Co mi, panie, po szampanie!

Nigdy nie pojmowałem, czemu tak wariujemy na punkcie sylwestra. Gdyby jeszcze szło o słynnego mięśniaka, który jako Rocky i Rambo dał popkulturze po ryju, można by ten szał zrozumieć. Ale to tylko uStallone kalendarzowym obyczajem kilka godzin potańcówki z pirotechniczną kanonadą. Zadziwiające!

Jest końcówka roku, a nie masz zaproszenia na przyjątko? Brak ci balowych ciuchów, a w lodówce nie szroni się Dorato? Biedna imprezowa sieroto, zrób coś, inaczej razem z korkiem społeczeństwo wystrzeli cię poza nawias! Takim to mniej więcej przekazem częstują media rozrywkowych maruderów. Ci zaś, napiętnowani, chodzą po tej przekąsce struci. Niepotrzebnie, gdyż tak naprawdę powinni się z braku sylwestrowego przydziału radować. Powodów jest tylko trochę mniej niż bąbelków w rytualnym trunku.

Aby się o tym przekonać, wystarczy porównać odwalanie tanecznej pańszczyzny na przełomie roku do innych bibek. Weźmy przymus zabawy. Gdy na zwykłej domówce cicho sączysz w kącie jakiś kefir, nikt się do ciebie nie przyczepi. Co innego w sylwestra – wtedy wręcz musisz zaszaleć! I jak idiota cieszyć się, że z dnia na dzień popadłeś w lata. A skoro mowa o spożywaniu, jeśli chcesz być na gazie, szampan – mimo syczących pozorów – stanowi kiepski wybór: smakuje jak zepsuta oranżada, szybko plącze nogi, a wejście w kolejny rok czyni koszmarem. Jakby sylwestrowych przeciwwskazań było mało, po standardowej popijawie nie musisz niczego postanawiać, składać życzeń, nie świerzbią cię też łapy do strzelania fotek. Ba, możesz ubrać się w zwykłe ciuchy, bez konieczności podziwiania w galeriach dzieł odzieżowej sztuki i myślenia, czy któreś z nich już na kimś nie wisi. No i jeszcze ten hałas… Jak masz farta, po zbyt donośnej salwie trafisz rano do laryngologa, jeśli nie – robotę będzie miał chirurg.

Tej nocy zazdrościć można jeno prawdziwym Sylwkom. Skoro bowiem tylko ich imieniny tak hucznie obchodzi cały świat, mają prawo czuć, że są wystrzałowi. Wszak inni już tak świata nie obchodzą.

Poprzedni artykułObgadany i klepnięty
Następny artykułRok pełen inwestycji
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.