Jak aktywni, odwiedzający sportowe areny kibice dobrze wiedzą, a ci bardziej „stacjonarni” mogą się domyślać, dzisiaj tego rodzaju wydarzenia to już nie tylko sama rywalizacja, lecz także widowisko. Jeżeli nawet nie na boisku czy parkiecie – w wykonaniu zawodników lub zawodniczek, to przy udziale cheerleaderek, finansowanych przez sponsorów atrakcji i gadżetów, a nierzadko też wybranej pod daną potyczkę muzyki. I właśnie ten ostatni przypadek miał miejsce w ostatnią niedzielę, podczas meczu legionowskich siatkarek.

Wtedy to w przerwach na każdy challenge (czyli po naszemu wideoweryfikację) leciał song… „To ostatnia niedziela”. Leciał, gdyż jego emanujący nostalgią tytuł stanowił zarazem wymowny komentarz do okoliczności tego pożegnalnego pod kilkoma względami pojedynku. O ile jednak pan Mieczysław, prawykonawca słynnego szlagieru, ronił w nim łzy za bliżej nam nieznaną niewiastą, w kontekście IŁ Capital Legionovii rzecz dotyczyła sporej grupki pań. Jak wielu, o tym oficjalnie nikt, włącznie z prezesem klubu, na razie nie pisnął. Z podsłuchanych tu i ówdzie wieści wiadomo tylko, że tak zwany szkielet drużyny wystąpił w niej owej niedzieli po raz ostatni. A tuż po niej czołowe siatkarki wyfruną do innych miast i klubów, gdzie nadal w pocie czoła będą uprawiały swój wyskokowy zawód. Tyle że, co raczej nie stanowi żadnej tajemnicy, za jeszcze większe niż w grodzie L. pieniądze.

Cóż, każdy pracownik ma prawo iść tam, gdzie mu lepiej zapłacą i sportowiec niczym się tu od przedstawicieli innych fachów nie różni. Szkoda tylko, że na odchodne nasze urocze Novianki nie sprezentowały swoim fanom awansu do najlepszej ligowej czwórki, a zarządowi klubu związanych z tym sukcesem co najmniej kilkuset tysięcy dodatkowych budżetowych wpływów. Szkoda, bo ten Capital bardzo by mu się teraz przydał.

Poprzedni artykułNowa „Miejscowa na Weekend”
Następny artykułMaj, czyli raj na krechę
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.