Kto ma pszczoły, ten ma miód. Kto ma dzieci, ten ma… – wiadomo, coś o bardziej ulotnej konsystencji. Dawanie upustu swej niezabezpieczonej chuci to także, przynajmniej w Polsce, droga prowadząca niekiedy do solówy z fiskusem. A to wyjątkowo bolesna konfrontacja. O czym poniżej.

Wymiar podatkowej sprawiedliwości jest dla najważniejszego z ministrów, tego od finansów, ukochanym dzieckiem. Owszem, zdarza mu się czasem narozrabiać: Bogu ducha winnemu dołożyć, a innemu bez powodu coś zabrać. No i co z tego? Komu się nie zdarza? W gruncie rzeczy to jednak porządny, pracowity smyk, który harującym w rządzie rodzicom nigdy nie da zginąć z głodu. Dlatego, nawet jeżeli czasem zagalopuje się o jeden domiar za daleko, trzeba mu wybaczyć. Jak fiskusowi starzy zareagują na jego najnowszy wybryk, trudno powiedzieć. Pewnie znów przymkną oko, chociaż tym razem potrzeba będzie do tego ponadprzeciętnej wyrozumiałości. Bo jak tu zaakceptować interpretację podatkową autorstwa warszawskiej Izby Skarbowej, mówiącą, że rodzice, którym sądownie odebrano dzieci z powodu złej sytuacji finansowej i przekazano do rodziny zastępczej, winni są fiskusowi podatek? Z pozoru szokujące. Dlatego urzędnicy pospiesznie wyjaśniają. Istotą tego ojcowsko – matczynego przekrętu jest niepłacenie przez nich – do czego zobowiązuje prawo – za wikt i opierunek wyrwanych z ich objęć pociech. Ponieważ owi nieszczęśnicy takich pieniędzy nie mają (gdyby mieli, nie byłoby podstaw do zabrania im dzieci…), zaległości z tego tytułu gminy zazwyczaj umarzają. A skoro umarzają, PODATNIK ODNIÓSŁ KORZYŚĆ! – triumfuje skarbówka. Cóż, ma to sens. Teraz czas pójść za ciosem.

Weźmy na przykład ubiegłotygodniowe zmagania z niejakim Ksawerym. W myśl prezentowanej powyżej logiki, za trzosy powinni złapać się wszyscy rodacy, u których rozwydrzony orkan nie zdążył zaszumieć. Skoro bowiem uniknęli uszczerbku na majątku, poczynili realne oszczędności, zatem ich część powinni przekazać do państwowego budżetu. Ocalałeś, to płać. Tak samo po rozróbie w knajpie: nadepnąłeś komuś na odcisk,  więc powinieneś dostać w dziób. Jeśli z jakichś przyczyn nie oberwałeś, odniosłeś wymierną finansową korzyść. Jej wysokość fiskuśnicy oszacują na pewno bez trudu. I zamiast w ryj, dadzą po kieszeni.