Swój ostatni występ w roli szefa MOK-u Zenon Durka – główny od lat animator legionowskiej kultury, ale też kompozytor, wokalista i pianista, zaliczył przed radą miasta. Jego oratorski koncert, niczym wytrawny konferansjer, zapowiedział na wstępie lutowej sesji jeden z zastępców prezydenta. A chwilę później, gdy już taktownie zszedł ze sceny, rozpoczął się gwóźdź programu.

Tyleż spodziewaną, co trochę jednak zaskakującą okazją do zmiany sternika miejskiej kultury stała się decyzja dyrektora o przejściu na garnuszek Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. – Przychodzi nam żegnać i dziękować za twórcze i wyjątkowe upowszechnianie dostępu do kultury oraz rozbudzania artystycznego zamiłowania wśród mieszkańców Legionowa przez blisko 40 lat. To dużo i mało, ale w historii naszego miasta całkiem sporo – zagaił Piotr Zadrożny. Omawiając główne dokonania dyrektora Durki, podkreślił on szerokie spektrum działalności MOK-u, poprzez sieć swoich placówek docierającego do legionowian w każdym wieku. Przy czym dopasowując ofertę do gustów mieszkańców, ambitne propozycje placówki starały się też owe gusty kształtować. – Podczas tych kilkudziesięciu lat Miejski Ośrodek Kultury poprzez podejmowane przez pana działania stawał się miejscem pełnym magicznej mocy, artystycznych wizji, przyjaznym, inspirującym i dającym artystom i mieszkańcom szansę na kulturalny rozwój.

Skoro już mowa o miejscu, nie od razu MOK na stałe osiadł w obecnie zajmowanych obiektach. Wcześniej, jak przypomniał odchodzący dyrektor, ośrodek kultury próbował znaleźć swą docelową przystań w różnych częściach miasta. – MOK przemieszczał się po różnych placówkach w Legionowie jak ten naród wybrany. To był właściwie prawie exodus. Ja zastałem MOK, kiedy domem kultury była jeszcze tak zwana Szmata na Zegrzyńskiej. I tam dyrektor Rynek „urynkowił” to miejsce i nagle zostałem z trzema czwartymi sprzętu i sekcji zainteresowań na Norwida. I trzeba było to jakoś ogarnąć, trzeba było znaleźć miejsce, gdzie by można było schować przynajmniej ten sprzęt i tych ludzi zagospodarować. Udało się. Następnym miejscem, które MOK otrzymał, był budynek po byłej szkole specjalnej na ulicy Wilcza. Tragiczne warunki, ale przynajmniej mogły tam ćwiczyć zespoły rockowe, których było wtedy osiem, i jeszcze inne sekcje. Uciekliśmy stamtąd szybko – przypomniał na forum rady odchodzący dyrektor. Dodając, iż droga owej ucieczki wiodła do znanej starszym legionowianom kawiarni o nazwie Słoneczna. – Tam otrzymaliśmy miejsce i to miejsce było zupełnie fajne. Tam się odbywały pierwsze koncerty jazzowe, tam grał Kulpowicz i inni. Oczywiście to miejsce też było tymczasowe, bo ktoś je przejął – czy to spółdzielnia mieszkaniowa, czy jakieś prywatne firmy. A później mieliśmy kawałek obiektu na osiedlu Młodych.

Dzisiaj swą kulturalną działkę MOK uprawia w placówkach na Norwida i Targowej. No i oczywiście w oddanej mu swego czasu do dyspozycji sali widowiskowej ratusza. Co ciekawe, zanim filia ośrodka rozgościła się w willi na III Parceli, jeden z mieszkańców – w obawie przed uciążliwym sąsiedztwem – zebrał blisko dwieście podpisów od przeciwników takiej lokalizacji placówki. Wtedy do akcji wkroczył Zenon Durka i z narażeniem własnego zdrowia znalazł prawie siedmiuset jej zwolenników. – Proszę państwa, ja przebiegłem wtedy prawie całe ulicę Targową, Narutowicza, Bandurskiego, byłem w każdym domu. Leczenie wątroby trwało krótko… – żartował świeżo upieczony emeryt. – W każdym razie bardzo wiele osób podpisało mi to, że można było ten dom kultury uruchomić. On jest i nigdy nie było tam żadnych ekscesów, żadnych skarg i żadnych protestów ludności.

W swoim długim dyrektorskim stażu Zenon Durka, o czym nie każdy wie i pamięta, zaliczył przed laty polityczny antrakt. Ale nawet będąc przez dwie kadencje posłem, nie spuszczał on swojego kulturalnego dziecka z oczu. I dziś może cieszyć się, patrząc jak bardzo ono w ciągu kilku dekad dojrzało i wyrosło. – Czuję radość z tego, że 40 lat można było robić robotę, która chyba okazała się dobrą robotą. Oczywiście oceny mogą być bardzo różne, ale generalnie, jak rozmawiam z ludźmi, to są pokolenia osób, które się na MOK-u wychowały, które bywały z nami i które tworzyły tam atmosferę. Bo dyrektor to jest przecież tylko administrator, a atmosferę tworzą ci, którzy grają, śpiewają i przychodzą jako publiczność. Chcę tutaj podziękować pracownikom MOK-u: Andrzejowi Sobierajskiemu, Gosi Sobieckiej, Robertowi Żebrowskiemu, Basi Retmaniak – to są takie kluczowe postaci, które wpływały na ten MOK i pozwalały mi się realizować.

Jako swe popisowe dania w kulturalnym menu miasta Zenon Durka wskazuje Mazowiecki Jazz Jam.Legionowo, festiwal „Kiedy mnie już nie będzie”, upamiętniający twórczość Agnieszki Osieckiej, Jeremiego Przybory i Wojciecha Młynarskiego, Festiwal Muzyki Cerkiewnej, szkołę bluesa, obchody Międzynarodowego Dnia Muzyki, a także Legionowską Orkiestrę Kameralną. Przyzwyczajony do zawodowej aktywności, na emeryturze też, jak zapewnia, ani myśli się nudzić. – Od trzech albo czterech lat jestem przewodniczącym Stowarzyszenia Zegrzynek Szaniawskiego. I ten Szaniawski stanie się taką latarnią, do której będę dążył. Chcemy odbudować jego dworek, to jest najważniejsze – mówi były parlamentarzysta. Zadanie to trudne, ambitne, ale ponad wszelką wątpliwość możliwe do zrealizowania. Czego też byłemu już dyrektorowi Legionowskiego MOK-u wypada niniejszym życzyć.

Poprzedni artykułNa szerokich wodach
Następny artykułZgubiła go… żarówka
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.