W lutym stróże powiatowego bezpieczeństwa tradycyjnie zdali samorządowcom doroczny raport. Tym razem mieli ku temu okazję podczas wyjazdowej sesji rady powiatu, odbywającej się w legionowskiej hali Arena. I jak to już często w przeszłości bywało, wystąpienia komendantów stały się początkiem ożywionej dyskusji.
Najpierw sprawozdanie złożył szef policji. Zaczął od resortowych statystyk. W ubiegłym roku funkcjonariusze (w ogólnej liczbie 219 – red.) podjęli wyjątkowo dużo, bo 23,5 tys. interwencji. Ich efektem było m.in. 120 zatrzymanych na gorącym uczynku, ponad 8,2 tys. pouczeń i przeszło 5,2 tys. mandatów.
Pożegnanie z wakatami
Po raz pierwszy od lat pracy komendy nie paraliżowały wakaty. – Jeżeli komendant stołeczny się zgodzi, a chętnych do pracy mamy bardzo dużo, nawet spoza naszego garnizonu, to myślę, że wakaty zostaną zapełnione w stu procentach – zapowiedział insp. Waldemar Perdion, komendant powiatowy policji w Legionowie. Podkreślił on, że ulice Legionowa i powiatu patrolowało w ubiegłym roku więcej funkcjonariuszy. Co także miało przełożenie na wyniki jednostki. – W ramach porozumienia, które podpisałem z komendantem Centrum Szkolenia Policji, wystawiliśmy dodatkowo 381 służb i 127 patroli. Mam nadzieję, ze ta współpraca będzie dalej kontynuowana. Jesteśmy po wstępnych rozmowach z komendantem CSP i myślę, że policyjnych praktykantów będzie na ulicach Legionowa i powiatu jeszcze więcej.
Skoro mowa o tendencjach zwyżkowych, odnotowano znaczący wzrost liczby włamań do mieszkań, domów i obiektów handlowych. Podobnie stało się też jednak z wykrywalnością. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drogach, doszło tam do blisko tysiąca zdarzeń. W ich wyniku śmierć poniosło sześć osób. Poza tym, w aspekcie komunikacji idzie ku lepszemu. – Zgodnie z poleceniem komendanta głównego, zwiększyliśmy stan etatowy o dziesięć procent. Chcemy też jeszcze bardziej rozwinąć współpracę z Żandarmerią Wojskową, dlatego i policjantów, i patroli mieszanych powinniśmy mieć na ulicach więcej – mówił insp. Perdion.
Strażaków ci u nas dostatek
Występujący przed radnymi dowódca powiatowych strażaków również zaczął sprawozdanie od kluczowych liczb. W 2015 roku jego podwładni ruszali do akcji prawie 1800 razy. Inna sprawa, że jak zwykle nie zawsze ją później podejmowali. – Jeśli chodzi o liczby, 59 procent stanowiły miejscowe zagrożenia, 34 procent pożary i 7 procent alarmy fałszywe. Przy czym chciałem dodać, że chodzi tu także o sytuacje, w których nie stwierdziliśmy zagrożenia, ale mogło ono wystąpić. Były w tym alarmy w dobrej wierze i dochodzące do nas z instalacji sygnalizacji pożaru poprzez monitoring – wyjaśnił st. bryg. Mieczysław Klimczak, komendant powiatowy PSP w Legionowie. Zwrócił też uwagę, że od kilku lat wzrasta liczba podejmowanych przez strażaków interwencji. W ubiegłym roku o 14 proc. Średni czas dojazdu na miejsce zdarzenie to około siedmiu minut. Być może ulegnie on nawet skróceniu, bo do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego włączono Wojskową Straż Pożarną z Zegrza. – Jest to dla nas ogromne wsparcie. To jednostka, w której strażacy – żołnierze pełnią całodobowy dyżur. Jednostka działa w zasadzie, jak nasz pododdział, wysunięty na północ powiatu – podkreślił strażak.
Mówiąc o planach na ten rok, komendant Klimczak zapowiedział m.in. duże powiatowe ćwiczenia na wypadek zdarzenia masowego. Kontynuowane są też poszukiwania działki, na której mogłaby stanąć nowa strażnica. Generalnie, w temacie powiatowego bezpieczeństwa dzieje się dobrze, co zauważył także sam starosta. – Panowie komendanci, komendant CSP, legionowskie WOPR oraz inne służby współpracują na terenie powiatu w sposób naprawdę krzepiący. Przy jakichkolwiek zagrożeniach i w sytuacjach kryzysowych informują się na bieżąco, ten kontakt jest bezpośredni – powiedział Robert Wróbel. Taka formuła się sprawdza. Warto jednak pamiętać, że jak w każdej dziedzinie życia, tak i w ochronie bezpieczeństwa obywateli można coś poprawić.
