać nie uchodzi. W skali miasta wyznawcy takiej teorii stanowią zapewne margines, jednak na tyle głośny, że dokuczliwy. Nasuwa się tedy pytanie: co dalej? Dać sobie z reformami spokój? Nie, robić swoje! Ufając, że historia to im, nie zaś histerii odda słuszność. 

Poprzedni artykułNowa atakująca przy Chrobrego
Następny artykułNa warsztat wzięli pomoc
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.