Samorządowe wybory za pasem, więc armia lokalnych kandydatów płci obojga (a być może i tej ostatnio trendy – trzeciej) coraz zacieklej szturmuje pozycje, na których okopali się potencjalni wyborcy. Lecz jak to w każdej armii bywa, ponoć i w niej zdarzają się polityczni dywersanci…
Jakkolwiek szturm trwa, a nawet się nasila, trudno powiedzieć, czy akurat zmasowany atak ulotkowo-billboardowy jest w stanie skruszyć czyjeś obiekcje i zmusić do podpisanej krzyżykiem kapitulacji. Naszym skromnym zdaniem to raczej strata amunicji. Znacząco skuteczniejsza w takich ofensywach wydaje się broń konwencjonalna, co w odniesieniu do zdobywania ludzkiego zaufania oznacza po prostu owocną pracę na rzecz społeczeństwa. Zaczętą o wiele wcześniej i trwającą o wiele dłużej niż kampania. Ale mniejsza o to. Ludzie z natury chętnie chadzają na łatwiznę, przeto łapiąc punkty potrzebne im do mandatu, też nie lubią się przemęczać. Która to zresztą maniera towarzyszy im często również wtedy, gdy już lud łaskawie im go wlepi. Taki lajf.
Skupmy się wszak na kampanijnej teraźniejszości. A ta, jak doszły nas właśnie słuchy, jest w pewnych legionowskich kręgach wybuchowa. I też dotyczy trzeciej, tyle że już nie wspomnianej wcześniej płci, lecz politycznej drogi. Wrze ponoć na osiedlu Piaski, tak dobrze przecież – jak mawiał pewien lokalny komendant – „nasyconym mundurem”, bo wielu emerytowanym wojakom i glinom trudno pojąć, że w Szymonowej trzódce ich kandydujący koledzy po fachu gnieżdżą się na jednej liście z (delikatnie pisząc) fanami władzy, która przed kilkoma laty zrobiła udany zamach na resortowe emerytury. Skoro lider uznał, że tacy działacze mają talent, okej – mówią dawni funkcjonariusze, tylko dlaczego, dociekają, nasi godzą się na tego typu towarzystwo? Cóż, my, prości pismacy, odpowiedzi na to pytanie nie znamy. Rozumiemy jednak ludzi, co nawet będąc w stanie spoczynku nie spoczęli i wzięli na muszkę potencjalnych dywersantów. Zapewne w celu przekonania ich, że nie tędy droga.