Trudno było wymarzyć sobie lepszy finał bibliotecznego cyklu „Sztuka rozpisana na dwoje”. W drugą sobotę listopada popisowo rozegrali go przed legionowską publicznością Olga Bołądź oraz Krzysztof Materna. Odwiedzili oni Poczytalnię ze spektaklem autorstwa i w reżyserii tego drugiego, pod tytułem „Dobry wieczór Państwu”. I rzeczywiście, dla publiczności był to naprawdę dobry wieczór.

Sztuka Krzysztofa Materny, jak łatwo zgadnąć, nie miała nic wspólnego z dramatem. Słynny satyryk – tu jako powoli schodzący już z estrady, zgorzkniały konferansjer – w pełnym autoironii tekście ze smakiem obnażył medialną głupotę i płytkość ludzi znanych z tego, że są znani. Z celebrytów śmiano się zatem dużo, ale momentami jakby przez łzy. – No trochę tak, ale ja na to patrzę z dystansem, w związku z tym po prostu nie przeżywam tego jakoś tak strasznie – mrużąc oko, zdradza twórca spektaklu. Był czas, kiedy możliwość dzielenia sceny z Krzysztofem Materną przeżywała za to Olga Bołądź. Swoją drogą, w dziejącym się przed koncertem Dody przedstawieniu ten własnej asystentki, delikatnie mówiąc, nie rozpieszczał. I to przez całe półtorej godziny. – Mam przyjemność grać z Krzysiem ten spektakl już kilka lat. Zawsze mnie bardzo wspiera i ta współpraca jest rozwijająca, bo nauczył mnie grania komedii i grania w symbiozie z widzami, bo często wchodzimy z nimi w reakcję. Ja przede wszystkim jestem fanką jego twórczości, uwielbiałam programy z nim, jak byłam mała. I cieszę się, że mogę z nim grać w różnych spektaklach w jego reżyserii.

W tym sobotnim młoda aktorka miała nawet możliwość zaśpiewania. Do tego po włosku. Widzowie mogli natomiast poznać między innymi tajniki dawnej, odchodzącej w zapomnienie konferansjerki. A przy okazji przypomnieć sobie postaci jej krajowych tuzów. Sceniczny Bogdan Szumilas podzielił się też na przykład uwagami dotyczącymi festiwalowej, sopockiej publiczności. „To nie są normalni ludzie” – powiedział na wstępie, później zaś tyleż obszernie, co dowcipnie tę ryzykowną tezę uzasadnił

Doskonale bawili się w Poczytalni legionowianie, cieszyli się też grą artyści. Jak zdradzili, podczas tego spektaklu to właściwie norma. – Często się „gotujemy”, ale wynika to z żywości tekstu i tego, że improwizujemy, więc czasem nam to nawet sprawia przyjemność, żeby spróbować „ugotować” partnera na scenie. Oczywiście mamy zapisany tekst, co ma być po kolei, ale zawsze go uwspółcześniamy, dlatego że polski show biznes się zmienia, zmieniają się też realia, więc staramy się być na bieżąco – mówi Olga Bołądź.

Sobotnie wydarzenie, tak jak cały projekt „Sztuka rozpisana na dwoje”, sfinansowano ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego. W legionowskiej bibliotece już zapowiedzieli, że postarają się o jego kontynuację.

Poprzedni artykułPatriotyczna żonglerka
Następny artykułŁódź odpłynęła z punktami
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 52-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od blisko dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.