Trudno teraz stwierdzić, czy goniący za sensacją dziennikarz stacji TVN 24 Warszawa miał kiepskiego informatora, czy stworzył swojego fake newsa z innych względów. Ale fakty są takie, że puścił w świat informację o rzekomym nagraniu brutalnego przestępstwa zarejestrowanym przez kamerę legionowskiego monitoringu miejskiego. Nagraniu, które – jak zapewniają policja oraz przedstawiciele ratusza – nie istnieje.

Artykuł pod tyleż długim, co piętnującym winnego tytułem „Kamera monitoringu nagrała gwałt. Operatora nie było przy stanowisku” popełnił Artur Węgrzynowicz i 3 stycznia poczęstował nim czytelników portalu TVN 24 Warszawa. Chodziło, przypomnijmy, o zdarzenie, do którego doszło w Legionowie w połowie grudnia, kiedy to pochodzący (jak się później okazało) z Ukrainy mężczyzna zaatakował, zgwałcił i okaleczył młodą kobietę wracającą wieczorem do domu. Szukając sprawcy, policja błyskawicznie podjęła rutynowe czynności, wśród których było zabezpieczenie nagrań ze znajdujących się w pobliżu miejsca zdarzenia kamer miejskiego monitoringu. I wszystkie, podkreślmy, wszystkie takie nagrania od obsługującej system Straży Miejskiej otrzymała. W jakim stopniu przyczyniły się one do szybkiego ujęcia sprawcy tego bulwersującego przestępstwa, wiedzą tylko śledczy. Najważniejsze, że znalazł się on za kratkami i pozostanie tam zapewne bardzo długo. A mieszkańcy mogą spać spokojnie.

Wspomnianemu pracownikowi mediów takie zakończenie sprawy najwyraźniej jednak nie wystarczyło. I pospiesznie podjął dziennikarskie śledztwo, którego efektem stał się omawiany artykuł, już w tytule obciążający częścią winy operatora monitoringu. Później, w samym tekście, autor dla wzmocnienia efektu dwukrotnie powtarza jeszcze ustalony przez siebie „fakt”, pisząc „Kamera monitoringu miejskiego zarejestrowała brutalny gwałt (…)” i „(…) zdarzenie nagrała kamera monitoringu miejskiego”. W jaki sposób zdołał to ustalić, nie zdradza, nie pokazuje też, rzecz jasna, samego nagrania. I trudno, by było inaczej, skoro według funkcjonariuszy oraz urzędników ono po prostu nie istnieje. Jak po raz kolejny zapewnia Straż Miejska, taki incydent nie został stwierdzony przez operatora, a co za tym idzie, nie odnotowano go też w książce zdarzeń. Co więcej, to samo twierdzi Komenda Powiatowa Policji w Legionowie, z której informacje są jednoznaczne: omawianego zdarzenia nie utrwalono na żadnej z kamer monitoringu miejskiego.

W tej sytuacji legionowski ratusz przygotował stosowne sprostowanie, które jeszcze w środę (3 stycznia) wysłał do redakcji portalu TVN 24 Warszawa. Oczekując, że zgodnie z prawem prasowym zostanie ono zamieszczone w tym samym miejscu i z zastosowaniem równorzędnej czcionki co w rzeczonym artykule. Na stronie internetowej Urzędu Miasta Legionowo pojawił się też komunikat następującej treści: „Jesteśmy wzburzeni drastycznym przestępstwem, do jakiego doszło w Legionowie w połowie grudnia. Wierzymy, że zapisy monitoringu miejskiego pomogły funkcjonariuszom policji w prowadzonym dochodzeniu. Jednakże zaprzeczamy, że miejskie kamery zarejestrowały to przestępstwo. Zatem pracownik monitoringu nie mógł na nie zareagować ani powiadomić policji. Ponadto informujemy, że Straż Miejska natychmiast podjęła współpracę z organami ścigania, przekazując pełen posiadany materiał. W dalszym ciągu pozostajemy do dyspozycji służb. Gratulujemy policji szybkiej reakcji oraz zatrzymania sprawcy. Liczymy na surowe ukaranie przestępcy”.