W przedostatniej kolejce Ligi Centralnej walczący o utrzymanie drugiego miejsca szczypiorniści KPR Legionowo podejmowali piąty w tabeli Orlen Upstream SRS Przemyśl. Sobotnie (14 maja) pożegnanie ze swoimi kibicami – ostatni w aktualnej batalii mecz w IŁ Capital Arenie, rozegrali wzorowo, odprawiając gości 35:28.

W pierwszej rundzie inauguracyjnego sezonu rozgrywek Ligi Centralnej górą był zespół z województwa podkarpackiego, który na swoim terenie ograł legionowian 33:28. Dlatego miejscowi walczyli tego dnia nie tylko o utrzymanie pozycji wicelidera, lecz także o – równie dla każdego sportowca istotne – przekonanie siebie oraz kibiców, że był to tylko ich wypadek przy boiskowej pracy. Do owej pracy, po gorącym powitaniu przez kibiców, drużynową maskotkę – Kapeerka oraz dziewczyn z Warsaw Cheerleaders, gospodarze przystąpili więc w bojowych nastrojach. Jako pierwszy z nich miał okazję wykazać się Kacper Zacharski, który na „dzień dobry” obronił strzał gości. Chwilę później Kamil Ciok otworzył z karnego wynik meczu. Ekipa z Przemyśla nie pozostała jednak dłużna i po dwóch kolejnych akcjach to ona objęła prowadzenie, zaś KPR musiał gonić. W dziesiątej minucie było 5:5, co zwiastowało raczej wyrównane spotkanie, bez tak oczekiwanej przez legionowskich fanów szczypiorniaka dominacji ich drużyny, Lecz kiedy następne dwa gole zdobyli ich pupile, na trybunach od razu zrobiło się głośniej. Zwłaszcza że przyjezdni z coraz większym trudem przedzierali się przez zasieki KPR-u i jego „ostatnią instancję”, czyli stojącego między słupkami, dobrze dysponowanego Kacpra Zacharskiego. Na półmetku pierwszej połowy podopieczni Marcina Smolarczyka oraz Michała Prątnickiego wygrywali 9:6, dając rywalom do zrozumienia, że zrobią wszystko, aby w ostatnim u siebie meczu tego sezonu godnie pożegnać się z kibicami. W 24 minucie, gdy KPR prowadził 13:10, sztab SRS-u wezwał drużynę na pierwszą tego dnia przerwę. Ekipa z Przemyśla nie grała wprawdzie źle, ale chcąc zejść do szatni w lepszych humorach, musiała w końcówce poprawić skuteczność. W torpedowaniu tego planu KPR okazał się umiarkowanie skuteczny, Po zaciętym finiszu SRS zdołał nieco zmniejszyć stratę, kończąc pierwszą część spotkania z dorobkiem 13 bramek. Miejscowi mieli zaś na koncie dwa trafienia więcej.

Po przerwie jako pierwszy „zameldował się” w bramce gości Tomasz Kasprzak, przywracając niejako trzybramkowe status quo. A kilkadziesiąt sekund później Michał Prątnicki wyprowadził drużynę na 17:13. Szybkie tempo, w jakim obie ekipy rozpoczęły grę, sprawiło, że po obu stronach zdarzały się proste błędy i straty piłki. KPR popełniał ich jednak mniej, co szybko znalazło odzwierciedlenie na tablicy wyników – po pięciu minutach od rozpoczęcia drugiej części meczu gospodarze wygrywali 19:14. Mimo to, kiedy SRS zdobył gola na 21:17, będący akurat na boisku trener Prątnicki szybko zarządził przerwę, poirytowany łatwością, z jaką goście oszukali legionowską obronę. Czy kilka wyrażonych po męsku uwag „podkręciło” koncentrację jego drużyny, trudno powiedzieć. Fakty były w każdym razie takie, że w 40 minucie KPR prowadził już sześcioma golami (23:17). Ale trzy następne zdobyli zawodnicy z Podkarpacia, znów łapiąc bliski kontakt z przeciwnikiem. Na krótko. Miejscowi zwarli szyki, przycisnęli i odskoczyli na pięć bramek, kwadrans przed końcem spotkania prowadząc 25:20. Zła informacja była taka, że chwilę później, przy posiadaniu piłki w akcji ofensywnej, niegroźnego urazu doznał najskuteczniejszy tego dnia wśród legionowian Krystian Wołowiec, który trzymając się za nogę, z pomocą masażystów opuścił parkiet.

Mimo to KPR nie stracił impetu, dobrze dysponowany zarówno w ofensywie, jak i w obronie, ze strzegącym jego bramki w drugiej połowie Tomaszem Szałkuckim. Dobrze, ale nie rewelacyjnie, co SRS skrzętnie wykorzystał, odrabiając dwa gole. Wtedy na boisko wrócił Wołowiec, zaś drużyna od razu „uczciła” to celnym rzutem. Gdy w 54 minucie KPR wyszedł na 29:24, ich rywale z miejsca powędrowali na przerwę. I chociaż tuż po niej zaliczyli kolejne trafienie, trudno było oczekiwać, że mazowszanie wypuszczą z rąk zwycięstwo. Nie spiesząc się z rozgrywaniem swych akcji, wicelider tabeli skutecznie je kończył, dzięki czemu niezagrożony – z wynikiem 35:28, po golu w ostatniej sekundzie Krystiana Wołowca – dotarł w sobotę do mety, gdzie czekały na niego trzy punkty. A wraz z nimi uzasadnione przekonanie, że drugiej lokaty i szansy na baraż o PGNiG Superligę już nikt mu nie odbierze. Pod jednym wszakże warunkiem…

Ponieważ depczący legionowianom po piętach ich niedawny pogromca, AZS AWF Biała Podlaska, też zaliczył w minionej kolejce zwycięstwo (chociaż do przerwy przegrywał z MKS Nielbą Wągrowiec 9:13), wciąż traci do KPR-u tylko dwa punkty. Oznacza to, że o wicemistrzostwie Ligi Centralnej rozstrzygnie ostatnia, zaplanowana na sobotę 21 maja runda spotkań. Legionowianie zmierzą się w niej na wyjeździe z przedostatnią w stawce MSPR Siódemką Miedź-Huras-Legnica, natomiast ekipa z Podlasia podejmie Arged KPR Ostrovia Ostrów Wlkp., triumfatora bieżących rozgrywek, który już zapewnił sobie awans do PGNiG Superligi. W tej sytuacji wydaje się, że łatwiejsze zadanie czeka ligowego jedynaka z Mazowsza. Jedno jest pewne: legionowscy zawodnicy nie muszą oglądać się na wyniki rywali i wszystko mają w swoich rękach.

KPR Legionowo – Orlen Upstream SRS Przemyśl 35:28 (15:13)

Najwięcej bramek dla KPR: Wołowiec – 9, Ciok – 7, Kasprzak – 6, Brzeziński – 4, Kostro i Prątnicki – po 3, Laskowski – 2, Śliwiński – 1.

Poprzedni artykułBohaterskie niezapominajki
Następny artykułHistoria nie (tylko) do wiary
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.