Pod koniec marca w legionowskiej Poczytalni odbyła się czwarta już edycja Misz Maszu Artystycznego. Idea tego wydarzenia, to zaprezentowanie w jednym miejscu i czasie różnych, czasem bardzo od siebie odległych, ale zawsze ambitnych, dziedzin sztuki. Podczas jego czwartej odsłony organizatorzy postawili na malarstwo, muzykę i film.
– Tradycja Misz Maszów Artystycznych sięga jeszcze czasów działalności Sceny 210, która mam nadzieję będzie teraz funkcjonowała podobnie jak za dawnych dobrych czasów. Pierwszy Misz Masz wymyśliliśmy już jakieś 12 lat temu i zostały one teraz przeniesione do tu do Poczytalni – mówi Jolanta Żebrowska z Miejskiej Biblioteki Publicznej w Legionowie. A ciekawostką jest to, że przy okazji ich czwartej edycji, historia Misz Maszów Artystycznych zatoczyła niemal pełne koło. – Jest to fajny powrót do przeszłości, bo dzisiaj swoją kolejną wystawę ma Dorota Trojańczyk, która praktycznie wywodzi się ze Sceny 210, gdzie miała swój pierwszy w życiu wernisaż. Zawędrowała teraz do Poczytalni, zastając tu personel niemal w tym samym składzie, co jest bardzo śmieszne. Historia zatoczyła więc koło – dodaje Jolanta Żebrowska.
Wspomniana już Dorota Trojańczyk tym razem zaprezentowała wystawę na którą składały się dwie serie prac. Pierwsza to „Dewy”, czyli grafiki inspirowane starorosyjskimi baśniami. Tytułowe Dewy to złe duchy lub upadłe anioły, które strzegą miejsc, żywiołów, ciał niebieskich oraz zwierząt i roślin. Druga seria to „Demonidła”, czyli obrazy na płótnie. Tu również wyraźne było widać odwołania do mitologii słowiańskiej, czy też wschodnioeuropejskich podań i legend. – Mam swoich mistrzów. Trzech takich najważniejszych to jest Słowiński, Hasior i Klimt. Oni się jakoś łącza w tych moich pracach. Jak powiedziała moja przyjaciółka to jest Hasior w połączeniu z Klimtem no i trochę ze Słowińskim. Ich założenia jeżeli chodzi o sztukę są mi bowiem bardzo bliskie. Jeśli chodzi o inspirację, to ja najczęściej obrazy widzę. Biegnę na przykład do pociągu jadąc do pracy i w pewnym momencie mam wizję. Widzę nagle obraz, który zaraz po tym jak wrócę do domu przekładam na płótno – mówi artystka. Warto tu podkreślić, że do tworzenia swoich prac Dorota Trojańczyk wykorzystuje specyficzną, autorską technikę malarską. – Moje obrazy są malowane akrylem. Najpierw powstają plamy, które są potem cyzelowane markerem olejnym i w konsekwencji powstają takie koronki – dodaje.
Z obrazami i grafikami Doroty Trojańczyk świetnie współgrał muzyczny projekt T.Etno, za którym stał Tomasz Drozdek znany między innymi ze współpracy z kabaretem Mumio, czy też grupą Tulia. Muzyk zaprezentował ciekawe połączenie instrumentów etnicznych z całego świata z jak najbardziej współczesną elektroniką. – Ludzie często mówią, że gram muzykę etniczną. Ja mówię wtedy, że wcale jej nie gram. No ale, dodają, masz etno w nazwie. Odpowiadam wtedy, to nie jest etno, to jest T.Etno. Chodzi tu o to, że fascynują mnie instrumenty etniczne, ale ja je wprowadzam w całkowicie różne światy muzyczne. Łącze je z elektroniką i momentami gram wręcz psychodeliczne rzeczy, oczywiście na tyle na ile słuchacze są to w stanie wytrzymać. Staram się grać też i lżejsze rzeczy, ale strasznie kręci mnie to psychodelizowanie tych instrumentów etnicznych – mówi Tomasz Drozdek.
Trzeba przyznać, że zestaw tych instrumentów był imponujący. W muzycznym arsenale Drozdka znalazła się między innymi lira korbowa, citera węgierska, japońskie i indyjskie flety, tambura macedońska, dudy białoruskie, armeński duduk i cała bateria mniej lub bardziej egzotycznych instrumentów perkusyjnych. Nie brakowało też oczywiście i tych jak najbardziej współczesnych elektronicznych zabawek. Brzmienia i motywy grane na poszczególnych instrumentach były na żywo zapętlane, dzięki czemu artysta będąc na scenie sam, mógł tworzyć rozbudowane formy muzyczne. – To jest dość specyficzne granie, bo żeby tu objawiła się pełnia aranżu trzeba na to poczekać, bo to się buduje w trakcie grania. Ten mój solowy projekt T.etno właśnie na tym polega – mówi muzyk.
Ostatnią ze składowych czwartego Misz Maszu, czyli film reprezentował krótkometrażowy obraz „Gówno pod teatrem” w reżyserii Jarosława Banaszka, z którym oraz z odtwórcą roli głównej Michałem Rolnickim, zaraz po projekcji rozmawiał Wojtek Kałużyński.