Dyscypliną olimpijską ta ciekawa konkurencja nigdy raczej nie zostanie. Nawet pomimo olbrzymiego atutu w postaci faktu, że uprawiać ją może właściwie każdy. Pragnąc tego dowieść, szefowie młodej legionowskiej jadłodajni Poklejone Kluchy wymyślili, po czym przeprowadzili w połowie miesiąca I Mistrzostwa w Jedzeniu Pierogów o Puchar Szalonego Koguta. Niekoniecznie tylko tych z farszem na bazie poczciwego drobiu.

Czemu akurat zawodom patronował kogut, do tego szalony? Cóż, powód szalony wcale nie jest. – Kogut kojarzy się z wsią, z folklorem, i tak sobie wymyśliliśmy, że musimy mieć taki znak, który będzie nas wyróżniał. No i padło na kury, koguty i inne tego typu rzeczy – tłumaczy Tomasz Brzeziński z pierogarni Poklejone Kluchy. – Chcemy jeszcze bardziej wypromować to miejsce. To nasz, zupełnie inny niż wszystkie, pomysł na jego reklamę. Liczymy na to, że ci, którzy się tu dzisiaj najedzą, powiedzą o tym swoim znajomym, a ci następnie do nas przyjdą. To jest najprostszy i chyba najbardziej skuteczny pomysł. A o to, czy i jak nasze pierogi smakują, można zapytać innych użytkowników.

Choć Poklejone Kluchy istnieją dopiero od sierpnia ubiegłego roku, oferta lokalu przy ul. Jagiellońskiej 9D zdążyła już posmakować wielu mieszkańcom. Tym chętniej więc jego najwięksi fani postanowili w drugą sobotę marca sprawdzić swój potencjał w dziedzinie wyścigowej konsumpcji pierogów. Zważywszy na jej sportową formułę, tego dnia serwowanych oczywiście za darmo. – Zasady są dość proste: 15 minut jedzenia, z zachowaniem „ą i ę”, czyli używamy noża i widelca, w miarę kulturalnie starając się zjeść jak najwięcej. Jak to wyjdzie, zobaczymy. Są tacy, którzy szykują się na szybkie jedzenie i mam nadzieję, że nie będzie tu żadnego wypadku typu wbicie widelca w policzek albo w rękę – śmieje się popularny „Brzoza”.

Nadzieje nie okazały się na szczęście płonne. Wszyscy uczestnicy zawodów wyszli z nich cało i zdrowo. Pomijając, rzecz jasna, mniejsze lub większe objawy przejedzenia, które samo w sobie zbyt zdrowe akurat nie jest. Jak tu jednak odrobinę nie przedobrzyć, skoro rywalizujących o mistrzostwo konsumentów kusiły na stole i stosy pierogów w klasycznych smakach, i autorskie propozycje rodem z Poklejonych Kluchów? Jeśli ktoś chciał, choć nie było przymusu, to również z okrasą… Dzięki temu zwycięzcami pierwszych pierogowych mistrzostw miasta byli tak naprawdę wszyscy, którzy w nich wystartowali.

Organizatorów imprezy to akurat nie dziwi. Jak na co dzień obserwują, za dobrej jakości, ręcznie przygotowanymi pierogami wielu legionowian po prostu przepada. – Nam się wydaje, że je lubią. I dla nas ważne jest to, że tu wracają. Wśród dzisiejszych zawodników są właśnie stali klienci, którzy kiedyś przyszli i wciąż do tego miejsca wracają – zauważa Tomasz Brzeziński. Wrócą też prawdopodobnie legionowskie mistrzostwa w jedzeniu pierogów. Oby już w bardziej spokojnych, sprzyjających dobrej zabawie czasach.

Poprzedni artykułFoliowe zbiory
Następny artykułSkarbnik do odwołania
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.