fot. arch.

Nawet gdy ma się w budowaniu olbrzymie tradycje i doświadczenie, w obecnych czasach łatwe ono nie jest. Starając się realizować jedno ze swoich zadań, trudności z nowymi inwestycjami doświadcza też legionowska SMLW. Na szczęście głównie w rodzaju takich, które prędzej czy później da się przezwyciężyć. To zaś dla obecnych mieszkańców spółdzielczych zasobów budująca informacja.

Powyższe komplikacje dobrze ilustruje przykład konkretnej przymiarki do realizacji jednego z nowych budynków planowanych na jabłonowskim Przylesiu. – Ogłosiliśmy przetarg i siedemnaście firm pobrało materiały, a pięć złożyło oferty. Jedna, najtańsza, jak sprawdziliśmy sytuację przedsiębiorstwa, to okazało się bankrutem, w związku z czym ją odrzuciliśmy. Natomiast dwie czy trzy firmy dały takie ceny, jakby to było centrum Warszawy – wspomina Szymon Rosiak, prezes zarządu SMLW w Legionowie. Koniec końców jeden z wykonawców okazał się godny uwagi, tyle tylko, że siłą rzeczy nie mógł być tani. Dlatego za metr kwadratowy mieszkania w Jabłonnie przyszły nabywca prawdopodobnie będzie musiał wyłożyć ponad 9 tys. zł. A więc mniej więcej tyle, ile jeszcze do niedawna zapłaciłby w stolicy… Inny przykład z Przylesia, również dotyczący budynku wielorodzinnego, pokazuje, że problemy inwestycyjne nie zawsze mają podłoże czysto finansowe. – Trzymaliśmy tę działkę, żeby zrealizować tam tanie mieszkania, dostępne dla młodych ludzi, którzy dopiero wchodzą w samodzielne życie finansowe. Niestety, rządzący krajem od kilkunastu lat nie wymyślili takiego produktu, który by pozwolił tym ludziom uzyskać mieszkanie za niewielką kwotę. Owszem, wymyślono na przykład jakiś tam holding czy fundusz nieruchomości, ale to nie działa.

Jako potencjalny deweloper, legionowska spółdzielnia doświadczyła tego na własnej skórze, odbijając się od ściany w innej sąsiadującej z miastem gminie. – W Wieliszewie chcieliśmy kupić działkę od Skarbu Państwa. I gdybyśmy byli spółką prawa handlowego, której udziałowcem jest gmina, to dostalibyśmy ten teren za darmo. Ale skoro jesteśmy spółdzielnią, to musielibyśmy wystartować w przetargu i zapłacić cenę rynkową. Stwierdziliśmy więc, że w Wieliszewie nie będziemy o to walczyć – mówi prezes Rosiak. Mimo to, z myślą o korzyściach dla wszystkich spółdzielców, w SMLW chcą budowlany wózek pchać do przodu. Robiąc wiele, aby nie wyjść z inwestycyjnej wprawy. – Kupiliśmy dwie spore działki pod budownictwo jednorodzinne, w Choszczówce i w Jabłonnie. Przy czym w tej pierwszej lokalizacji nie ma infrastruktury technicznej, więc zastanawiamy się, co zrobić, żeby móc zaproponować tam jak najniższe ceny, ale żeby ludzie przez kilkadziesiąt lat mogli spokojnie tam mieszkać i nie wykładać dodatkowych pieniędzy. Natomiast w Jabłonnie czekamy na zmianę planu zagospodarowania przestrzennego, ponieważ ten, który był, przewiduje wielkie działki, a to jest bez sensu. Działka pod dom powinna mieć 600-700, a nie 1200-1800 metrów kwadratowych. Mam nadzieję, że uda się to wszystko załatwić i wtedy wyszłoby nam po kilkanaście domów w jednym i w drugim miejscu.

Kiedy już dom czy mieszkanie stoją i czekają na klienta, przed deweloperem może pojawić się inne wyzwanie. Odnotowany niedawno gwałtowny wzrost cen materiałów i usług zrobił swoje, przez co ceny nieruchomości poszybowały wysoko w górę. Także tych nowych. Prezes Rosiak jest jednak wolny od obaw o sprzedaż budowanych teraz przez spółdzielnię i mających w przyszłości powstać lokali. – Nie wydaje mi się, żeby to było ryzykowne. Zresztą, w razie kłopotów ze zbyciem, pozostaje nam jeszcze następująca alternatywa: jeśli mieszkania nie pójdą, to przeznaczymy je na wynajem. Mamy wolne środki finansowe, więc to nie problem. Oczywiście zabezpieczymy się odpowiednio od strony formalno-prawnej, aby mieć gwarancję, że czynsze będą realizowane w terminie. Tym niemniej z rozeznania, które mamy, wynika, że bardzo wiele osób, bez względu na cenę, jest gotowych kupić nowe mieszkanie – uspokaja Szymon Rosiak. To dobrze, bo wiele wskazuje na to, że legionowska SMLW będzie im miała co sprzedawać.

Poprzedni artykułRowerem na działce
Następny artykułZ młotkiem na żonę
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.