Podczas gdy dużo i głośno mówi się o kolejnych miejscach, gdzie kierowcy mogliby pokonywać tory kolejowe, legionowskim radnym zdarza się też zatroskać losem pieszych. Ot choćby na jednej z ostatnich sesji. Efekt? Bolesna kolizja polityki z liczbami.

Na czerwcowej sesji legionowscy radni komunikację obsadzili bodaj w roli głównej. Sadząc po słowach działaczy opozycji, była to rola na wskroś dramatyczna. Najwięcej miejsca poświęcono w scenariuszu bohaterkom kierowców, czyli drogowym przeprawom nad oraz pod torami kolejowymi. Ale i te przeznaczone dla pieszych również zagrały istotny dla całej akcji wątek. – Ten paraliż komunikacyjny, brak przejść również pieszych przez tory, to powoduje zagrożenie dla życia i zdrowia mieszkańców. W ostatnich miesiącach nie było w zasadzie przypadku, kiedy nie byłoby śmiertelnych wypadków na torach. I oczywiście można zwalać to na to, że ktoś przechodzi w niedozwolonym miejscu. Gdyby miał przejście, to by wtedy nie przechodził w takim miejscu – stwierdził radny Bogdan Kiełbasiński.

Głównym adresatem tych słów był prezydent Legionowa. Jak należało oczekiwać, z obarczaniem go pośrednią odpowiedzialnością za ludzkie dramaty zgodzić się ani myślał. Na swoją obronę powołał zarówno fakty, jak i arytmetykę. – Niestety rzeczywistość jest taka, że ludzie popełniają na torach samobójstwa. I to nie jest tak, że nie mają przejścia, bo często giną 20-30 metrów od przejścia na Kozłówce. Zresztą nasza straż miejska tez miała takie przypadki, że zdejmowała ludzi z tych torów kolejowych, którzy chcieli popełnić samobójstwo.

W opinii szefa ratusza liczby miejsc, w których piesi mogą bezpiecznie pokonać tory, Legionowo nie musi się wstydzić. Na wszelki wypadek, dla osób mniej obeznanych w temacie lokalnych przejść, prezydent posłużył się kolejową wyliczanką. – Od północy zaczynając, jest przy stacji PKP Przystanek, zmodernizowane przez nas, 400 metrów dalej jest przejście z windami i podjazdami przy Wyszyńskiego, później jest przejście Kozłówka, później jest przejście przy stacji głównej, później na wiadukcie, no i jeszcze przejście na Bukowcu. Na przestrzeni 3 km tych przejść dla pieszych trochę jest. To co ile mają być? Oczywiście chciałoby się więcej, ale to jest kwestia i finansów, i możliwości technicznych – powiedział Roman Smogorzewski.

Ta ostatnia konstatacja nie zamyka oczywiście kwestii nowych lokalizacji pieszych przepraw przez tory kolejowe. Z przytoczonych przez prezydenta względów ich uzgodnienie z PKP jeszcze długo może się jednak okazać… nie do przejścia.

Poprzedni artykuł„Zibi” się nudził
Następny artykułFestiwal wiejskich smaków
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.