Komunikacja pomiędzy ratuszem a obywatelami z reguły bywa jednostronna. Od czasu do czasu urzędnicy mieszkańców o zdanie jednak pytają. Szczególnie w sprawach ważnych, a do takich należy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Publiczna debata nad jego częścią dotyczącą dzielnicy Ludwisin odbyła się w Legionowie w ostatni czwartek. Choć publiczną była, mając na uwadze nikłą frekwencję, tylko z nazwy.

– Dyskusja nad zmianą planu zagospodarowania przestrzennego jest wymogiem ustawowym. Ale nie zmienia to faktu, że chcemy w Legionowie budować społeczeństwo obywatelskie, włączać mieszkańców do podejmowania decyzji, i zawsze chętnie pytamy ich o zdanie, chcąc wysłuchać ich opinii – mówi rzeczniczka ratusza, Tamara Mytkowska. Tyle że opinii, podobnie jak uczestników spotkania, nie było wiele. Za to ci, co przed południem pofatygowali się do sali konferencyjnej ratusza, przyszli tam z konkretnymi problemami.

Bodaj najdłużej rozmawiano o placówce opiekuńczej, która według mieszkańców ulicy Kozietulskiego powstaje w ich sąsiedztwie z naruszeniem prawa. – Pogwałcono dotychczas wszelkie normy: wysokość, wielkość, ilość kondygnacji. A nie wiadomo, co tam później zostanie przekombinowane – mówiła zbulwersowana mieszkanka budynku przy Kozietulskiego 15. – Wiemy, że naruszono stare prawo. Administracja państwowa, tak powiatowa, jak i wojewódzka, reaguje zaś na wszystko kuglarsko – wtórował jej sąsiad spod numeru 5.

Tyle mieszkańcy. Ale zdaniem autora projektu nowego planu, kwestionowana przez nich inwestycja nie w każdym aspekcie musiała być budowlaną samowolką. – Na wniosek, prawdopodobnie zainteresowanych osób, do studium uwarunkowań, które rada uchwaliła w 2007 roku, wprowadzono „UZ”, czyli teren pod inwestycję związaną z ochroną zdrowia – tłumaczył architekt Szymon Zabokrzecki. Czym innym są jednak ustalenia na papierze, a czym innym budowlana rzeczywistość. Tyle że kwestia ich respektowania nijak się ma do planu zagospodarowania. Trzymanie w ryzach lokalnych inwestorów to zadanie urzędników z powiatowego wydziału architektury. – To oni mają obowiązek sprawdzić, czy zamierzenie inwestycyjne jest zgodne z miejscowym planem, czy spełnia warunki Ustawy prawo budowlane i wszystkich pokrewnych rozporządzeń – dodał projektant.

Omawiany w czwartek plan to do czasu uchwalenia przez radę miasta i opublikowania w dzienniku urzędowym województwa jedynie zadrukowany papier. Chociaż zasadniczo nie różni się od aktualnie obowiązującego dokumentu, rodził się w bólach od blisko ośmiu lat. – Przyczyną tak długiego opracowywania tego planu były problemy przy uzyskiwaniu zgody na zmianę przeznaczenia gruntów leśnych. To długotrwały, zabierający około roku proces. Teraz wszystko udało się już uzgodnić, czekamy więc tylko na opinie mieszkańców. Swoje uwagi mogą oni zgłaszać do 13 marca – informuje Tamara Mytkowska. Po tym terminie żadnych reklamacji urzędnicy na pewno nie uwzględnią. Jeśli więc jest jeszcze w Ludwisinie ktoś zainteresowany korektą planu, powinien się pospieszyć.