Odkąd istnieje budownictwo, istnieje też budowlana fuszerka. Kiedy w ruch idą wstęgi i nożyce, niejeden wykonawca wznosi w myślach modły w intencji pozostania tajemnicą faktu poczynionych przezeń materiałowych lub technologicznych oszczędności. Czasem niestety bez skutku, więc zdarza się nawet drogim drogom czy budynkom wyprowadzić inwestora na manowce, a zleceniobiorcę do prokuratury. I tak oto wali się plan uszczęśliwienia obywateli nowym, wzniesionym za ich pieniądze prezentem. Same inwestycje, te nam współczesne, zwalą się znacznie później. Zapewne jednak nie wszystkie, więc za tysiąc, dwa tysiące lat – o ile wtedy po Ziemi będzie jeszcze stąpał najokrutniejszy z drapieżników – może się zdarzyć, że jeden czy drugi budyneczek wydobędzie z mroku dziejów jakiś archeolog przyszłości. Gdym kiedyś ze szczęką na wysokości kolan łaził po pewnych (obecnie) włoskich grodach, które doświadczyły takiego losu, zadałem sobie jedno przydługie pytanie: „Czy gdyby Wezuwiusz na dziesiątki wieków schował pod pachę takie na przykład Legionowo, jego architektura wprowadziłaby naszych potomków w zachwyt porównywalny z tym, jaki wielu odczuwa oglądając ruiny miejscowości Pompeje i Herkulanum?”. A chwilę później zadumałem się nad odpowiedzią.
Uprzedzając wieńczące te rozważania wnioski, była ona oczywiście twierdząca. Weźmy typowy spółdzielczy blok. Już sama nazwa emanuje znamionującą doskonałość prostotą i solidnością. Nie zawodzi też kryjąca się pod nią treść. Jakież tam bogactwo architektonicznych smaczków, budowlanej finezji, piękna połączonego z funkcjonalnością. Przemyślany rozkład poczciwego M-3 wręcz musi następnych Ziemian oszołomić! W podręcznikach do historii będą rozpływać się nad ludzkim geniuszem stojącym za umiejscowieniem wnęki na szafę, sławić wielkość pradziada, który wymyślił zsyp na śmieci, chwalić pod niebiosa wynalazcę papy. I tak dalej, i tak dalej… A jeśli gdzieś jeszcze przetrwa kawałek tapety albo boazerii, padną na kolana nasi sukcesorzy, oddając hołd XX-wiecznym mistrzom sztuki zdobniczej. Niech schowają się jakieś antyczne mozaiki, rzeźby, wille, termy, amfiteatry i stadiony. Bo gdzie im tam do szkła, plastiku czy betonu! Można jedynie ubolewać, że przedwcześnie odszedł z tego świata słynny obiekt legionowskiego dworca. Jego perfekcyjna bryła na bank zainspirowałaby potomnych do poszukiwań twórczych. Ba, może nawet ukuto by dzięki niemu jakiś nowy termin w sztuce – był barok, więc mógłby być i barak. Pardon, neobarak.
Każdy człowiek, a pewnie i każda cywilizacja, gdzieś tam, w swojej zbiorowej świadomości, chciałaby, żeby coś po niej zostało. My, ekipa z XXI wieku, jesteśmy przekonani o naszej wyjątkowości, wszak penetrujemy kosmos i zajrzeliśmy do atomu. Super. Ale czy to wystarczy, aby pamięć o nas przetrwała całe tysiąclecia. Niekoniecznie. W konfrontacji ze starożytnym kamieniem i dłutem, panujący nam teraz zero-jedynkowy kod może jednak okazać się za słaby.