(Nie)bezpieczna dyskusja
O ile sesyjnego raportu komendanta straży pożarnej radni z powiatu nie komentowali, zagadnienia policyjne omówili bardzo wnikliwie. Wiele uwagi poświęcając m.in. spadającej wykrywalności sprawców tzw. uszczerbków na zdrowiu. – Tymczasem wydawałoby się, że przynajmniej w ostatnim czasie nie wystąpiły jakieś czynniki, które by w sposób systematyczny utrudniały ustalenie sprawców. Wręcz przeciwnie, wydawało mi się, że postęp techniczny w tym zakresie powinien raczej pomagać – ironizował Grzegorz Kubalski, członek zarządu powiatu. Według adresata tych słów, mniejsza wykrywalność to w tym przypadku głównie kwestia arytmetyczna. A w policyjnych statystykach często „mieszają” sami poszkodowani. – Niekiedy w toku dalszego postępowania strona zgłaszająca zdarzenie się wycofuje. Od lipca pokrzywdzony ma bowiem takie uprawnienia. Wtedy postępowanie trzeba umorzyć. Tym samym dynamika rośnie, ale wykrywalność spada, bo już nie ma sprawcy – wyjaśniał komendant KPP w Legionowie.
Radnych zaniepokoił także ubiegłoroczny wzrost liczby włamań – z 296 do 349. Tu akurat szef policji krytykę mężnie wziął na klatę. – Podejmiemy wszystkie dozwolone prawem działania, żeby przede wszystkim zatrzymać sprawców. Chcąc to osiągnąć, trzeba na ulice skierować więcej policjantów, równie nieumundurowanych. Ich nie widać, ale oni też w nocy jeżdżą. Ale generalnie musimy po prostu nasycić teren mundurem – dodał insp. Waldemar Perdion. Teraz, jak zauważyli samorządowcy, jest w tej materii dużo do poprawienia. – Nie ma policji wśród społeczeństwa. Gdzieś tam radiowóz szybko przejedzie, jadąc na zdarzenie. Z kolei dzielnicowy jest przeładowany zadaniami, w ogóle nie swoimi – twierdził radny Stanisław Kraszewski. – Rzeczywiście, dzielnicowi mają naprawdę dużo pracy, ale też wiele obowiązków z nich zdjąłem. Nie prowadzą postępowań przygotowawczym nie prowadzą prowadzą spraw o wykroczenia, nie zajmują się również profilaktyką społeczną – odpowiedział komendant.
Obywatelski cynk
Osobliwy pogląd na sprawę społecznego komfortu związanego z osobistym bezpieczeństwem wyraził Szymon Rosiak. Tym razem bardziej jako prezes SMLW, nie zaś przewodniczący rady powiatu. – Odnoszę wrażenie, że to nie wynika z subiektywnego poczucia zagrożenia, tylko z poczucia zwiększenia bezpieczeństwa, wtedy gdy policjanci wędrują po osiedlu. Fakt, że zdaniem mieszkańców wędrują zbyt rzadko, to w pewnej mierze pokłosie… policyjnej skuteczności. Każdym, kogo przyłapano na zadzieraniu z prawem, trzeba bowiem później troskliwie się zająć. – Proszę zrozumieć, że osoby, które zatrzymujemy, trzeba zawieźć do aresztów śledczych i zakładów karnych. Pomaga nam w tym także komenda stołeczna, gdy na przykład przychodzi nakaz doprowadzenia zatrzymanego do prokuratury w Katowicach czy Gdańsku. Posiłkujemy się więc komendą stołeczną, która wtedy deleguje załogę – tłumaczył insp. Perdion.
Na sprawne działanie policji duży wpływ mają też ci, których ona chroni – zwykli, spokojni mieszkańcy. Wielu z nich stara się nawet jej pomagać. O ile, jak zauważył przewodniczący Rosiak, nie wychodzi im to później bokiem. A chodzą słuchy, że czasem wychodzi. – Jeżeli obywatel interweniuje na policji w przypadkach nagannego zachowania swoich sąsiadów, to bardzo łatwo ten sąsiad, na którego był donos, dowiaduje się, kto dzwonił. Nie wiem, czy to jest prawda, czy nie. Ale powoduje to, że ludzie zniechęcają się do tego, żeby zadzwonić – zauważył Szymon Rosiak. Rozmawiając o bezpieczeństwie, radni – głównie ustami Stanisława Kraszewskiego – negatywnie ocenili również ostatnie zmiany w ustawie o policji. Mieszkańcy mogą tylko mieć nadzieję, że tym razem samorządowcy się mylą.