fot. arch.

Gdzie jak gdzie, ale w sporcie bez głodu sukcesu wiele osiągnąć się nie da. Towarzyszył on i nadal towarzyszy piłkarzom ręcznym z Legionowa, którzy zbierają właśnie siły do kolejnego sezonu Ligi Centralnej. Przy czym nikt w klubie nie ukrywa, że występy na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej mają jeden zasadniczy cel: ponowne wprowadzenie KPR-u do PGNiG Superligi.

Jak miejscowi kibice szczypiorniaka bez wątpienia pamiętają, inauguracyjne rozgrywki Ligi Centralnej legionowski KPR zakończył na drugim miejscu. Wysoko, lecz ze stratą aż trzynastu punktów do zwycięskiej ekipy z Ostrowa Wielkopolskiego. I to między innymi dlatego zarówno drużynie, jak i zarządowi klubu został po zakończonej przed kilkoma tygodniami batalii spory niedosyt. – To był dla nas na pewno ciężki sezon i myślę, że sportowo nie możemy być do końca z niego zadowoleni. Szczególnie pierwsza runda nie wyszła nam tak, jak myśleliśmy. Wydaje mi się, że my nie przegraliśmy tej ligi dlatego, że nie byliśmy w stanie wygrać z czołówką. Bo sportowo byliśmy do tego przygotowani. Natomiast bardzo często gubiliśmy punkty z zespołami niżej notowanymi, choć nie nazwałbym ich słabszymi, bo w tej lidze nie było słabych drużyn. Z perspektywy czasu widać, że to właśnie te mecze przesądziły o tym, że nie udało nam się zająć pierwszego miejsca i nie mogliśmy cieszyć się z awansu sportowego – uważa Dominik Brinovec, prezes KPR Legionowo.

Kierujący od trzech lat legionowskim klubem były szczypiornista zastrzega jednak, że finansowo i organizacyjnie na grę w PGNiG Superlidze i tak byłoby dla KPR-u zbyt wcześnie. – Nie ukrywam i nigdy nie ukrywałem, że my wciąż nad tym ciężko pracujemy. Z sezonu na sezon to wygląda coraz lepiej. Dokładamy na meczach nowe atrakcje, bo Superliga wiąże się nie tylko z zapleczem finansowym, ale i organizacyjnym. Do tego dochodzi aspekt sportowy, nad którym też trzeba cały czas pracować i nie można się rozprężać. Ja wierzę, że w niedalekiej przyszłości uda nam się, zarówno sportowo, jak i organizacyjnie, wygrać te rozgrywki, co przełoży się na ten upragniony awans.

Zapytany o głównych architektów, którzy przyczynili się do zajęcia drugiego miejsca, szef KPR-u mówi jasno: miał w tym udział cały team. I podkreśla fakt, że w trakcie trwania rozgrywek wciąż się on rozwijał. – Widziałem w drugiej rundzie, że nasi zawodnicy mocno dojrzeli, zagrali z innym mentalem. Młodzież coraz bardziej stanowiła o sile zespołu i cieszę się, że właśnie w ten sposób jest on budowany; że młodsi zawodnicy mogą podglądać i uczyć się od starszych i bardziej doświadczonych graczy, a ci cały czas ich ciągną i przekazują im choćby tę swoją boiskową ambicję. Oni bardzo często, co nie jest teraz powszechne, grają z bólem. Teraz bywa tak, że nawet delikatny uraz sprawia, że młody zawodnik odpuszcza, boi się go. A starszyzna jest do tego przyzwyczajona. I choćby takie rzeczy przekazuje młodym w szatni i na boisku. Układa się to u nas bardzo rozsądnie, stąd ciągle mamy gwarancję dobrej gry, wysokiego poziomu, no a w perspektywie ewentualny awans.

Nieudana pierwsza runda powinna być, i zapewne będzie, dla graczy KPR-u cenną przestrogą. Zdaniem prezesa klubu to efekt braku wystarczającej koncentracji przed meczami z drużynami z dołu tabeli. Na szczęście wnioski legionowscy gracze i sztab trenerski zaczęli wyciągać bardzo szybko, co dało się dostrzec w drugiej odsłonie ligi. – Nie można im było odmówić w trakcie sezonu ambicji i ciężkiej pracy. Jestem bardzo dumny z tego, że mamy w Legionowie właśnie takich zawodników. Natomiast często jest tak, że patrząc w tabelę – i w poprzednich latach to się sprawdzało – gra się na 70-80 procent i to może wystarczyć. Niestety albo „stety”, bo ja się z tego bardzo cieszę, ta liga jest taka, że gdy do meczu nie podejdzie się na sto procent skoncentrowanym, to te punkty łatwo ulatują. Myślę, że w drugiej rundzie to bardziej zatrybiło – mówi Dominik Brinovec. – Wiadomo, my nie mieliśmy już wtedy aż tak dużej presji, bo nasz wynik, piąte miejsce, mogliśmy tylko poprawić. Nie wyobrażałem sobie, że możemy skończyć te rozgrywki na gorszej lokacie. Bardzo szybko awansowaliśmy na drugą, którą utrzymaliśmy do końca rozgrywek. Dlatego też, mając to wszystko na uwadze, sądzę, że w przyszłym sezonie – jeśli zawodnicy przepracują w głowach wcześniejsze błędy i zrozumieją, że w każdym meczu trzeba zrobić wszystko, bo nikt się przed nami nie położy – może być naprawdę bardzo dobrze.

Poprzedni artykułPływacka rozgrywka
Następny artykułZabawa z po-lotem
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.