fot. arch.

Tej „tradycji” z pewnością szczypiorniści KPR-u Legionowo woleliby nie kultywować. Stało się jednak inaczej i po sobotnim meczu (7 maja) kolejny raz opuszczali halę w Białej Podlaskiej na tarczy. Chociaż przez większość spotkania prowadzili goście, to po szalonej, emocjonującej końcówce trzeci w tabeli AZS-AWF zdołał pokonać wicelidera Ligi Centralnej 24:23.

W sobotnim pojedynku gospodarze mieli ogromną chęć na zmniejszenie pięciopunktowej straty do zaledwie dwóch „oczek”. Szansę tym bardziej prawdopodobną, że hala w Białej Podlaskiej jest dla legionowskiego KPR-u raczej mało gościnna. Dość przypomnieć, że w czterech ostatnich konfrontacjach aż trzy razy goście z Mazowsza schodzili tam z parkietu pokonani. Ale ponieważ statystyki nie grają, odpowiedź na nurtujące kibiców szczypiorniaka pytania musiało dać boisko.

Pierwsza bramka w tym od początku zaciętym meczu padła dopiero w czwartej minucie, a zdobył ją dla KPR-u z rzutu karnego Kamil Ciok. Najwyraźniej takiego przełamania obu drużynom było trzeba, bo dopiero od tego momentu zaczęło się ostrzeliwanie każdej z bramek. Z lekkim wskazaniem na KPR, który w 10 minucie prowadził 4:3. Kiedy grając w przewadze gospodarze wyrównali, po kilku minutach strzeleckiego impasu legionowianie znów wyszli na prowadzenie, a po chwili Tomasz Kasprzak podwyższył na 6:4. KPR spokojnie i metodycznie robił swoje, gospodarze natomiast mieli kłopot ze sforsowaniem jego szczelnej defensywy. W 15 minucie ich trener wziął czas i próbował sprawić, aby jego drużyna wróciła na właściwe tory. Wyszło to jednak średnio, bo pięć minut później KPR, po bramce Filipa Fąfary, prowadził już 9:6. I wiele wskazywało na to, że mając naprzeciw bezbarwnych w tej fazie meczu gospodarzy, zdoła tę przewagę co najmniej utrzymać. Zwłaszcza że niedługo później prowadził już czterema golami. Wtedy kolejny raz obie ekipy zapadły w snajperski letarg, z którego po stracie piłki przez KPR pierwszy wybudził się AZS, zdobywając w 28 minucie swoją ósmą bramkę. Wtedy z kolei o czas poprosili szkoleniowcy drużyny gości. Tuż po nim pierwsza połowa spotkania dobiegła końca, a do szatni KPR zszedł, wygrywając 12:9.

W przerwie meczu, zamiast widywanych zwykle na boiskach cheerleaderek, na parkiet wskoczył zespół baletowy. Z majestatycznym, pełnym gracji tańcem, którego tempo zdecydowanie nie powinno być dla gospodarzy inspiracją na drugą część gry… Gdy już się ona rozpoczęła, to znów KPR trafił jako pierwszy. Lecz dwie kolejne bramki zdobył AZS-AWF i kiedy przewaga gości stała się już tylko najmniejsza z możliwych (13:12), Marcin Smolarczyk i Michał Prątnicki znów poprosili o przerwę. Jeśli bowiem przez moment mieli nadzieję, że z Białej Podlaskiej łatwo uda się wywieźć trzy punkty, to miejscowi coraz mocniej chcieli ich jej pozbawić. W 42 minucie wyrównali na 15:15 i bój rozpoczął się właściwie od nowa. Na szczęście kolejne trzy trafienia zaliczyli legionowianie, dzięki czemu mogli rozgrywać swoje akcje z trochę mniejszą presją. Siedem minut przed końcem rywalizacji gospodarze powędrowali na kolejną przerwę, bo jeśli chcieli podtrzymać zwycięską passę, przyszedł na to najwyższy, nomen omen, czas. Realizować ten plan zaczęli dobrze, bo niedługo później Leon Łazarczyk strzałem z karnego doprowadził do remisu po 20, a po następnej akcji jego drużyna wyszła na prowadzenie. Wtedy stało się jasne, że tego wieczoru walka o punkty będzie trwała do ostatniej sekundy meczu.

Gdy w 58 minucie miejscowi wygrywali 23:21, KPR musiał postawić wszystko na jedną kartę. A ponieważ karty posiadał niezłe, 45 sekund przed końcem Michał Prątnicki wyrównał na 23:23. Tyle że piłkę mieli goście i niestety dla KPR-u zrobili z niej dobry użytek, zdobywając gola zaledwie pięć sekund przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Goście wprawdzie wznowili jeszcze grę po wziętym przez ich trenerów czasie, ale nie zdążyli już rozegrać skutecznej akcji. W efekcie przegrali sobotnie spotkanie 23:24, ponownie opuszczając Białą Podlaską bez punktów.

AZS-AWF Biała Podlaska – KPR Legionowo 24:23 (9:12)

Bramki dla KPR: Ciok – 7, Kasprzak – 4, Fąfara – 3, Brzeziński i Laskowski – po 2, Chabior, Prątnicki, Śliwiński, Tylutki i Wołowiec – po 1.

Poprzedni artykułBadanie na zawołanie
Następny artykułW bibliotece jak w domu
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.