Jak na typowego wierzchowca, młodzi nie są. Jak na satyryków – także. Mimo to, po ponad 27 latach rozśmieszania rodaków, kabaret Koń Polski na brak weny nie narzeka. O czym w czwartek z powodzeniem przekonywał zgromadzoną w ratuszu legionowską publiczność.

– Jeszcze chyba czujemy się młodo i inspiracji nie brakuje. Tym bardziej, że dużo różnych śmieszności pojawia się w naszym życiu publicznym, więc jest się z czego śmiać – zapewnia Leszek Malinowski. Konkurencją młodego pokolenia satyryków weterani z Koszalina się nie martwią. Wręcz przeciwnie. – Tak naprawdę to my się cieszymy, że coś w trawie piszczy i jest trochę młodych kabaretów. Był taki moment, że czuliśmy się nieco samotni na rynku, a teraz tych wykonawców jest bardzo dużo – przyznaje lider formacji.

– To zawsze działa dopingująco. Jak się człowiek ściga sam ze sobą, jest tak sobie. W większej grupie jest fajniej – dodaje Waldemar Sierański. W czwartek Koń Polski z nikim ścigać się nie musiał. Scenę artyści mieli tylko dla siebie, podobnie jak przybyłą w sile blisko dwustu osób publiczność. Jak przyznali, do nawiązania dobrego kontaktu z widzami taka ich liczba jest w sam raz. – Ostatnio na rynku jest taki melanż. Są duże sceny, na których występują artyści od sasa do lasa. Zaczynając od zespołów rockowych, a na tańcu dziecięcym kończąc. W międzyczasie jest jeszcze kabaret i poezja śpiewana. A dla kabaretu najlepszym miejscem są właśnie kameralne sale. Tam jest najfajniejszy kontakt i tam się powinno kabarety oglądać – uważa Sierański.

W Legionowie dwaj klasycy polskiego humoru warunki mieli zatem wymarzone. Wspomagani w kilku skeczach i piosenkach przez znaną z ich przedstawień jasnowłosą Marię Borzyszkowską, pokazali wszystko to, za co przez lata pokochali ich fani. Ostrzem satyry oberwała między innymi krajowa klasa polityczna. Nie jest jednak tajemnicą, że stałym punktem repertuaru Konia Polskiego stały się perypetie Mariana i jego małżonki Heli. Ale jak to często w podobnych sytuacjach bywa, ich szczęśliwy związek narodził się trochę przypadkowo. – Kiedyś tam napisałem zręby tego skeczu i tekst natychmiast wrzuciłem do szuflady. Stało się tak, ponieważ kategorycznie zapowiedziałem, że ja się za babę nie przebiorę – śmieje się Leszek Malinowski. Pomysłodawca scenicznego małżeństwa przełamał się dopiero przy okazji telewizyjnego programu kabaretowego „Wieczór z blondynka w tle”. A i to niechętnie. – Powiedziałem: zrobimy wyjątek, ten jeden raz się przebiorę. Zrobiłem to i już się nie rozebrałem, cycki mi rosną… Teraz już tak jest, że kiedy otrzymujemy zaproszenia na występy, to pierwsze pytanie jest takie, czy będzie Marian i Hela.

Kolejną edycję Legionowskich Czwartków Kabaretowych organizatorzy znów mogą uznać za udaną. Bo choć od nadmiaru widzów sala widowiskowa ratusza w szwach tym razem nie pękała, ze śmiechu robiła to przez blisko dwie godziny.