Zdarza się to praktycznie każdego dnia. Tyle że jednego skala zniszczeń jest mała, innego zaś – w przeliczeniu na uciążliwość i złotówki – znacząca. Mowa o mniej lub bardziej zamierzonym dewastowaniu miejskich placów zabaw będących własnością lub zarządzanych przez spółkę KZB Legionowo. Trudno jest nadążyć z usuwaniem zniszczeń, a jeszcze trudniej przekonać winnych do tego, aby dewastować przestali.

Jak na ironię, skalę problemu najlepiej widać na największym i najładniejszym miejskim obiekcie dla dzieci i młodzieży – integracyjnym placu zabaw na osiedlu Jagiellońska. Ma zaledwie rok z okładem i kosztował ponad 2 mln zł. Jest miejski, ale od początku dostała go w zarządzanie spółka KZB. I od początku, od samego jego otwarcia (a nawet jeszcze wcześniej) obiekt ma ciężkie życie. Wbrew pozorom nie tylko przez notorycznie obwinianą za wandalizm młodzież.

Od strony formalnej przyczyna jest jedna: ignorowanie regulaminu obiektu. A ten wyraźnie mówi, co komu tam wolno i dla kogo są przeznaczone poszczególne urządzenia. Nikt go jednak, niestety, nie czyta. – Przychodzi sobie na przykład mama z dzieckiem, na oko porządna, nie żaden tam margines, przewija je, po czym pampersa z zawartością wrzuca pod ławkę. Sama widziałam to nie raz – mówi pani Barbara, jedna z okolicznych mieszkanek. Swego nazwiska, ze zrozumiałych względów, woli nie podawać. Istną plagą piaskownic oraz placów zabaw są też lekkomyślni posiadacze psów. Każdego dnia rano czy wieczorem uważny obserwator dostrzeże właścicieli, którzy na widok odchodów swego pupila – zamiast schować je do torebki i wyrzucić – tylko rozglądają się czujnie na boki, po czym w pośpiechu „dają w długą”. Wiedzą przecież, że to śmierdząca sprawa, gdyż bezpieczna nawierzchnia placu zabaw staje się nagle niebezpieczna – bo można tam wdepnąć na „minę”. Ignorowanie regulaminu polega jednak nie tylko na śmieceniu.

Nagminne jest korzystanie z dziecięcych urządzeń przez część dorosłych, w tym także rodziców bawiących się dzieci. Jak wynika z naszych ustaleń, bez skrupułów wchodzą na plastikową dziecięcą trampolinę, hamaki, czy inne zabawki przeznaczone i skonstruowane z myślą o maluchach, doprowadzając w końcu do ich uszkodzenia lub całkowitego zniszczenia. Szybko „uśmiercono” też nawet znajdujące się tam ozdobne dziki z wikliny. Mało tego, integracyjny plac zabaw nawiedzają również… złodzieje. Bo skoro jednego dnia na specjalnej ścieżce sensorycznej leżą wysypane celowo kora drzewna czy szyszki, a następnego dnia niemal wszystkie znikają, to ewidentnie przyczyną nie jest nadmierna eksploatacja. Komuś to leśne runo po prostu „wpadło w ręce”. – Obiekt jest wciąż na gwarancji, więc wszystkie możliwe uszkodzenia zgłaszamy do reklamacji. Ale to trwa, bo są one realizowane według określonej procedury. Otrzymaliśmy już jednak sygnały od generalnego wykonawcy, który widząc, co się dzieje, zaznaczył, że korzystanie z urządzeń niezgodnie z przeznaczeniem i regulaminem, niestosowanie się do tego, co jest na piktogramach, może skutkować cofnięciem gwarancji – mówią w spółce KZB. I wcale się takiemu stanowisku nie dziwią.

Podobne incydenty są na (nie)porządku dziennym, a właściwie wieczornym i nocnym, w całym mieście. Czy to na mieniącym się od rozbijanych butelek placu przy ul. Królowej Jadwigi, czy na Orliku na Piaskach, gdzie nałogowi „sportowcy” zostawiają mnóstwo niedopałków i opakowań po alkoholu. Dokładając do tego, kiedy się nudzą, malowanie sprejem albo podpalanie elementów mających służyć dziecięcej zabawie czy rekreacji. I tak oto ludzie niszczą to, co właśnie dla nich zostało zrobione. – Dzieje się tak nie dlatego, że miasto jest złe, rodzic jest zły, a tym bardziej, że złe jest dziecko, ale raczej z tego powodu, że jako społeczeństwo mamy duży brak zasobów. Rodzice zbyt wiele pracują, są zmęczeni, mają też problem ze stawianiem granic, z wychowaniem, a niedofinansowane przez państwo szkoły mierzą się z różnymi problemami. To wszystko odbija się na młodych ludziach – uważa Matylda Durka, nauczycielka i legionowska radna. Po czym dodaje: – Najczęściej wynika to z potrzeby uwagi. Wiadomo, że kiedy dziecko nie dostaje jej w pozytywny sposób, to będzie szukało jej inaczej. Maluch zrobi to krzykiem i tupaniem, ale już nastolatki robią to poprzez demolowanie przestrzeni wokół siebie. Może należałoby pójść i z nimi porozmawiać, inaczej skanalizować ich energię, zorganizować zajęcia, na których mogliby realizować swoje pasje? No a przede wszystkim nie dawać im złego przykładu.

Tu jednak, jako się rzekło, wielu dorosłych nim nie świeci. A reakcją na podejmowane przez pracowników KZB próby uświadamiania ludziom skutków ich działań, czy też zachęty do zapoznania się z regulaminem danego obiektu, jest w najlepszym razie śmiech, w najgorszym zaś lecące w ich stronę inwektywy. Tymczasem mundurowi w takie rejony zapuszczają się raczej z rzadka, głównie po telefonicznych interwencjach okolicznych mieszkańców, zmęczonych dobiegającym wieczorami z placów zabaw hałasem. Owszem, można też na przykład – co przećwiczono ongiś w legionowskiej SMLW – ograniczyć problem poprzez usunięcie ławek, stolików i wszelkich miejsc mogących służyć do dłuższego przesiadywania. Tyle że, po pierwsze, w przypadku placu zabaw to praktycznie niewykonalne, po drugie natomiast tą obosieczną bronią obrywają też ludzie pragnący po prostu mieć gdzie usiąść i odsapnąć.

Tak źle i tak niedobrze. A place zabaw wciąż są niszczone i zabawne to wcale nie jest.

Poprzedni artykułSzczypta niusa z lamusa
Następny artykułMuzy udają Greka
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.