Telewizja, przynajmniej w obiegowej opinii, kłamie. Od kilku lat obywatele żyjący w „drugiej Japonii” niedługo po dobranocce regularnie oglądają zresztą tego dowody. Czasem tak wyraźne, że aż – niczym mieszkańcom tej pierwszej – ze zdziwienia robią im się skośne oczy. Jak zatem (na ekranie) widać, z publiczno-telewizyjną wiarygodnością jest kanał. O wiele lepiej ma się natomiast prasa. Ale i w jej przypadku wiarę dobrze jest oddzielać od rozumu…

Na słowie pisanym masy czytające polskich miast i wsi wciąż polegają niczym przez długie dekady na doniesieniach „Trybuny Ludu”. Co też, o czym z dumą zawiadamiamy, odczuliśmy w „Miejscowej” całkiem osobiście. Otóż wedle doniesień kilku co bardziej nam życzliwych czytelników, wielu z tych pozostałych żywi przekonanie, iż tzw. dymki, którymi często pykają z ust rodzimi celebryci na pierwszej stronie naszego pisma, przedstawiają treści rzeczywiście przez nich wyartykułowane. Przekonanie zgodne z zasadą: skoro napisali w gazecie (ewentualnie, zdaniem notorycznie odurzających się tym określeniem panów dziennikarzy z To i Owo – w „gazetce”), to musi być prawda! No cóż, spieszymy wyjaśnić: nie musi.

Prawdziwe te króciutkie „wypowiedzi” nigdy nie były i nie będą. To tylko niewinne, skromne ornamenty, mające przyciągnąć wzrok, a gdy się uda, to nawet wywołać uśmiech na twarzy. Ornamenty słowne, lecz nie… dosłowne. O czym niniejszym wszem i wobec, tak na wszelki wypadek, zawiadamiamy.