Jak to ujęto w notce biograficznej tego wirtuoza, „jego dokonania artystyczne zmieniły w Polsce postrzeganie akordeonu, wynosząc go do pozycji pełnoprawnego instrumentu kształtującego realny świat muzyczny”. I już choćby tylko to sprawiło, że kolejny koncert w ramach Legionowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej należał do wyjątkowych.

Na dodatek Klaudiusz Baran, jedyny owej niedzieli wykonawca, sam go poprowadził. I to, co na tej „pełnoletniej” już imprezie zdarzało się nader rzadko, siedząc frontem do publiczności. – Myślę, że taka formuła, kiedy też trochę opowiadam o utworach, jest bardzo dobra, ponieważ znam je najlepiej, także z perspektywy mego instrumentu – akordeonu, i dzięki temu przybliżam publiczności, może mniej zorientowanej w tej twórczości, wykonywane utwory, żeby były łatwiejsze do przyswojenia. Dzięki temu od razu znajdujemy wspólny kontakt i jakąś interakcję, co moim zdaniem świetnie działa. A ja również, trochę mówiąc, odstresowuję się i później jest już dla mnie luźniej.

Pragnąc w pełni zademonstrować duży brzmieniowy potencjał akordeonu, rektor warszawskiego uniwersytetu im. Fryderyka Chopina sięgnął zarówno do muzycznej klasyki, jak i współczesności. Stąd oparty głównie na transkrypcjach z innych instrumentów repertuar, w którym każdy słuchacz miał szansę znaleźć coś dla siebie. – Specjalnie wybrałem właśnie taki, aby pokazać, jak ten instrument brzmi na przestrzeni epok. Często sięgamy do muzyki barokowej, do Bacha czy Scarlattiego, dlatego też zagrałem dzisiaj ich utwory. Chciałem też pokazać akordeon w trochę innej odsłonie, czyli w muzyce hiszpańskiej, fortepianowej, która w mojej opinii znakomicie brzmi w transkrypcji na akordeon. Ten instrument ma walory całkiem inne niż fortepian, więc można wydobyć z tych utworów jakby nowe życie. Była też muzyka argentyńska, Astor Piazzola, typowa bardziej dla bandoneonu, ale na akordeonie też świetnie brzmi. A na koniec pojawiła się muzyka oryginalna, która obecnie była pisana na akordeon – utwór bardzo komunikatywny i interesujący dla publiczności, czyli „Dyad” Mikołaja Majkusiaka, młodego warszawskiego kompozytora – mówi Klaudiusz Baran.

Chociaż organy i akordeon różnią się od siebie rozmiarami, łączy je sposób wydobywania dźwięków. A co za tym idzie – brzmienie, które w niedzielę momentami do złudzenia przypominało to, jakie emitują piszczałki największego z instrumentów. We wprawnych rękach Klaudiusza Barana akordeon godnie organy zastąpił. – Ta interesująca i ciekawa akustyka kościoła jest bardzo sprzyjająca mojemu instrumentowi. Dodaje mu swego rodzaju mocy brzmieniowej. I organy, i akordeon to w jakimś sensie instrumenty dęte, piszczałkowe, choć u mnie te stroiki wyglądają trochę inaczej. Ale jeśli chodzi o ich brzmienia, czasami rzeczywiście można się pomylić, bo są to trochę podobnie brzmiące instrumenty – tłumaczy wykonawca.

Podobna nie jest natomiast data ich technicznego urodzenia. Odpowiedź na pytanie, co było pierwsze: organy czy akordeon, zaskoczy raczej mało kogo. – Organy oczywiście. Natomiast akordeon to jedna z odnóg konstrukcji XIX-wiecznej, jeden z młodszych instrumentów, dzięki czemu wciąż zyskuje nowe życie. Nie jest tak zgrany i kompozytorzy chętnie do niego sięgają, żeby pisać na niego nowe rzeczy, co daje pewną odskocznię temu wszechstronnemu instrumentowi – uważa Klaudiusz Baran. Pozwalając przy okazji rozwijać się dorocznemu świętu legionowskich melomanów. A w ich pozyskiwaniu Legionowski Festiwal Muzyki Kameralnej i Organowej przez blisko dwie dekady położył ogromne zasługi.

Poprzedni artykułPlacówki pierwsza klasa
Następny artykułNowa „Miejscowa na Weekend”
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.